Polskie siatkarki pokonały Niemki 3:1 (25:12, 21:25, 25:21, 26:24) i awansowały do półfinału Ligi Narodów pierwszy raz w historii ich występów w tych rozgrywkach. Niestety, nie dokonały tego przy pełnych trybunach. Hala w Arlington w Teksasie, gdzie odbywa się turniej finałowy, była w czasie meczu Polek dość przykrym widokiem.
Według oficjalnego raportu meczowego spotkanie Polek z Niemkami oglądało 1290 kibiców. Na szczęście większość z nich dopingowała kadrę Stefano Lavariniego, więc zawodniczki nie mogły narzekać na brak dopingu i odpowiedniej meczowej atmosfery. Jednak sam widok w większości pustych trybun mógł pozostawić poczucie niedosytu.
W końcu hala w Arlington - uniwersytecki obiekt College Park Center - może pomieścić 7 tysięcy widzów. Na meczach ligi NCAA z udziałem Dallas Wings trybuny szczelnie wypełniają się fanami koszykówki, ale nawet najlepsze drużyny siatkówki kobiet na świecie nie były w stanie przyciągnąć do Arlington tak wielu fanów, jak mecze drużyn uczelnianych.
To akurat nic dziwnego, bo sport uniwersytecki - w tym siatkówka - jest w USA bardzo popularny. Jednak to nie pierwszy raz, gdy profesjonalna siatkówka i mecze zagranicznych reprezentacji w Lidze Narodów nie sprawdzają się w Stanach Zjednoczonych. W zeszłorocznej edycji rozgrywek Polki grały jeden z turniejów fazy zasadniczej w Bossier City, w obiekcie o jeszcze większej pojemności - 14 tysięcy. Wtedy było ekstremalnie źle: na mecze Polek przyszło w najlepszym przypadku 355 widzów, a mecze gospodarza, USA, oglądało maksymalnie 1545 osób.
Teraz aż tak źle nie jest, a i Międzynarodowa Federacja Siatkówki (FIVB) wyciągnęła wnioski, zmieniając obiekt na mniejszy, żeby nie narazić się na tak abstrakcyjne przypadki pustek na trybunach, jak rok wcześniej w Bossier City. Problemów w Arlington można było się jednak spodziewać. Sytuacji nowemu gospodarzowi finałów Ligi Narodów nie ratuje nawet frekwencja na meczach drużyny gospodarza turnieju.
O 2:30 polskiego czasu w czwartek Amerykanki grały swoje ćwierćfinałowe spotkanie z Japonkami, które wygrały 3:1 (25:23, 25:21, 18:25, 25:18). Ich zwycięstwo obserwowało prawie cztery razy więcej widzów niż mecz Polek - 4904 osoby. Atmosfera i wrażenia były o wiele lepsze niż na meczu Polek, ale to jednak wciąż daleko do możliwości, jakie zagwarantowałaby pełna pojemność hali College Park Center.
Nie wspominając o frekwencji na poprzednich finałach - dla porównania mecz ćwierćfinałowy reprezentacji Turcji w Ankarze w zeszłym roku widziało 11050 kibiców (obiekt oficjalnie mieścił 10400 kibiców, ale został specjalnie poszerzony o dodatkowe trybuny). W obecnym sezonie Ligi Narodów aż 25 meczów fazy zasadniczej miało lepszą frekwencję niż spotkanie USA-Japonia, więc nie jest też tak, że w tych rozgrywkach nie ma potencjału. Trzeba go jedynie odpowiednio szukać.