To nie brudna gra. "Sprytne prowokacje". Zaksa ma sposób na rywali

Agnieszka Niedziałek
Po meczu gracze Zaksy wymieniają uśmiechy i uściski dłoni z rywalami, ale wcześniej nieraz dają im lekcję niegrzecznej siatkówki oraz pokaz sprytnych prowokacji. - To są takie siatkarskie zakapiory - ocenia trener Projektu Warszawa Piotr Graban. I nie jest odosobniony w stwierdzeniu, że kędzierzynianie boiskowe cwaniactwo opanowali do perfekcji i nikt nie może się z nimi pod tym względem równać.

Gdy Aleksander Śliwka w pewnym momencie lutowego meczu fazy zasadniczej przeszedł pod siatką i wdał się w utarczkę słowną z jednym z zawodników Projektu Warszawa, to niektórzy mogli pomyśleć, że niepotrzebnie uległ emocjom. Nic bardziej mylnego, bo w tym zachowaniu nie było grama przypadkowości. Przyjmujący reprezentacji Polski dobrze wiedział co i po co robi. I nie był to odosobniony przykład boiskowego cwaniactwa jego lub jego klubowych kolegów, który ma jasny cel - wybić z rytmu rywali. A ci zgodnie twierdzą, że ZAKSA robi to najlepiej z wszystkich.

Zobacz wideo Polskie drużyny szykują się na finał Ligi Mistrzów. Marcin Janusz: Dostaliśmy mocne lanie w finale PlusLigi, ale nadal jesteśmy mocną drużyną

Sztuczki i prowokacje pod różnymi postaciami

- To była taka próba zrobienia lekkiej zadymy, bo w meczu nie szło nam najlepiej. Udało się pobudzić nas na tyle, by wygrać trzeciego seta, ale później już tego nie kontynuowaliśmy - Śliwka wprost tłumaczył po spotkaniu opisaną wyżej sytuację w "Przeglądzie Sportowym".

Wtedy kędzierzynianom udało się tylko chwilowo coś wskórać swoimi sztuczkami, bo przegrali 1:3, ale potem pomogły im one wygrać choćby zaciętą rywalizację z Projektem w ćwierćfinale mistrzostw Polski. I nie był to odosobniony przypadek. A i lista stosowanych przez nich zabiegów też ma co najmniej kilka punktów.

- Potrafią wybijać z uderzenia przeciwnika. Jak widzą, że ten gra dobrze, to próbują różnych sztuczek. Od wycierania boiska, przez przewracanie bandy, symulację kontuzji, po specjalne branie czasu albo robienie jakiejś sceny, nawet prowokacji. Olek Śliwka przeszedł pod siatką, Łukasz Kaczmarek kilka razy brzydko się odzywał do mnie czy do moich zawodników, tak samo Norbert Huber - wylicza w rozmowie ze Sport.pl trener warszawskiej drużyny Piotr Graban. Jak dodaje, to przykład boiskowego cwaniactwa, które kędzierzynianie wykorzystują na swoją korzyść regularnie.

- W ćwierćfinale na pewno w pierwszych dwóch spotkaniach trochę tym ugrali. Bo my może nie byliśmy na to gotowi, wybiło nas to z uderzenia, złamało. Pojawiła się nerwowość i mieliśmy trudność z powrotem do strefy komfortu - wspomina szkoleniowiec Projektu.

Wyciągnął wnioski i w dwóch kolejnych spotkaniach jego zawodnicy byli już na takie sztuczki przygotowani. Zachęcał też, by odpowiadali przeciwnikom tym samym.

- Mówiłem im, że jak rywalom dobrze idzie, to musimy zwalniać. Udawać, że parkiet jest mokry, czy w inny sposób spowalniać grę. Ja specjalnie z moim asystentem zagadywaliśmy sędziego. Graliśmy na czas, gdy oni byli na fali, a my trochę pod wodą - relacjonuje. 

Nie wyklucza też, że zmodyfikuje niektórego treningi i wprowadzi... szkolenie z prowokacji. Czy można więc uznać, że obecnie w siatkówce niemal wszystkie chwyty są dozwolone? Graban twierdzi, że to zależy od poziomu sędziowania.

- Teoretycznie każda zła odzywka w kierunku członka drużyny przeciwnej powinna być ukarana żółtą lub czerwoną kartką. Sędzia czy związek mają więc odpowiednie narzędzia. Pytanie, czy chcemy sprawić, by siatkówka była grzeczna, fajna, miła, czy jednak uznajemy, że takie smaczki są fajne. Jeśli to drugie, to wszyscy musimy się nauczyć tej gry i umieć to robić - analizuje trener. 

A czy możliwe, że kędzierzynian nauczył tego Tuomas Sammelvuo, który latem został ich trenerem? Szkoleniowiec Projektu mocno w to wątpi. - Nie, to są takie siatkarskie zakapiory. Przeżyli tyle, że wydaje mi się, że sami na to wpadli. Tuomas według mnie jest takim porządnym, dobrym, miłym człowiekiem. Nie wydaje mi się, by to był jego styl. Po prostu chłopaki grają mnóstwo tych meczów, są bardzo doświadczeni. Wiedzą, jak reagować. Wiedzą, na co mogą sobie pozwolić i to wykorzystują - ocenia.

Spostrzegawczy Śliwka patrzy z szerszej perspektywy

Gdy zagaduję o owe sztuczki jednego z członków sztabu Zaksy, to uśmiecha się z satysfakcją. Przyznaje, że siatkarze bazują tu na własnym doświadczeniu i robią to bardzo mądrze.

- Nie dostają zbyt wielu kartek. Poza tym bazują trochę na swojej pozycji. Mają pewien autorytet jako triumfatorzy LM - dodaje. Broniący barw kędzierzynian Wojciech Żaliński z kolei przekonuje, że jego zespół nie korzysta z takich sztuczek częściej niż inni.

- Wszyscy próbują zwolnić grę, kiedy potrzebują oddechu. Może dlatego, że u nas to parę razy zadziałało, to zwróciło to uwagę - zastanawia się.

Inni jednak przede wszystkim mówią, że ZAKSA robi to po prostu najlepiej. Takiego zdania jest m.in. Maciej Muzaj z Asseco Resovii Rzeszów, który opowiadał o tym przy okazji półfinałowej rywalizacji z obrońcami tytułu. Czy szanse na tym tle może mieć Jastrzębski Węgiel, który zmierzy się z Zaksą w sobotnim finale LM?

- Kędzierzynianie to na razie jedyna drużyna, która bezapelacyjnie robi to bardzo dobrze. Jastrzębie też ma takich graczy. Tomasz Fornal jest trochę prowokującym zawodnikiem, Jurek Gładyr w ogóle się nie szczypie. Ale szacun za to, bo to bardzo twardy gość i po prostu nie owija w bawełnę. Potrafi stanowczo i ostro powiedzieć komuś, co o nim myśli, ale to jest fajne. Ja np. takich ludzi lubię - zaznacza Graban.

Żaliński dodaje, jego drużynie udało się wybić z rytmu nawet Urosa Kovacevicia z Aluronu CMC Zawiercie, który zwykle pod wpływem podrażnienia gra tylko lepiej. - Większość zawodników uczy się tego w trakcie kariery. Są jednak oczywiście tacy jak np. Michał Kubiak, który od małego zachowywał się tak samo, jak potem na tych największych światowych arenach - wskazuje przyjmujący Zaksy. Wśród kędzierzynian często i z dobrym wyczuciem z takich trików zdaje się korzystać przede wszystkim kapitan Aleksander Śliwka. 

- To jeden z dwóch graczy, których znam, który tak dużo widzi, patrzy z szerszej perspektywy. Niektórzy zawodnicy myślą tylko o sobie, stosują wąską perspektywę. Może to być pewien rodzaju mechanizmu obronnego. Bo w takim wypadku nie ma pewnych rozpraszaczy. Nie zwracają uwagi na to, co się dzieje dookoła. Olek zaś jest bardzo spostrzegawczy. Dobrze to czyta, także pod względem emocjonalnym - opowiada Sport.pl trener reprezentacji Polski Nikola Grbić.

Serb śmieje się, że co prawda odszedł z Zaksy w takim momencie, że nie zdążył popracować np. z Marcinem Januszem, Norbertem Huberem czy Erikiem Shojim, ale wybrał ich wcześniej do składu drużyny, więc ich dobre radzenie podejście do takich sztuczek można uznać za swego rodzaju dziedzictwo. Najpierw mówi, że sam jako zawodnik stosował wszystkie dostępne metody, ale od razu się poprawia. 

- Oczywiście, nie wszystkie. Nigdy nie okazywałem braku szacunku rywalowi, ale robiłem wszystko, by wygrać na boisku. Używając do tego wszystkich dozwolonych rzeczy. Są zawodnicy, którzy próbują specjalnie cię sprowokować, byś się zdenerwował i przestał grać. Nigdy w życiu tego nie robiłem. Nie sądzę też, by Olek Śliwka miał kiedykolwiek złe intencje, bo go znam i wiem, jakiego rodzaju zawodnikiem i człowiekiem jest - zapewnia Grbić.

Sądzi też, że także reszta siatkarzy Zaksy stosuje jedynie dozwolone przepisami metody. - Jeśli przekroczyliby granicę, to interweniować powinien sędzia - zaznacza szkoleniowiec wicemistrzów świata.

W finale PlusLigi obrońcy tytułu zostali tak mocno zdominowani przez Jastrzębski Węgiel, że ich sztuczki nic nie dały. W sobotni wieczór przekonamy się, czy więcej okazji ku temu będą mieli w meczu decydującym o triumfie w LM.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.