Polacy w japońskiej dyskotece. Francuzi ich karcili. Butryn w pojedynkę wygrał seta

Agnieszka Niedziałek
Oprawa meczów Ligi Narodów w Nagoi przypomina dyskotekę, a w pierwszym tańcu polskich siatkarzy było dużo falowania. Francuzi, grający niemal w całości drugim garniturem, nieraz karcili ich za niedokładności. Pierwsze przebłyski odbudowy pokazał w drugiej części spotkania Kamil Semeniuk, a Karol Butryn udowadnia, że jest specem od meczów z mistrzami olimpijskimi z Tokio. Polska wygrała z Francją 3:1.

Przyciemniona hala, muzyka i mnóstwo wirujących kolorowych świateł – organizatorzy Ligi Narodów w Nagoi zadbali o jak najlepsze show. Polscy i francuscy siatkarze – niekoniecznie. Obie drużyny wystąpiły w nie najmocniejszych składach, a do tego był to dla nich pierwszy w sezonie reprezentacyjnym mecz o coś. I widać to było w przebiegu spotkania, które zakończyło się wygraną Biało-Czerwonych 3:1. Wygraną, po której lista rzeczy do poprawy nie jest krótka.

Zobacz wideo Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wygrywa Ligę Mistrzów! Śliwka: Drużyna zrobiła to w sposób niewyobrażalny

U Szalpuka wciąż zawodzi głównie jeden element. Przebudzenie Semeniuka

Pierwsze skojarzenie na hasło "Francja" jest dla polskich siatkarzy bolesne, bo dotyczy przegranego 2:3 ćwierćfinału olimpijskiego sprzed dwóch lat. Tyle że zestawianie nie ma sensu, bo jedynymi, którzy zagrali i w Tokio, i w Nagoi byli Kamil Semeniuk, Mateusz Bieniek i Grzegorz Łomacz, a u rywali Kevin Tillie i Daryl Bultor. Więcej analogii znajdzie się już między tym ostatnim meczem w Japonii i ubiegłorocznym w Ottawie. Wówczas, także w pierwszym w sezonie turnieju LN, drużyna Nikoli Grbicia wygrała 3:1, a najwięcej punktów również zdobył Karol Butryn.

Szkoleniowiec Polaków tak jak wtedy do Kanady, tak i teraz do Japonii zabrał skład, w którym jest sporo młodszych graczy, ale nie zabrakło też tych starszych, którzy – jak Artur Szalpuk - wracają po kilkuletniej przerwie, lub jak Semeniuk – muszą się odbudować po słabszym sezonie klubowym. Szalpuk błyszczał już w niedawnych spotkaniach towarzyskich i w środę też miał sporo dobrych momentów, choć w drugiej części meczu nieco zgasł, wracając znów do lepszej postawy w samej końcówce. Wciąż największą bolączką przyjmującego Projektu Warszawa jest odbiór zagrywki.

Semeniuk zaś długo tego dnia był w cieniu kolegów – błędy w ataku, błędy w polu zagrywki. Ale w kluczowych momentach trzeciego seta i w czwartym to właśnie on asami i blokami zdobywał bardzo ważne punkty. Czy to pierwsze przebłyski odbudowy zawodnika Sir Safety Perugii? Oby, choć na pewno jeszcze przed nim dość długa droga, by wrócić do roli lidera, jaką pełnił w kadrze w ubiegłym roku.

Profesor Tillie i zaskakująco groźny Faure. Butryn w pojedynkę wygrał seta

Lepsze i gorsze chwile mieli nie tylko Szalpuk i Semeniuk, ale właściwie większość drużyny. Stąd w pierwszym secie roztrwonienie przewagi 15:11, a w trzecim 19:10. W obu przypadkach bez surowych konsekwencji, ale trzeba też pamiętać, że Francuzi grali mocno rezerwowym składem. Składem, który oddał rywalom niemal seta z samych błędów na zagrywce. Grający na co dzień w Projekcie Tillie potwierdził swoją wartość i męczył Polaków skutecznymi atakami i zagrywkami, a do tego dobrze przyjmował. W jednej z akcji zaś sprytnie nabrał Szalpuka, klubowego kolegę, schowaniem rąk w bloku.

Od połowy spotkania Biało-Czerwonych gnębił zaś Theo Faure. Miał świetne serie zagrywek, ale też sporo okazji do punktów dawali mu Polacy, którzy nie kończyli akcji. A 23-letni atakujący w kontrach radził sobie świetnie. Nic dziwnego, że w przerwach Grbić często apelował do zawodników o koncentrację.

Dobry i dość równy występ zaliczył wspomniany już Butryn, zdobywca 25 punktów. Na ten set, który dołożył swoim dorobkiem, też składają się nie tylko asy i ataki, ale też udane bloki. Raz miał nawet okazję wykazać się jako rozgrywający. Butryn jest też elementem łączącym dwa ostatnie pojedynki z Francuzami. Rok temu też był najlepiej punktującym graczem i zanotował 22 "oczka". W środę obok niego na pochwałę zasłużyli też środkowi. Zarówno Mateusz Bieniek, jak i Karol Kłos byli pewnymi punktami.

Największy plus? Cenne punkty rankingowe w kontekście zapewnienia sobie tą drogą kwalifikacji olimpijskiej. W grze jest sporo do poprawy i kibicom pozostaje trzymać kciuki, aby w kolejnych wizytach w japońskiej dyskotece Biało-Czerwonym trochę mniej plątały się nogi.

Więcej o:
Copyright © Agora SA