Wielkie odkrycie reprezentacji Polski. Zastąpiła naszą gwiazdę. I nawet nie wie, jak ją chwalą

Łukasz Jachimiak
- Po prostu wykonuję swoją robotę. Wykonuję ją chyba dobrze, efekty na pewno są. Zadanie przede mną było bardzo trudne i cieszę się, że zwłaszcza samej sobie udowodniłam, że potrafię. Wejść w buty Asi Wołosz nie było łatwo - mówi w rozmowie ze Sport.pl Katarzyna Wenerska. 30-letnia rozgrywająca stała się jedną z gwiazd reprezentacji Polski siatkarek.

W piątek w koreańskim Suwonie reprezentacja Polski siatkarek pokonała Bułgarię 3:1 (26:28, 25:19, 25:16, 25:15) w swoim już jedenastym meczu Ligi Narodów.

Zobacz wideo Monika Fedusio najlepszą siatkarką sezonu! "Ten wybór nie był oczywisty"

Polki są rewelacją rozgrywek. Z bilansem 9:2 zajmują pierwsze miejsce w 16-zespołowej stawce (drugie Amerykanki mają bilans 9:1, rozegrały o jeden mecz mniej). W połowie lipca kadra prowadzona przez Stefano Lavariniego wystąpi w turnieju finałowym (dla ośmiu najlepszych ekip) w Arlington w Teksasie.

- Myślę, że każda z nas ma w głowie to, co chciałybyśmy osiągnąć w tym sezonie. Medale biorę w ciemno, nieważne kolory! - mówi Katarzyna Wenerska, myśląc i o finałach VNL, i o późniejszych mistrzostwach Europy. - Fajnie byłoby, gdyby nasza reprezentacja po długiej przerwie w końcu coś zdobyła. Ale od medali jeszcze ważniejsza byłaby kwalifikacja olimpijska. O tym rozmawiamy najwięcej i o tym szczególnie myślimy - dodaje nasza rozgrywająca, która znakomicie prowadzi grę Polek pod nieobecność kontuzjowanej Joanny Wołosz.

Łukasz Jachimiak: Gratuluję kolejnego zwycięstwa, ale od razu proszę, żebyśmy się uczciwie rozliczyli z waszego meczu z Bułgarkami. Zgodzisz się, że z czterech setów dobrze zagrałyście dwa i pół? Najpierw napędziłyście stracha kibicom, którzy wstali o piątej, żeby was oglądać.

Katarzyna Wenerska: Dziękuję za gratulacje, a z oceną się zgadzam. Pierwszy set i połowa drugiego nie były w naszym wykonaniu za dobre. Same sobie zgotowałyśmy ciężki los, bo w pierwszym secie miałyśmy kilka punktów przewagi i chyba to nas trochę zgubiło. Na szczęście wygrałyśmy ten mecz - to jest dla nas najważniejsze, bo nie tracimy ważnych punktów do rankingu, co ma znaczenie w walce o awans na przyszłoroczne igrzyska olimpijskie.

Trener Stefano Lavarini chyba się bardzo wkurza, gdy tak łatwo tracicie wypracowaną przewagę przez to, że po prostu spada wam koncentracja?

- On dobrze wie, o co gramy, więc na pewno nie lubi takich sytuacji. Każde nasze rozproszenie może się skończyć tym, że stracimy dużo w rankingu. Skoro jesteśmy tak blisko wygrania seta, ale go przegrywamy, to myślę, że każdy by się zdenerwował.

Wy macie w Lidze Narodów bilans 8:2, a Bułgarki 2:8 - bardzo trudno jest wyjść na takiego rywala z identycznym nastawieniem jak na Chinki czy Amerykanki?

- Na pewno z tymi teoretycznie słabszymi zespołami jest nam dużo trudniej o koncentrację. Zwłaszcza gdy już wypracujemy sobie kilkupunktową przewagę. Wtedy pojawia się niepotrzebne rozluźnienie i zamiast docisnąć, zdarza nam się trochę odpuścić. Szczęście w tym nieszczęściu, że sobie poradziłyśmy i skończyłyśmy z wygraną.

Trochę żartując, moglibyśmy wasz ostatni mecz w fazie zasadniczej zapowiadać jako najtrudniejszy, bo zmierzycie się z Koreankami, które przegrały wszystkie mecze. Jak wy się dacie radę na nie skoncentrować?

- Koreanki jeszcze nie wygrały, ale myślę, że mogą nam namieszać na siatce. Zwłaszcza jak do tego dojdzie nasz brak koncentracji. Wtedy może być gorąco. Ale wierzę, że do tego nie dopuścimy. I że zagramy dobry mecz, a przede wszystkim, że wygramy, bo to jest naszym celem.

W tym najtrudniejszym momencie meczu z Bułgarkami wasz zespół pociągnęła Magda Stysiak. Ona jest oczywistą liderką, ją kibice już dobrze znają. A czy ty czujesz się taką liderką nieoczywistą? Pewnie docierają do ciebie naprawdę duże pochwały za to jak prowadzisz naszą grę i jak dźwignęłaś rolę zawodniczki, która musi zastąpić kontuzjowaną Joannę Wołosz?

- Ja trochę tego nie czuję. Zwłaszcza że jestem takim człowiekiem, który odcina się od wszelkich mediów, od tego czy ktoś mnie chwali, czy nie. Po prostu wykonuję swoją robotę. Wykonuję ją chyba dobrze, efekty na pewno są. Zadanie przede mną było bardzo trudne i cieszę się, że zwłaszcza samej sobie udowodniłam, że potrafię. Wejść w buty Asi Wołosz nie było łatwo.

Mówisz, że nie czytasz opinii o sobie, to jedną ci przytoczę. Magdalena Śliwa, czyli rozgrywająca mistrzyń Europy z 2003 i 2005 roku, zapytana przez nas czy po powrocie do zdrowia Joanna Wołosz wróci też do podstawowego składu, powiedziała: "Jeśli drużyna dobrze funkcjonuje, to ja bym zostawiła tak, jak jest". Myślę, że to dla ciebie duży komplement.

- Takie słowa z ust pani Magdy? Czuję się bardzo doceniona, jest mi bardzo miło! Ale sezon jest bardzo długi, Asia na pewno jest nam potrzebna, nie ma dwóch zdań. A ja oczywiście będę robiła wszystko, żeby jej w jakiś sposób dorównać i gościć na boisku jak najczęściej.

Trener Lavarini lubi z wami rozmawiać indywidualnie i tłumaczyć, jaką ma wizję, jakie są jego pomysły? Dążę do tego czy może mieliście rozmowę, w której trener ci powiedział, że świetnie się spisujesz i być może będziesz grała pierwsze skrzypce nawet wtedy, gdy Wołosz wróci?

- Takich rozmów nie ma. Rozmawiamy o rzeczach bieżących, o każdym najbliższym meczu. W przyszłość nie wybiegamy.

Powiedz proszę szczerze - jak bardzo rozbudziły się twoje osobiste ambicje? Rozumiem, kiedy sportowcy mówią, że najważniejsza jest drużyna i że wszystko jej podporządkowują. Ale wierząc, że tak naprawdę jest, wyobrażam sobie, że ta osobista ambicja też jest ważna i myślę, że nie można jej zduszać.

- Wiadomo, że ja chcę grać jak najlepiej i dążę do tego, żeby być coraz lepszą. A czy trener postawi na mnie, na Asię, na Julkę [Nowicką] czy na jeszcze inną rozgrywającą, to jego decyzja. Ja po prostu będę robiła wszystko, żeby dostawać jak najwięcej szans grania. Lepiej myśleć tak, a nie o tym czy będę dalej pierwszą rozgrywającą, czy nie.

Twój rozwój jest pewnie dla wielu kibiców o tyle zaskakujący, że nie jesteś młodziutkim supertalentem. Masz 30 lat, jesteś już doświadczoną siatkarką, ale w kadrze zadebiutowałaś dopiero dwa lata temu, a teraz świetnie się sprawdzasz i chyba pokazujesz, że nigdy nie jest za późno.

- Tak, udało mi się w ciągu ostatnich dwóch lat osiągnąć naprawdę fajny poziom. Zaryzykowałam, odchodząc ze Świecia [Wenerska tam się urodziła i z roczną przerwą na występy w Bydgoszczy przez całą karierę trzymała się Jokera Świecie, aż w końcu w 2021 przeniosła się do Rzeszowa]. To mi się opłaciło. Teraz cieszę się z miejsca, w którym jestem i z tego, że moja gra tak wygląda. Mam nadzieję, że tak będzie jak najdłużej.

Stałaś się ważną reprezentantką, poprowadziłaś kadrę do kilku ważnych zwycięstw, a za chwilę zacznie się granie o medale. Pozwalasz sobie na myślenie o medalu Ligi Narodów czy jeszcze lepiej o medalu mistrzostw Europy i o awansie na igrzyska olimpijskie?

- Myślę, że każda z nas ma w głowie to, co chciałybyśmy osiągnąć w tym sezonie. Medale biorę w ciemno, nieważne kolory! Fajnie byłoby, gdyby nasza reprezentacja po długiej przerwie w końcu coś zdobyła. Ale od medali jeszcze ważniejsza byłaby kwalifikacja olimpijska. O tym rozmawiamy najwięcej i o tym szczególnie myślimy.

To jesteśmy zgodni, bo sądzę, że większość dziennikarzy i kibiców też jeszcze bardziej ucieszyłoby się z waszego awansu na igrzyska niż z medalu nawet mistrzostw Europy.

- Mistrzostwa Europy będą w naszym zasięgu zawsze. A igrzyska niekoniecznie. Teraz mamy taką szansę, której żal byłoby nie wykorzystać. Wierzę, że za rok zagramy w turnieju olimpijskim w Paryżu

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.