Mistrzynie Polski wyszły na dekorację. Pokazały, co znaczy klasa sama w sobie

Agnieszka Niedziałek
Nie było wątpliwości, komu w tym sezonie siatkarki ŁKS-u Commercecon Łódź będą dedykować sukcesy. Na dekorację po zdobyciu mistrzostwa Polski weszły z transparentem upamiętniającym Michała Cichego. - On był tutaj z nami, to także jego medal - zaznacza Paulina Maj-Erwardt. A Martyna Grajber-Nowakowska uważa, że to właśnie zmarły rok temu trener czuwał, by to ona dołączyła do drużyny zaledwie trzy dni przed wywalczeniem tytułu.

Kłopoty albo cementują drużynę, albo sprawiają, że się rozpada. Siatkarki ŁKS-u Commercecon Łódź zdecydowanie wzmocniły, bo - mimo otrzymania od losu trzech potężnych ciosów - na koniec sięgnęły po mistrzostwo Polski. Pierwszym ciosem była nagła śmierć trenera Michała Cichego tuż po zakończeniu poprzedniego sezonu, a w ostatnich miesiącach poważnych kontuzji doznały dwie podstawowe zawodniczki - Klaudia Alagierska-Szczepaniak i Zuzanna Górecka. Środkowa oglądała ostatnie finałowe spotkanie z Developresem Bella Dolina - wygrane 3:2 - zza band reklamowych, przyjmującej zabrakło w Rzeszowie, bo dopiero co zaczęła żmudną walkę o powrót do zdrowia, a Cichy - za sprawą upamiętniającego go transparentu - towarzyszył zespołowi w trakcie sobotniego pojedynku i na podium.

Zobacz wideo Grot Budowlani Łódź z brązem Tauron Ligi. "Było widać, że ten zespół ciągle robi postęp"

"Szkoda byłoby tego nie zamknąć klamrą". Ekspresowy złoty medal

"Byłeś z nami od początku...na zawsze pozostaniesz w naszej pamięci" - tak brzmiała treść transparentu, którym przypomniano Michała Cichego. Baner najpierw był przy licznej grupie żywiołowo dopingujących łódzką drużynę kibiców, a następnie zawodniczki wniosły go podczas dekoracji na podium. 45-latek był związany z klubem przez ponad 10 lat, gdy ten stopniowo odbudowywał pozycję w kobiecej siatkówce. Na niższych szczeblach rozgrywkowych Cichy był asystentem i głównym trenerem, a po awansie do ekstraklasy przeszedł drogę od statystyka i skauta, przez drugiego szkoleniowca, aż prowadzenie zespołu. To ostatnie przejął w styczniu ubiegłego roku, zastępując Michala Maska i wiosną odbierał ze swoją ekipą brązowe medale.

W drugiej połowie sezonu kłopoty wróciły do "Wiewiór" w nowej odsłonie. W połowie lutego więzadło krzyżowe zerwała środkowa Alagierska-Szczepaniak, a w drugim meczu finału urazu łąkotki oraz więzadła krzyżowego doznała przyjmująca Górecka. Drużyna jednak poradziła sobie z wszystkimi tymi problemami.

- Rzeczywiście, można powiedzieć, że los w nas uderzał, ale nic nas nie złamało. Klaudia, Zuza, Michał... On był tutaj z nami dzisiaj, to także jego medal. To było nasze marzenie, by pokazać w finale naszą grę. Podobało mi się to, jak prezentowałyśmy się przez cały sezon. Szkoda byłoby tego nie zamknąć klamrą - przyznaje kapitan ŁKS-u Paulina Maj-Erwardt.

Do znaczenia Cichego nawiązała również Martyna Grajber-Nowakowska, która formalnie dołączyła do łódzkiej ekipy zaledwie trzy dni przed ostatnim meczem. Po zakończeniu sezonu we Włoszech zgodziła się wspomóc były klub wobec poważnej kontuzji Góreckiej na zasadzie transferu medycznego. 

- Można powiedzieć, że to ekspresowy medal. Czasami życie pisze takie scenariusze. A ja wierzę, że nie tyle życie, co ktoś tam, na górze, czuwał, bym to była ja. Dziękuję mu za to i dlatego też ten medal dedykuję jemu. Bardzo się cieszę, że to złoto - podkreśla w rozmowie ze Sport.pl przyjmująca.

Jak dodaje, wejście do zespołu, którego barw broniła w poprzednim sezonie, przebiegło bardzo sprawnie. - Myślę, że bardzo pomógł fakt, iż to moja była drużyna. Nie widziałyśmy się tak naprawdę dziesięć miesięcy. Jest dużo dziewczyn, z którymi grałam wcześniej, do tego znajomy sztab, ludzie wokół klubu - wylicza 28-latka.

ŁKS z patentem na tie-breaki z Developresem. "Przy wyniku 8:12 byłam spokojna"

Do trudnych momentów z tego sezonu w wydaniu ŁKS-u dodaje ona jeszcze przegrany finał Pucharu Polski. - Dziewczyny miały go już na wyciągnięcie ręki. Myślę, że to jeszcze bardziej je zmotywowało i pchnęło do tego, żeby zdobyć to złoto. Jest ono dla nich nagrodą po takim ciężkim sezonie - dodaje Grajber-Nowakowska.

Łodzianki i siatkarki Developresu stworzyły w sobotni wieczór pełne zwrotów akcji widowisko. Alagierska-Szczepaniak zaczęła od oglądania go, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Potem usiadła, ale emocje wcale się nie zmniejszyły. Na koniec znów obserwowała wszystko na stojąco.

- Emocje sięgały zenitu. Jedno to waga meczu, a drugie, że do końca nie było wiadomo, czyim zwycięstwem się on zakończy. A nasze kłopoty zdrowotne? Wzmocniły zespół. Jak jedna wypada, to inna ma wtedy szansę na grę - mówi Sport.pl środkowa reprezentacji Polski.

Po śmierci Cichego prowadzenie drużyny przejął  Alessandro Chiappini. Włoch od wielu lat pracuje w Polsce. Alagierska-Szczepaniak chwali włoskiego szkoleniowca.

- Ma duże doświadczenie w budowaniu drużyny i wiedzę na temat kobiecej psychiki. Bardzo dobrze odnajduje się w pracy z kobietami. Na wstępie jasno przedstawił zasady, jakie będą obowiązywać. Każda z nas uwierzyła, że razem możemy odnieść sukces - relacjonuje siatkarka.

Łodzianki potwierdziły, że miały w tym sezonie patent na Developres w tie-breakach. Wygrały w tym czasie wszystkie cztery pięciosetowe pojedynki z rzeszowiankami. Dwa z nich odbyły się w ramach finałowej rywalizacji w TauronLidze, jeden w fazie zasadniczej, a jeden w półfinale PP. Dzięki wygranej w tym ostatnim, sobotnim dreszczowcu sięgnęły po trzecie mistrzostwo w historii. Dwa poprzednie wywalczyły w 1983 i 2019 roku. A wydawało się, że w sobotę może się po raz pierwszy nie udać, bo w decydującej partii przegrywały już 8:12.

- Nie było u nas wcale spokojnie przed tie-breakiem. Nie ułożył się nam czwarty set, ale postawiłyśmy wszystko na jedną kartę. Nie chciałyśmy wracać na piąty mecz do Łodzi. To 8:12? Udowodniłyśmy nieraz w tym sezonie, że można z takich opresji wyjść. To właśnie pokazuje naszą zespołowość. To, że jesteśmy razem i wierzymy do końca - zaznacza Maj-Erwardt, która ma w dorobku 12 medali mistrzostw Polski, w tym pięć złotych.

Doświadczona libero nie kryje, że kluczowa dla losów całej finałowej rywalizacji była wygrana w drugim spotkaniu. Wówczas przegrywały w Rzeszowie 0:2, by zwyciężyć 3:2. A ostatni punkt w trzecim secie zdobyła właśnie ona. Rywalki błędnie uznały, że obroniona przez brązową medalistkę mistrzostw Europy 2009 piłka wyjdzie na aut.

- Cieszę się, że wtedy szczęście było po naszej stronie. Zyskałyśmy przewagę mentalną. Ocknęłyśmy się w trzecim secie tamtego meczu i zaczęłyśmy sobie przypominać, jak dobrze się bawimy, grając w siatkówkę. To był klucz. Im bardziej to robiłyśmy, tym mocniej Developres słabł - analizuje 36-latka.

Grajber-Nowakowska z kolei zapewnia, że ona w sobotę przy wyniku 8:12 w tie-breaku, była spokojna. - Przerobiłam podobny scenariusz w barwach Chemika Police kilka lat temu. Wtedy też grałyśmy o złoto z rzeszowiankami, też przegrywałyśmy i też wygrałyśmy piątego seta 15:13. Powiedziałam teraz tylko: "Dziewczyny, spokojnie, to jest jeszcze do odwrócenia". Widziałam, że punkt po punkcie pracujemy na to, a przy 13:13 byłam pewna, że Developres nas nie zatrzyma - zapewnia przyjmująca.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.