Pięć dni temu Zaksa Kędzierzyn-Koźle i Jastrzębski Węgiel zmierzyły się w Turynie w finale Ligi Mistrzów. Dlatego siatkarze tych klubów mają teraz wakacje. Poza Aleksandrem Śliwką, Tomaszem Fornalem, Bartoszem Bednorzem czy Marcinem Januszem gotowi do gry nie są też jeszcze m.in. Bartosz Kurek i Wilfredo Leon. W pierwszym meczu kadry w 2023 roku trenera Nikola Grbić nie miał więc do dyspozycji:
Ale jaki to problem? Otóż żaden.
Towarzyski dwumecz z Niemcami w Katowicach i Sosnowcu (drugie spotkanie odbędzie się 26 maja o godzinie 17.30) to okazja do pogrania dla tych, którzy do kadry wracają (jak mistrz świata z 2018 roku Artur Szalpuk w reprezentacji widziany ostatnio w roku 2020), którzy chcą się odbudować - zwłaszcza mentalnie - po nieudanym sezonie klubowym (Mateusz Bieniek, Karol Kłos i Grzegorz Łomacz), i wreszcie dla tych, którzy marzyli o debiucie, na ten debiut pracowali i teraz się go doczekali.
Tu wynik naprawdę ma znaczenie drugorzędne wobec tego, że z orłem na piersi na boisko w podstawowym składzie wyszedł Mikołaj Sawicki i z całych sił starał się równać do drugiego z podstawowych przyjmujących, czyli już uznanego i mającego za sobą świetny sezon w klubie Szalpuka. Albo że atakujący Dawid Dulski jak tylko wszedł na parkiet (już w pierwszym secie), od razu pokazał i udane zbicia, i zapunktował blokiem, i generalnie biła od niego taka pewność, jakby nie zauważył, że z kadr juniorskich przeskoczył do seniorskiej ekipy wicemistrzów świata.
Dwudziestolatek, który w 2022 roku zdobywał brąz ME do 22 lat, a w roku 2021 - brąz MŚ juniorów, teraz potrafił błysnąć w kadrze A na tle Niemców, którzy faktycznie byli Niemcami A. Prowadzący ich trener Michał Winiarski (mistrz świata z 2014 roku i wicemistrz z roku 2006, były kapitan naszej reprezentacji) wystawił w Spodku niemal optymalny skład. I jego zespół naprawdę solidnie przetestował naszą eksperymentalnie zestawioną kadrę.
Co szczególnie cenne - ci doświadczeni Niemcy teoretycznie mając mecz pod kontrolą, długo nie byli w stanie zatrzymać nieobliczalnej Polski, kiedy ta się rozpędziła. Prowadząc 1:0 w setach i 24:21 w drugiej partii goście przegrali pięć akcji z rzędu i zrobiło się 1:1. A tak naprawdę zrobili to nasi siatkarze - z genialnym na zagrywce Karolem Butrynem, ze skutecznymi w kontrach Szalpukiem i Dulskim, z czujnym na siatce Bieńkiem, a przede wszystkim z takim charakterem po naszej stronie siatki, z jakiego polska kadra słynie.
Polska napędzona tą znakomitą końcówką nie dała Niemcom żadnych szans w kolejnym secie. Przy stanie 17:12 Grbić wprowadził kolejnego debiutanta, Kubę Hawryluka. Ten 19-latek jak wcześniej Sawicki czy Dulski też mógł się poczuć w drużynie dobrze choćby dzięki nakręconemu Szalpukowi, który jak na mistrza świata przystało znakomicie wszedł w rolę lidera (drugim był Bartłomiej Bołądź).
To jest ważne - żeby bez względu na personalia Polska pokazywała swoje - jak to się modnie mówi - DNA. Trener Grbić przez najbliższych kilka tygodni będzie eksperymentował ze składem, bo taka jest potrzeba. Już w niedzielę poleci z drużyną do Japonii na pierwszy turniej Ligi Narodów. I pewne jest, że zabierze skład daleki od optymalnego. Najmocniejszych 14 siatkarzy Grbić ma wybrać na mistrzostwa Europy. One i następnie olimpijskie kwalifikacje to będą najważniejsze punkty w kalendarzu reprezentacji na ten rok. Liga Narodów i tak swój finał będzie miała z udziałem Polski - w drugiej połowie w Gdańsku.
Ale ważne jest, żeby w drodze do turnieju finałowego nasza reprezentacja budowała kolejnych siatkarzy, bazując na tym fundamencie walki, z którego jest znana.
Trochę szkoda, że finalnie Polska tego meczu nie wygrała. Po słabszym czwartym secie graliśmy tie-breaka, który długo był wyrównany. A gdy w końcówce Niemcy odjechali na 12:9, Grbić się wściekł. "Z Krakowa dociągali tę piłkę pod siatkę!" - krzyczał o akcji Niemców, której nie zablokowaliśmy, mimo że faktycznie była wolna i czytelna. "Trzy tygodnie nad tym pracowaliśmy!" - denerwował się nasz serbski trener. Po reprymendzie zrobiło się 9:13, ale chwilę później było już tylko 12:13, bo powalczyliśmy do końca. Niestety, ten pościg nie skończył się tak samo jak w drugim secie - tie-breaka przegraliśmy 13:15 i cały mecz 2:3. Ale po tym meczu Polacy dostali solidne brawa.
Ci wszyscy ludzie, którzy byli w czwartek na trybunach Spodka doskonale zdają sobie sprawę z tego, że Polska ma taki potencjał, że warto ją oglądać już teraz, gdy w składzie brakuje jeszcze wielu gwiazd. Sprawdzeni już zmiennicy i gracze całkiem nowi też będą zdobywali dla Polski punkty i wygrywali mecze, bo taka jest siła naszej siatkówki. Przy Bieńku, Kłosie, Łomaczu Szalpuku czy Semeniuku na boisku debiutanci mogą się poczuć pewniej i powalczyć skuteczniej.
Ale aż 10 a może nawet 11 tysięcy ludzi w Katowicach na sparingu z Niemcami to dowód nie tylko wiary w wynik, bez względu na okoliczności. Tu chodzi o więcej niż wygranie prozaicznego sparingu. Magnesem jest to, że w polskim sporcie siatkówka po prostu serwuje unikalne emocje. Cała ta biało-czerwona otoczka najwyraźniej kibicowi się nie nudzi. Okazuje się, że nawet taki mecz jak ten z Niemcami jest okazją do produkowana okolicznościowych szalików - fana w takim na szyi wychwyciły kamery Polsatu na samym początku, podczas chóralnie śpiewanego "Mazurka Dąbrowskiego". Zresztą, hymn śpiewany a capella przez tysiące ludzi to na siatkówce w Polsce stały punkt programu. Nie gwódź programu, bo przecież później jest jeszcze lepiej. I to się ceni!