Żyje z wrodzoną wadą. Był obiektem drwin. Wielki mistrz także poza boiskiem

Agnieszka Niedziałek
Obwieszony medalami David Smith już dawno przestał być postrzegany w świecie siatkówki tylko jako "ten z aparatami słuchowymi". Fakt, że ma ponad 80 procent ubytku słuchu utrudnia mu grę, ale Amerykanin twierdzi, że dzięki temu stał się bardziej wszechstronny. Powstała też reguła nazwana po środkowym Zaksy, który buduje w profesjonalnym sporcie metaforyczne mosty, choć mógłby to też robić dosłownie.

David Smith pochodzi z Panorama City i gdyby siatkówka była w USA bardziej popularna, to pewnie jego historią już dawno zainteresowano by się w innej dzielnicy Los Angeles – w Hollywood. Bo losy gracza Zaksy Kędzierzyn-Koźle nadają się na filmowy scenariusz. Jest jedynym siatkarzem z głębokim niedosłuchem, który rywalizuje na najwyższym poziomie, a o tak długiej liście osiągnięć wielu może tylko pomarzyć. Sukcesy odnosi pomimo niepełnosprawności, choć sam twierdzi, że w pewnym stopniu pomogła mu ona stać się lepszym zawodnikiem. A według kolegów 38-latek to równocześnie i ogromny profesjonalista, i największy dzieciak w drużynie.

Zobacz wideo

Symboliczna ostatnia piłka finału LM. Niedosłuch to nie temat tabu dla Smitha

Gdy klub z Kędzierzyna-Koźla 20 maja po raz trzeci z rzędu wygrał Ligę Mistrzów, w mediach zaroiło się od zdjęć Aleksandra Śliwki pokazującego na palcach liczbę triumfów klubu. Były też nagrania z płaczącym ze wzruszenia Łukaszem Kaczmarkiem. Nieco na drugim planie był David Smith, który – tak jak wspomniana dwójka – w każdej ze złotych edycji był w podstawowym składzie. Środkowi często są trochę w cieniu skrzydłowych, ale zasług Amerykanina dla Zaksy nie podważa nikt. Ich symbolicznym podkreśleniem było to, że właśnie on skończył ostatnią piłkę finału LM w Turynie. A chwilę potem odebrał statuetkę dla MVP meczu.

Nagród indywidualnych Smith ma już całkiem pokaźną kolekcję. Pomijając te otrzymywane po pojedynczych spotkaniach PlusLigi, trzykrotnie wybrano go najlepszym środkowym ligi francuskiej (2012, 2015, 2016), w poprzednim sezonie był najlepszym graczem na tej pozycji w Lidze Narodów, a ostatnio dołożył do tego wyróżnienie dla obcokrajowca sezonu w PlusLidze.

Listę sukcesów w barwach Zaksy – poza trzema triumfami w LM – uzupełniają m.in. ubiegłoroczne mistrzostwo kraju i dwa wicemistrzostwa (2021, 2023), triumfy w Pucharze i Superpucharze Polski. Wcześniej zdobywał medale w ligach hiszpańskiej i francuskiej. Z reprezentacją USA z najważniejszych imprez przywoził brązowe medale – tak było z igrzyskami w Rio de Janeiro i mistrzostwami świata 2018. Do tego podia w Pucharze Świata, Lidze Światowej i jej następczyni LN oraz triumf w mistrzostwach strefy NORCECA 2015. Nie sposób zliczyć, ile razy kluby czy drużyna narodowa odrabiały straty lub budowały przewagę dzięki trudnej zagrywce Smitha. Do tego dokładał zwykle dużą skuteczność w bloku i ataku. I pomyśleć, że gdyby nie podejście jego rodziców, to mogłoby go w ogóle w profesjonalnej siatkówce nie być.

- Unikam tego, by moje problemy ze słuchem były pierwszą rzeczą, jakiej ktoś ma się o mnie dowiedzieć – przyznaje 38-latek.

Nie ma jednak oporu, by szczerze o nich rozmawiać. Docenia też takie pytania, bo uważa, że to pomaga osobom zdrowym w poznawaniu świata niedosłyszących. A im bardziej błyszczy na parkiecie, tym więcej osób jest pod wrażeniem drogi, jaką przeszedł. Jego wada jest wrodzona. Laryngolodzy nie stosują procentowego określania skali ubytku słuchu, ale dla zobrazowania Smith mówi, że w jego wypadku jest to 80-85 procent. Zgodnie z formalną terminologią to głęboki niedosłuch.

"Nie znam innego życia". Bezcenna rada rodziców i spełnione trzykrotnie marzenie

W rodzinie jest wyjątkiem – wszyscy poza nim są słyszący. Matka jeszcze przed jego narodzinami pracowała w szkole dla niesłyszących i to ona nauczyła potem bliskich języka migowego, by usprawnić komunikację z Davidem. Np. tuż po przebudzeniu, podczas wizyty na basenie lub w hałasie. Amerykanin wciąż wykorzystuje czasem tę metodę porozumiewania się, gdy potrzebuje szybko ustalić coś z żoną Kelli. Od trzeciego roku życia nosi aparaty słuchowe.

- Trudno mi trochę wyjaśnić mój odbiór świata słyszącym, bo sam nie znam innego życia. Tak samo mam problem z odpowiedzią na pytanie, czy chciałbym słyszeć. Nie znam innej perspektywy niż moja, nie znam życia bez aparatów. Taki jestem, stąd się biorą moja determinacja i pewność siebie, dlatego jestem tu, gdzie jestem – tłumaczy.

Kluczową rolę w jego adaptacji do świata słyszących odegrali rodzice, którzy posłali go do publicznej szkoły i nie stworzyli mu "bańki". Nigdy nie dołączył do społeczności głuchych i niedosłyszących. Przyznał, że początkowo był nieraz obiektem drwin rówieśników. Przetrwał jednak trudne początki.

- Rodzice powtarzali mi: "Jedyną osobą, która powstrzymuje cię przed robieniem tego, co chcesz, jesteś ty sam". Sprawdza się to w sporcie i życiu. Jeśli masz cel, marzenie, to musisz dążyć do tego całym sercem i nie pozwól, by cokolwiek cię powstrzymało – apeluje gracz Zaksy.

A jego wielkim marzeniem były igrzyska. Gdy był dzieckiem, to rodzice nie pozwalali jemu i jego siostrze oglądać w domu kablówki. Wyjątek stanowiły zmagania olimpijskie – wtedy państwo Smith wykupywali miesięczny dostęp i całą rodziną oglądano walkę o medale.

- Marzyłem o igrzyskach, ale nie sądziłem, że to możliwe – przyznał po latach środkowy. Spełnił to marzenie już trzykrotnie – był w Londynie, Rio de Janeiro i Tokio. Biorąc pod uwagę jego obecną formę, to trudno sobie wyobrazić, by zabrakło go w ekipie USA za rok w Paryżu. Miał też propozycję, by dołączyć do drużyny narodowej niesłyszących, ale zrezygnował z powodu nakładających się terminów.

"Reguła Davida Smitha". Za sprawą niedosłuchu wypracował wszechstronność

Smith w siatkówkę zaczął grać na początku szkoły średniej, jako 14-latek. Dwa lata później dołączył do swojego pierwszego klubu. Wcześniej kilka lat trenował piłkę nożną, próbował też sił w futbolu amerykańskim i koszykówce. W USA nie ma zawodowej ligi siatkarskiej i środkowy przeszedł typową dla najlepszych w jego kraju drogę – po etapie z siatkówką akademicką (studiował na Uniwersytecie Kalifornijskim w Irvine) ruszył do Europy. Podbijał ją jednak stopniowo, ogrywając się w nowych realiach i wzmacniając swoją pozycję. Przeszedł przez kluby ze średniej półki w Niemczech i Hiszpanii, potem był francuski Tours, aż w 2016 roku trafił do Polski. Zaczął od Radomia, potem miał roczne przystanki w Zawierciu i Rzeszowie, a cztery lata temu trafił do Kędzierzyna-Koźla, gdzie on i jego rodzina znaleźli dom na dłużej.

Trudności związane z łączeniem gry w siatkówkę z głębokim niedosłuchem dawały mi o sobie znać na różnych etapach kariery. Nieraz musiał się liczyć z tym, że aparat słuchowy wypadał mu nagle z ucha w trakcie treningu lub meczu bądź psuł się pod wpływem intensywnego pocenia się.

- W szkole średniej i na studiach zacząłem przystosowywać się do gry bez słyszenia. Wiedziałem, że muszę zaufać innym zmysłom – wspomina siatkarz.

Nawet jeśli jego aparaty nie psują się, to i tak w dużym stopniu polega na obserwacji. Na co dzień wspomaga się czytaniem z ruchu warg. Problem stanowią szepty, nie słyszy też dźwięków o wysokich częstotliwościach, w tym gwizdka sędziego podczas meczu. Zerka więc na arbitra, by wiedzieć, kiedy np. może zaserwować.

Z wychwyceniem tego dźwięku problem mają też nieraz słyszący gracze, gdy w hali jest głośny doping. Kiedyś był on dla Amerykanina przytłaczający, teraz już lepiej odnajduje się w takiej sytuacji. Wciąż jednak jest to dla niego duże wyzwanie. Nie odczuwa różnicy, gdy doping się nieco zmienia - nasila lub zmniejsza. Dla niego jest to jednostajny hałas. Hałas, m.in. za sprawą którego jeden z trenerów wymyślił kiedyś "regułę Davida Smitha".

- Podczas akcji nie ma opcji, by obserwować wszystkich kolegów, a nie jestem w stanie usłyszeć ich krzyków. Gdy piłka leci na naszą stronę boiska, a na bazie doświadczenia czuję, że jestem najlepszą opcją, by ją przejąć, to daję im głośno znać i wkraczam – relacjonuje środkowy.

A występujący z nim w reprezentacji Stanów Zjednoczonych i w Zaksie Erik Shoji dodaje z uśmiechem, że podążając za tą zasadą linia przyjęcia jest nauczona, by zejść z drogi Smithowi.

- David ma wyjątkową kontrolę nad piłką. To bardzo ważne w takich sytuacjach. Kiedy szykuje się do odbioru piłki, to ufamy mu, że ją przejmie – dodaje libero.

Smith z kolei zaznacza, że to właśnie jedna z jego form adaptacji związanych z niedosłuchem. Poświęcił sporo czasu, by dopracować do perfekcji przyjmowanie skrótów. Przykłada też generalnie dużą wagę do wszechstronności.

- Nie lubię ograniczania się do pozycji zajmowanej na boisku. Chcę dobrze rozegrać piłkę, dobrze zaatakować czy obronić. Chcę wiedzieć, że za każdym razem, kiedy będę na boisku i będzie leciała piłka, to - niezależnie od warunków - zawsze będę wiedział, co robić. I że mogę to zrobić dobrze. To nastawienie częściowo wynika z mojego niedosłuchu – wyjaśnia środkowy.

Pozytywny profesjonalista. Żona jednym z sekretów długowieczności Smitha

Wszechstronność to nie wszystko. Smith imponuje także mistrzowskim opanowaniem emocji, co sprawia, że w trudnych i kluczowych momentach zwykle nie zawodzi. Może właśnie ze względu na stałe skupienie można odnieść mylne wrażenie, że stale jest bardzo poważny. Koledzy zgodnie jednak przyznają, że to właśnie on rozbawia kolegów.

- Są takie dni, kiedy wszyscy są zmęczeni, ja też. Nie chce się być na treningu, a Dave zawsze wnosi wtedy tę swoją głupkowatą, pozytywną energię i osobowość. Rozbawia mnie, motywuje do ciężkiej pracy. Kiedy zaczyna się wygłupiać, to czasem mówię mu nawet: "Proszę, nie dziś", ale to zawsze działa – wspomina z uśmiechem Shoji.

Środkowy reprezentacji USA Taylor Averill z kolei mówi, że Smith to największy dzieciak w zespole. Sam zaś przekonał się, że kolega ma też do siebie sporo dystansu. Podpytywał go kiedyś o stosowanie określeń dotyczących osób głuchych i niedosłyszących.

- Ostatnie, czego bym chciał, to urazić człowieka, którego uwielbiam – zaznaczył. A Smith rzucił na to: "Ale on tego nie usłyszy". I zaraz potem wybuchnął śmiechem.

- David ma w sobie niesamowitą energię. Dużo żartuje przed i po treningu. Ale w międzyczasie jest megaskupiony – podkreśla Averill, który ostatnie dwa lata grał w Indykpolu AZS Olsztyn.

Shoji dodaje, że sam od doświadczonego kolegi z klubu i reprezentacji nauczył się ogromnej etyki pracy i dyscypliny. A ta dotyczy zarówno zajęć na siłowni, jak i w hali, rozgrzewki oraz odnowy biologicznej.

O 38-latku rzeczywiście można powiedzieć, że jest jak wino. Wielu jakiś czas temu wieszczyło mu już schyłek kariery, a on wydaje się grać z roku na rok coraz lepiej. Jeden z członków sztabu szkoleniowego Zaksy na pytanie o Smitha mówi krótko: ogromny profesjonalista i bardzo pozytywny człowiek. Averill dorzuca, że jego kolega ma ciało jak posąg i jest pierwszym zawodnikiem z ujemnym wskaźnikiem tkanki tłuszczowej. I żartobliwie nie może się nadziwić, że tak świetnie wygląda mimo że jest wielkim fanem żelek.

- A kto ich nie uwielbia? Bardziej niepokojące jest, gdy ktoś ich nie lubi – odpowiada Smith ze śmiechem.

Zdaje sobie sprawę, że nie ma już takiego zasięgu jak kiedyś i dlatego tym większą wagę przykłada do wspomnianej wcześniej wszechstronności. A jak tłumaczy swoją długowieczność?

- Wciąż mam frajdę z tego, co robię. Nie jest tak, że czasem nie budzę się i nie mam poczucia, że moje ciało jest wyniszczone. Ale gdy jestem na boisku, to uwielbiam to. Uwielbiam być z chłopakami. Te małe wyzwania, poprawianie się w czymś, robienie kroku do przodu – wylicza.

Ogromne zasługi w tym aspekcie ma też jego żona. Sama biega maratony i pomaga siatkarzowi w regeneracji. Pomaga mu też w sprawach stanowiących trudność w związku z niedosłuchem. To na niej też spoczywa wiele spraw domowo-organizacyjnych.

"Mieszanka humoru, cierpliwości i wysiłku zwykle pozwala nam przetrwać, ale czasami musimy po prostu zaakceptować przegraną i iść dalej najlepiej jak potrafimy. Myślę, że robimy to całkiem dobrze" – napisał kiedyś Smith we wpisie w mediach społecznościowych, który zadedykował żonie.

 

Para ma dwoje dzieci – 11-letniego syna Cohena i urodzoną w 2018 roku córeczkę Amelię. Chłopiec zaadaptował się w polskiej szkole, dobrze sobie radzi z językiem i to było jednym z czynników, który przyczynił się do tego, że jego ojciec wciąż gra w PlusLidze. Na początku jednak Cohenowi nie było łatwo i w pewnym momencie Smith senior pomyślał, że może to pora, by skończyć karierę i wrócić do ojczyzny. Na szczęście dla Zaksy i ku pechowi rywali – zrezygnował z tego pomysłu. A co planuje robić, gdy już przejdzie na sportową emeryturę? Tego jeszcze nie wie.

- Chciałbym zostać w siatkówce. Może będę trenerem? A może wrócę do wyuczonego zawodu i będę inżynierem? – zastanawia się.

Na razie buduje metaforyczne mosty w świecie profesjonalnego sportu dla osób z niepełnosprawnościami. Być może kiedyś jednak rzeczywiście zajmie się projektowaniem i budową tych rzeczywistych. Papiery na to ma.

Więcej o: