Kłopoty albo cementują drużynę, albo sprawiają, że się rozpada. Siatkarki ŁKS-u Commercecon Łódź zdecydowanie wzmocniły, bo - mimo otrzymania od losu trzech potężnych ciosów - na koniec sięgnęły po mistrzostwo Polski. Pierwszym ciosem była nagła śmierć trenera Michała Cichego tuż po zakończeniu poprzedniego sezonu, a w ostatnich miesiącach poważnych kontuzji doznały dwie podstawowe zawodniczki - Klaudia Alagierska-Szczepaniak i Zuzanna Górecka. Środkowa oglądała ostatnie finałowe spotkanie z Developresem Bella Dolina - wygrane 3:2 - zza band reklamowych, przyjmującej zabrakło w Rzeszowie, bo dopiero co zaczęła żmudną walkę o powrót do zdrowia, a Cichy - za sprawą upamiętniającego go transparentu - towarzyszył zespołowi w trakcie sobotniego pojedynku i na podium.
"Byłeś z nami od początku...na zawsze pozostaniesz w naszej pamięci" - tak brzmiała treść transparentu, którym przypomniano Michała Cichego. Baner najpierw był przy licznej grupie żywiołowo dopingujących łódzką drużynę kibiców, a następnie zawodniczki wniosły go podczas dekoracji na podium. 45-latek był związany z klubem przez ponad 10 lat, gdy ten stopniowo odbudowywał pozycję w kobiecej siatkówce. Na niższych szczeblach rozgrywkowych Cichy był asystentem i głównym trenerem, a po awansie do ekstraklasy przeszedł drogę od statystyka i skauta, przez drugiego szkoleniowca, aż prowadzenie zespołu. To ostatnie przejął w styczniu ubiegłego roku, zastępując Michala Maska i wiosną odbierał ze swoją ekipą brązowe medale.
W drugiej połowie sezonu kłopoty wróciły do "Wiewiór" w nowej odsłonie. W połowie lutego więzadło krzyżowe zerwała środkowa Alagierska-Szczepaniak, a w drugim meczu finału urazu łąkotki oraz więzadła krzyżowego doznała przyjmująca Górecka. Drużyna jednak poradziła sobie z wszystkimi tymi problemami.
- Rzeczywiście, można powiedzieć, że los w nas uderzał, ale nic nas nie złamało. Klaudia, Zuza, Michał... On był tutaj z nami dzisiaj, to także jego medal. To było nasze marzenie, by pokazać w finale naszą grę. Podobało mi się to, jak prezentowałyśmy się przez cały sezon. Szkoda byłoby tego nie zamknąć klamrą - przyznaje kapitan ŁKS-u Paulina Maj-Erwardt.
Do znaczenia Cichego nawiązała również Martyna Grajber-Nowakowska, która formalnie dołączyła do łódzkiej ekipy zaledwie trzy dni przed ostatnim meczem. Po zakończeniu sezonu we Włoszech zgodziła się wspomóc były klub wobec poważnej kontuzji Góreckiej na zasadzie transferu medycznego.
- Można powiedzieć, że to ekspresowy medal. Czasami życie pisze takie scenariusze. A ja wierzę, że nie tyle życie, co ktoś tam, na górze, czuwał, bym to była ja. Dziękuję mu za to i dlatego też ten medal dedykuję jemu. Bardzo się cieszę, że to złoto - podkreśla w rozmowie ze Sport.pl przyjmująca.
Jak dodaje, wejście do zespołu, którego barw broniła w poprzednim sezonie, przebiegło bardzo sprawnie. - Myślę, że bardzo pomógł fakt, iż to moja była drużyna. Nie widziałyśmy się tak naprawdę dziesięć miesięcy. Jest dużo dziewczyn, z którymi grałam wcześniej, do tego znajomy sztab, ludzie wokół klubu - wylicza 28-latka.
Do trudnych momentów z tego sezonu w wydaniu ŁKS-u dodaje ona jeszcze przegrany finał Pucharu Polski. - Dziewczyny miały go już na wyciągnięcie ręki. Myślę, że to jeszcze bardziej je zmotywowało i pchnęło do tego, żeby zdobyć to złoto. Jest ono dla nich nagrodą po takim ciężkim sezonie - dodaje Grajber-Nowakowska.
Łodzianki i siatkarki Developresu stworzyły w sobotni wieczór pełne zwrotów akcji widowisko. Alagierska-Szczepaniak zaczęła od oglądania go, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Potem usiadła, ale emocje wcale się nie zmniejszyły. Na koniec znów obserwowała wszystko na stojąco.
- Emocje sięgały zenitu. Jedno to waga meczu, a drugie, że do końca nie było wiadomo, czyim zwycięstwem się on zakończy. A nasze kłopoty zdrowotne? Wzmocniły zespół. Jak jedna wypada, to inna ma wtedy szansę na grę - mówi Sport.pl środkowa reprezentacji Polski.
Po śmierci Cichego prowadzenie drużyny przejął Alessandro Chiappini. Włoch od wielu lat pracuje w Polsce. Alagierska-Szczepaniak chwali włoskiego szkoleniowca.
- Ma duże doświadczenie w budowaniu drużyny i wiedzę na temat kobiecej psychiki. Bardzo dobrze odnajduje się w pracy z kobietami. Na wstępie jasno przedstawił zasady, jakie będą obowiązywać. Każda z nas uwierzyła, że razem możemy odnieść sukces - relacjonuje siatkarka.
Łodzianki potwierdziły, że miały w tym sezonie patent na Developres w tie-breakach. Wygrały w tym czasie wszystkie cztery pięciosetowe pojedynki z rzeszowiankami. Dwa z nich odbyły się w ramach finałowej rywalizacji w TauronLidze, jeden w fazie zasadniczej, a jeden w półfinale PP. Dzięki wygranej w tym ostatnim, sobotnim dreszczowcu sięgnęły po trzecie mistrzostwo w historii. Dwa poprzednie wywalczyły w 1983 i 2019 roku. A wydawało się, że w sobotę może się po raz pierwszy nie udać, bo w decydującej partii przegrywały już 8:12.
- Nie było u nas wcale spokojnie przed tie-breakiem. Nie ułożył się nam czwarty set, ale postawiłyśmy wszystko na jedną kartę. Nie chciałyśmy wracać na piąty mecz do Łodzi. To 8:12? Udowodniłyśmy nieraz w tym sezonie, że można z takich opresji wyjść. To właśnie pokazuje naszą zespołowość. To, że jesteśmy razem i wierzymy do końca - zaznacza Maj-Erwardt, która ma w dorobku 12 medali mistrzostw Polski, w tym pięć złotych.
Doświadczona libero nie kryje, że kluczowa dla losów całej finałowej rywalizacji była wygrana w drugim spotkaniu. Wówczas przegrywały w Rzeszowie 0:2, by zwyciężyć 3:2. A ostatni punkt w trzecim secie zdobyła właśnie ona. Rywalki błędnie uznały, że obroniona przez brązową medalistkę mistrzostw Europy 2009 piłka wyjdzie na aut.
- Cieszę się, że wtedy szczęście było po naszej stronie. Zyskałyśmy przewagę mentalną. Ocknęłyśmy się w trzecim secie tamtego meczu i zaczęłyśmy sobie przypominać, jak dobrze się bawimy, grając w siatkówkę. To był klucz. Im bardziej to robiłyśmy, tym mocniej Developres słabł - analizuje 36-latka.
Grajber-Nowakowska z kolei zapewnia, że ona w sobotę przy wyniku 8:12 w tie-breaku, była spokojna. - Przerobiłam podobny scenariusz w barwach Chemika Police kilka lat temu. Wtedy też grałyśmy o złoto z rzeszowiankami, też przegrywałyśmy i też wygrałyśmy piątego seta 15:13. Powiedziałam teraz tylko: "Dziewczyny, spokojnie, to jest jeszcze do odwrócenia". Widziałam, że punkt po punkcie pracujemy na to, a przy 13:13 byłam pewna, że Developres nas nie zatrzyma - zapewnia przyjmująca.