Tak ZAKSA odbudowała się przed finałem Ligi Mistrzów. Kluczowa rozmowa w szatni

Jakub Balcerski
- Mieliśmy krótką rozmowę w szatni o tym, co można zrobić lepszego. Jak zagrać lepiej w tym finale. Nie padły jakieś wielkie słowa, proste rzeczy - mówił rozgrywający Marcin Janusz o przemianie ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, która, choć w finale PlusLigi nie była w stanie zagrozić Jastrzębskiemu Węglowi, po 10 dniach pracy wróciła i pokonała go, wygrywając trzeci finał Ligi Mistrzów z rzędu.

ZAKSA Kędzierzyn-Koźle po raz trzeci z rzędu została triumfatorem Ligi Mistrzów siatkarzy. W zaciętym, niesamowitym i dramatycznym meczu wygrała 3:2 przeciwko Jastrzębskiemu Węglowi. Jednym z mózgów tego zespołu, jak i zwycięstwa w hali Pala Alpitour w Turynie, był jej rozgrywający, Marcin Janusz. I choć nagroda MVP przypadła środkowemu Davidowi Smithowi, to wielu powie, że mogła się należeć także Polakowi.

Zobacz wideo Wielka siatkówka wróci do Częstochowy. Exact Systems Norwid Częstochowa awansował do PlusLigi

Janusz: Podnieśliśmy się w jednym z najważniejszych meczów w naszych karierach

- Coś niesamowitego. Zwłaszcza biorąc pod uwagę sytuację przed finałem i to, że niewielu na nas stawiało. Byliśmy w stanie wyjść z tak, nie ma co ukrywać, słabej gry. Podnieśliśmy się w jednym z najważniejszych meczów w naszych karierach. I to świetnie smakuje, po takim meczu, takiej atmosferze zdobyć Ligę Mistrzów - opisywał swoje emocje tuż po spotkaniu Marcin Janusz.

- Jastrzębie w pełni zasłużyło na miano faworyta przed tym meczem, bo świetnie zagrali polskie finały. Ale my też zdawaliśmy sobie sprawę, że nie jesteśmy tak słabą drużyną, na jaką wyglądaliśmy w tamtych spotkaniach. Wiedzieliśmy, że zasługujemy, żeby być w tym miejscu i że postaramy się to wykorzystać. Dzisiaj się to udało w stu procentach. Nie wiem, co powiedzieć, jestem bardzo szczęśliwy - dodawał zawodnik ZAKSY.

Janusza znów łapały skurcze. Choć mniejsze niż rok temu w Lublanie

Widać było, że rozgrywającemu o wiele bardziej udzielały się emocje. Wszystko puściło i w rozmowie z dziennikarzami trudno było mu ustać w miejscu. - Wtedy, rok temu, było ciężko, ale tym razem sezon jeszcze bardziej sprawił, że to zwycięstwo jest wyjątkowe. Ta nasza droga do finałów PlusLigi, czy do mistrzostwa Europy tutaj, była trudna i to niesamowite, że jeszcze w takim stylu potrafimy zdobyć tytuł - wskazał Janusz.

- Wszyscy byliśmy już bardzo zmęczeni, ale z ostatnich chwil meczu wszystko pamiętam. Łapały nas mniejsze, czy większe skurcze. Ponad połowa drużyny je miała. Takich rzeczy się nie zapomina - relacjonował siatkarz.

Skurcze to dla niego nic nowego. Najwięcej mówiło się o nich rok temu, podczas finału z włoskim Trentino. Wtedy inni zawodnicy ZAKSY martwili się, czy ich kolega w ogóle dogra to spotkanie do końca. - Na pewno nie były takie jak w Lublanie. Teraz pojawiły się głównie po tym, na jakiej intensywności graliśmy. Nie tylko siatkarskiej, ale i emocjonalnej, bo wyrzuciliśmy z siebie wszystko, co mieliśmy - ocenił Janusz.

Kluczowa rozmowa w szatni ZAKSY. Tak się podnieśli

- Już wydawało się, że jastrzębianie są złamani, a oni się podnosili, nakręcali i wracali do meczu. Trzeba im oddać, że są świetną drużyną, ale to my teraz triumfujemy. W PlusLidze byli lepsi, a my dostaliśmy 10 dni, żeby spróbować wrócić do gry - tłumaczył.

A jak ZAKSA wróciła do gry pomimo ciosu, jakim była porażka w finale mistrzostw Polski w zaledwie trzech meczach? - Powtarzaliśmy sobie, że jesteśmy dobrą drużyną, że w pełni zasłużyliśmy, żeby tu być. Jako sportowcy często mamy spotkanie z porażką, nie da się wszystkiego wygrywać. Jesteśmy na tyle doświadczeni, że się nie złamaliśmy. Wiedzieliśmy, że jeśli zagramy lepiej niż w tych finałach, jesteśmy w stanie narzucić o wiele więcej presji Jastrzębskiemu. Dlatego ciężej im się grało, tak było - opisywał Marcin Janusz.

- Mieliśmy krótką rozmowę w szatni o tym, co można zrobić lepszego. Jak zagrać lepiej w tym finale. Nie padły jakieś wielkie słowa, proste rzeczy. "Dalej jesteśmy świetną drużyną", "Dalej jesteśmy w stanie grać na najwyższym poziomie", "Mamy tydzień czasu, żeby się przygotować i wyczyścić głowy". Tak naprawdę nie ma co robić z tego wielkich historii, jakichś przemów w szatni. To trochę nie tak działa. Wtedy na boisku wszystko się zapomina, a taka rozmowa między nami bardzo nam pomogła przepracować to, co się stało - zdradził.

Ale czwarty raz z rzędu to już nie dadzą rady? "Nie wiem, czy będziemy faworytem"

Janusz w czasie meczu miał trudne zadanie: musiał po kolei odbudowywać zawodników w ataku, bo ich forma, choć w najlepszych momentach, fantastyczna, mocno falowała. - W tym meczu każdy miał swoje lepsze momenty, ale przyszły i słabsze. A my, jeśli coś nie gra, potrafimy płynnie przerzucać ten ciężar gry na innego zawodnika. W każdej strefie jest zagrożenie. Łukasz Kaczmarek na początku nie miał szczęścia: jego ataki były mocne, kierunkowe, omijały blok, ale tu trzeba oddać jastrzębianom, że świetnie bronili. To pokazywali też w finale PlusLigi. Gdy odwracali wszystko i zaraz kończyli kontrę, ważna była cierpliwość. My ją zachowaliśmy. A Łukasz się odbudował i to, co dołożył zagrywką, w ataku, czy w bloku, jest bezcenne. Cieszymy się, że przetrzymaliśmy ten trudny moment - ocenił.

To co, teraz ZAKSA zrobi to czwarty raz? - Zawsze pojawią się głosy, że za rok już nie damy rady. Nie wiem, czy będziemy faworytem, ale na pewno w przyszłym roku postaramy się o to, żeby zdobyć Ligę Mistrzów po raz czwarty z rzędu - zadeklarował Marcin Janusz.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.