Legenda naszej siatkówki pokonała Polskę, ale Spodek i tak miał święto

Nie było Kurka, nie było Leona, nie było Śliwki, nie było Fornala, nie było Bednorza i Janusza, ale był prawie komplet widzów w katowickim Spodku. I choć na start sezonu reprezentacyjnego polscy siatkarze przegrali z prowadzonymi przez Michała Winiarskiego Niemcami 2:3 (21:25, 26:24, 25:19, 17:25, 13:15), to publika i tak miała święto. Ci wszyscy ludzie wiedzą, że znów czekają ich miesiące dobrych emocji. Nasza kadra je po prostu gwarantuje. Dlatego jest magnesem. Zawsze.

Pięć dni temu Zaksa Kędzierzyn-Koźle i Jastrzębski Węgiel zmierzyły się w Turynie w finale Ligi Mistrzów. Dlatego siatkarze tych klubów mają teraz wakacje. Poza Aleksandrem Śliwką, Tomaszem Fornalem, Bartoszem Bednorzem czy Marcinem Januszem gotowi do gry nie są też jeszcze m.in. Bartosz Kurek i Wilfredo Leon. W pierwszym meczu kadry w 2023 roku trenera Nikola Grbić nie miał więc do dyspozycji:

  • pierwszego rozgrywającego
  • głównego atakującego i zarazem kapitana
  • trzech czy nawet czterech najlepszych przyjmujących
  • najlepszych libero (Pawła Zatorskiego czy Jakuba Popiwczaka)

Ale jaki to problem? Otóż żaden.

Zobacz wideo Monika Fedusio najlepszą siatkarką sezonu! "Ten wybór nie był oczywisty"

Winiarski zrobił wszystko, żeby ograć Polskę

Towarzyski dwumecz z Niemcami w Katowicach i Sosnowcu (drugie spotkanie odbędzie się 26 maja o godzinie 17.30) to okazja do pogrania dla tych, którzy do kadry wracają (jak mistrz świata z 2018 roku Artur Szalpuk w reprezentacji widziany ostatnio w roku 2020), którzy chcą się odbudować - zwłaszcza mentalnie - po nieudanym sezonie klubowym (Mateusz Bieniek, Karol Kłos i Grzegorz Łomacz), i wreszcie dla tych, którzy marzyli o debiucie, na ten debiut pracowali i teraz się go doczekali.

Tu wynik naprawdę ma znaczenie drugorzędne wobec tego, że z orłem na piersi na boisko w podstawowym składzie wyszedł Mikołaj Sawicki i z całych sił starał się równać do drugiego z podstawowych przyjmujących, czyli już uznanego i mającego za sobą świetny sezon w klubie Szalpuka. Albo że atakujący Dawid Dulski jak tylko wszedł na parkiet (już w pierwszym secie), od razu pokazał i udane zbicia, i zapunktował blokiem, i generalnie biła od niego taka pewność, jakby nie zauważył, że z kadr juniorskich przeskoczył do seniorskiej ekipy wicemistrzów świata.

Dwudziestolatek, który w 2022 roku zdobywał brąz ME do 22 lat, a w roku 2021 - brąz MŚ juniorów, teraz potrafił błysnąć w kadrze A na tle Niemców, którzy faktycznie byli Niemcami A. Prowadzący ich trener Michał Winiarski (mistrz świata z 2014 roku i wicemistrz z roku 2006, były kapitan naszej reprezentacji) wystawił w Spodku niemal optymalny skład. I jego zespół naprawdę solidnie przetestował naszą eksperymentalnie zestawioną kadrę.

Co szczególnie cenne - ci doświadczeni Niemcy teoretycznie mając mecz pod kontrolą, długo nie byli w stanie zatrzymać nieobliczalnej Polski, kiedy ta się rozpędziła. Prowadząc 1:0 w setach i 24:21 w drugiej partii goście przegrali pięć akcji z rzędu i zrobiło się 1:1. A tak naprawdę zrobili to nasi siatkarze - z genialnym na zagrywce Karolem Butrynem, ze skutecznymi w kontrach Szalpukiem i Dulskim, z czujnym na siatce Bieńkiem, a przede wszystkim z takim charakterem po naszej stronie siatki, z jakiego polska kadra słynie.

Polska napędzona tą znakomitą końcówką nie dała Niemcom żadnych szans w kolejnym secie. Przy stanie 17:12 Grbić wprowadził kolejnego debiutanta, Kubę Hawryluka. Ten 19-latek jak wcześniej Sawicki czy Dulski też mógł się poczuć w drużynie dobrze choćby dzięki nakręconemu Szalpukowi, który jak na mistrza świata przystało znakomicie wszedł w rolę lidera (drugim był Bartłomiej Bołądź).

Polska pokazała swoje DNA

To jest ważne - żeby bez względu na personalia Polska pokazywała swoje - jak to się modnie mówi - DNA. Trener Grbić przez najbliższych kilka tygodni będzie eksperymentował ze składem, bo taka jest potrzeba. Już w niedzielę poleci z drużyną do Japonii na pierwszy turniej Ligi Narodów. I pewne jest, że zabierze skład daleki od optymalnego. Najmocniejszych 14 siatkarzy Grbić ma wybrać na mistrzostwa Europy. One i następnie olimpijskie kwalifikacje to będą najważniejsze punkty w kalendarzu reprezentacji na ten rok. Liga Narodów i tak swój finał będzie miała z udziałem Polski - w drugiej połowie w Gdańsku.

Ale ważne jest, żeby w drodze do turnieju finałowego nasza reprezentacja budowała kolejnych siatkarzy, bazując na tym fundamencie walki, z którego jest znana.

Grbić i tak się wściekł. "Z Krakowa dociągali!"

Trochę szkoda, że finalnie Polska tego meczu nie wygrała. Po słabszym czwartym secie graliśmy tie-breaka, który długo był wyrównany. A gdy w końcówce Niemcy odjechali na 12:9, Grbić się wściekł. "Z Krakowa dociągali tę piłkę pod siatkę!" - krzyczał o akcji Niemców, której nie zablokowaliśmy, mimo że faktycznie była wolna i czytelna. "Trzy tygodnie nad tym pracowaliśmy!" - denerwował się nasz serbski trener. Po reprymendzie zrobiło się 9:13, ale chwilę później było już tylko 12:13, bo powalczyliśmy do końca. Niestety, ten pościg nie skończył się tak samo jak w drugim secie - tie-breaka przegraliśmy 13:15 i cały mecz 2:3. Ale po tym meczu Polacy dostali solidne brawa.

Ci wszyscy ludzie, którzy byli w czwartek na trybunach Spodka doskonale zdają sobie sprawę z tego, że Polska ma taki potencjał, że warto ją oglądać już teraz, gdy w składzie brakuje jeszcze wielu gwiazd. Sprawdzeni już zmiennicy i gracze całkiem nowi też będą zdobywali dla Polski punkty i wygrywali mecze, bo taka jest siła naszej siatkówki. Przy Bieńku, Kłosie, Łomaczu Szalpuku czy Semeniuku na boisku debiutanci mogą się poczuć pewniej i powalczyć skuteczniej.

Ale aż 10 a może nawet 11 tysięcy ludzi w Katowicach na sparingu z Niemcami to dowód nie tylko wiary w wynik, bez względu na okoliczności. Tu chodzi o więcej niż wygranie prozaicznego sparingu. Magnesem jest to, że w polskim sporcie siatkówka po prostu serwuje unikalne emocje. Cała ta biało-czerwona otoczka najwyraźniej kibicowi się nie nudzi. Okazuje się, że nawet taki mecz jak ten z Niemcami jest okazją do produkowana okolicznościowych szalików - fana w takim na szyi wychwyciły kamery Polsatu na samym początku, podczas chóralnie śpiewanego "Mazurka Dąbrowskiego". Zresztą, hymn śpiewany a capella przez tysiące ludzi to na siatkówce w Polsce stały punkt programu. Nie gwódź programu, bo przecież później jest jeszcze lepiej. I to się ceni!

Więcej o: