Otwarcie mistrzostw Europy w Gandawie w wykonaniu polskich siatkarek było znakomite. Narzekać można tylko na sposób, w jaki zaczęły mecz ze Słowenkami. - Potrzebowałyśmy po prostu "wejść w mecz", zacząć troszeczkę spokojniej. Musiałyśmy trafić w swój rytm, co udało nam się pod koniec pierwszego seta. Zwycięstwo cieszy, a przed nami kolejne mecze - wskazuje Magdalena Jurczyk.
Środkowa drużyny Stefano Lavariniego zdobyła w piątek siedem punktów, z czego pięć atakiem i po jednym blokiem oraz zagrywką. Była też bohaterką jednej akcji, która mogła nieco przestraszyć kibiców. Przy stanie 18:9 dla Polek skakała do bloku po ataku rywalek razem z Joanną Wołosz. Piłka odbiła jej się od głowy, pomiędzy dłońmi i spadała w boisko. Jurczyk próbowała podbić ją jeszcze nogą, ale nie trafiła w piłkę. Było za to blisko, żeby trafiła lecącą w stronę piłki do obrony Magdalenę Stysiak.
Oczywiście to całkowity przypadek, ale dobrze, że po całej sytuacji Stysiak się jedynie uśmiechnęła, a reszta kadry nieco rozluźniła, widząc, co się stało. - Myślę, że wszystko było pod kontrolą, wykonałam taki odruch bezwarunkowy - wyjaśnia Jurczyk. - Chciałam podbić piłkę nogą, a nie widziałam tam Madzi. Ona się uśmiechnęła, bo też widziała, że wyskoczyłam trochę do tej piłki. Dobrze, że nic się nie stało, że się nie zderzyłyśmy i wszystko jest w porządku - dodaje siatkarka.
Dla Polek w pierwszym meczu turnieju kluczowe było trenowanie zgrania z Joanną Wołosz, która cały czas szuka odpowiedniego rytmu gry z najlepszymi zawodniczkami kadry. - Słowenki to nie jest top, czołówka, więc dobrze, że trafiłyśmy na drużynę, z którą mogłyśmy spokojnie wejść w turniej. A im więcej meczów zagramy, tym lepsze będzie nasze zgranie - zapewnia Magdalena Jurczyk.
Polski zespół niosło wsparcie kilkuset kibiców, którzy pojawili się na trybunach hali w Gandawie. - My byłyśmy w Polsce. Takie miałam wrażenie, gdy weszłam do hali i zobaczyłem te czapki, szaliki i polskie flagi - ocenia środkowa. - Nie było na trybunach nikogo innego. To cieszy i dziękujemy za doping. Liczymy, że na kolejnych meczach będzie ich równie dużo, a może nawet więcej.
Sobota to dla Polek czas odpoczynku, dzień bez rozgrywanego meczu. Cenny, bo potem mają przed sobą maraton trzech dni i trzech meczów z rzędu. - Po meczu od razu idziemy do łóżka, potem regeneracja i czekamy na kolejne mecze. W sobotę pewnie lekko potrenujemy w hali albo na siłowni, a w niedzielę będziemy gotowe na spotkanie z Węgierkami - opisuje Jurczyk.
Spotkanie zaplanowano na godzinę 20. W sobotę Węgierki zagrają jeszcze jeden mecz przed rywalizacją z Polkami - o 17 zmierzą się z Ukrainkami w kluczowym dla nich spotkaniu tego turnieju. Jeśli przegrają, walczyć o awans do 1/8 finału będzie im już bardzo trudno.