Ostatni raz polskie siatkarki przegrały na otwarcie mistrzostw Europy osiem lat temu. W 2015 roku mierzyły się jednak z silnymi Włoszkami, które pokonały je w czterech setach. W ostatnich latach było łatwiej. Ale na ostatnich wielkich turniejach to właśnie pierwsze spotkania nie wychodzą kadrze Stefano Lavariniego perfekcyjnie.
Tak było zarówno na zeszłorocznych mistrzostwach świata, gdy Polki ledwo wyrwały zwycięstwo 3:1 z Chorwatkami, jak i w tegorocznej Lidze Narodów, gdy w fazie zasadniczej, pomimo wygranej w pięciu setach z Kanadą, zagrały jedno z najsłabszych spotkań w tym sezonie. Kompletnie nie przypominały zespołu, który potem ogrywał rywala za rywalem. Wejście w nowy turniej zawsze stanowi dla kadry trudne wyzwanie, potrzeba jej chwili na złapanie odpowiedniego rytmu.
Teraz o wynik trudno się jednak martwić, bo przeciwnik jest od Polek wiele słabszy. To jeden z trzech outsiderów grupy A - Słowenki walczą w niej głównie o czwarte miejsce, ostatnie dające awans do 1/8 finału, z Ukrainkami i Węgierkami. Z Polkami w ostatnich ośmiu latach grały na ME dwukrotnie i w obu przypadkach przegrały 0:3. Teraz, choć zawodniczki Stefano Lavariniego będą chyba jeszcze większym faworytem spotkania niż w 2019, czy 2015 roku, w Słowenii cieszą się, że to właśnie meczem z nimi otworzą turniej.
- To dla nas idealny przeciwnik, bo jest silny, a my nie zagramy pod wielką presją. Nasz zespół mocno zmienił się od ostatnich mistrzostw Europy, mamy wiele młodych zawodniczek, ale dobrze się z nimi dogadujemy. Wspólnie generujemy sporo pozytywnej energii i radości ze wspólnej gry, co może być naszą największą siłą na boisku - uważa cytowana przez portal dziennika "Delo" Sasa Planinsec, doświadczona środkowa Słowenek.
W polskiej kadrze przed mistrzostwami Europy doszło do dwóch zmian względem tego, jak zawodniczki przygotowywały się do turnieju. Do Belgii nie poleciały kontuzjowane Malwina Smarzek i Martyna Czyrniańska, a na przyjęcie Stefano Lavarini dodatkowo powołał zawodniczkę Developresu Bella Dolina Rzeszów, Weronikę Szlagowską.
Za siatkarką trudny okres - jeszcze niedawno była w Chinach i wywalczyła tam dla Polski brązowy medal Uniwersjady. - Nie było wielkich problemów, choć zmęczenie się pojawiło - mówi Sport.pl po przyjeździe na mistrzostwa Europy do Gandawy. - Grałyśmy o medale, więc miałyśmy za sobą maksymalne pięć meczów. Ale nie było tragedii, myślałam, że będzie gorzej zwłaszcza z przestawieniem się na inną strefę czasową. Całe szczęście, że byłam cały czas w treningu i do kadry mogłam dołączyć w zasadzie z marszu - wskazuje Szlagowska.
Jak świeżym okiem patrzy na kadrę po kilku tygodniach od powrotu z Ligi Narodów z brązowym medalem? - Niewiele się zmieniło. Treningi nadal są na bardzo wysokim poziomie, a atmosfera pomiędzy dziewczynami wciąż bardzo dobra. Faktycznie mam trochę inne spojrzenie na zespół, ale nie miałam problemu z tym, żeby ponownie wkomponować się do drużyny - uważa Weronika Szlagowska.
- W kadrze rośnie pewność siebie, bo wreszcie udało nam się coś zdobyć. Nareszcie przyszedł sukces, o którym mówiło się od początku, od przyjścia trenera Lavariniego. Dziewczyny postawiły pierwszy krok do tego, co było zakładane w tym całym procesie po pojawieniu się nowego trenera. Te, które grają najwięcej mają na sobie jednak także większą odpowiedzialność. Fajnie wreszcie grać o coś, liczyć się wśród najlepszych drużyn na świecie - dodaje przyjmująca kadry.
Mecz ze Słowenkami będzie sprawdzianem i polem do przystosowania się do nowego wyzwania. Polki zagrają w hali Topsporthal Vlaanderen, położonej w kompleksie sportowych obiektów w Gandawie. Ta może pomieścić 5 tysięcy kibiców, a jej trybuny są położone dość blisko boiska, inaczej niż w hali w Monzie, Tallinie i Duesseldorfie - innych arenach tegorocznych mistrzostw Europy. Atmosfera, jeśli pojawi się w niej nawet kilkuset polskich kibiców, może zawodniczkom bardzo pomóc. Piątkowe spotkanie rozpocznie się o godzinie 20:00. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.