"Ostatni taniec" polskiej legendy. Wyszedł na boisko po raz ostatni. "Chciałem bawić się jak najlepiej"

- Miałem świadomość, że już więcej nie wyjdę na parkiet i nie zagram już następnego meczu w PlusLidze. Chciałem się bawić jak najlepiej - mówił Mariusz Wlazły, który w piątek wieczorem na warszawskim Torwarze zakończył swoją piękną, 20-letnią karierę. I znowu kilkakrotnie zachwycił. - Dałem zespołowi, ile mogłem. Jak w każdym innym meczu, w którym mogłem być na boisku - dodawał najwybitniejszy zawodnik w historii polskiej PlusLigi.

Ten moment kiedyś musiał nadejść. Po 20 sezonach profesjonalnej kariery, zdobyciu mistrzostwa i wicemistrzostwa świata, a także dziewięciu tytułów mistrza Polski legenda polskiej siatkówki, Mariusz Wlazły, rozegrała swój ostatni mecz. Jego Trefl Gdańsk w piątkowy wieczór na warszawskim Torwarze stoczył epicki, sześciosetowy bój z Projektem Warszawa. Mecz wygrał 3:2, doprowadzając do złotego seta, ale w nim lepsza okazała się drużyna z Warszawy, triumfując 15:10. Trefl zakończył więc ostatni sezon Wlazłego na szóstym miejscu. 

Zobacz wideo Aleksander Śliwka po awansie do kolejnego finału: Myślę, że to będzie święto siatkówki

Na Torwarze Wlazły został najpierw przywitany szpalerem, a w trakcie sześciosetowej potyczki miał kilka momentów, kiedy znów zachwycał i przypomniał o tym, jakimi siatkarskimi umiejętnościami dysponuje. Przykład? Dwa niezwykle efektowne asy serwisowe z rzędu, którymi zakończył drugiego seta, wygranego przez Trefl do 20.

Mariusz Wlazły po raz ostatni wyszedł na parkiet. "Chciałem bawić się jak najlepiej"

Choć jego drużyna nie wywalczyła 5. miejsca, 39-latek na zakończenie został uhonorowany statuetką MVP 20-lecia Plusligi, wykonał rundę honorową wokół Torwaru, a gdy zbliżało się dziesięć po północy, a autokar Trefla już czekał na odjazd, stanął na chwilę w obecności zgromadzonych dziennikarzy. Jak sam przyznał, naprawdę dobrze się bawił.

- Miałem świadomość, że już więcej nie wyjdę na parkiet i nie zagram już następnego meczu w PlusLidze. Chciałem się bawić jak najlepiej - tłumaczył Wlazły. - Dałem zespołowi, ile mogłem. W tym meczu, w poprzednim i w każdym innym, w którym mogłem być na boisku. To była dla mnie największa przyjemność, że mogłem być w Treflu Gdańsk, być z tymi fantastycznymi ludźmi i zakończyć z nimi moją karierę.

- Nie sądziłem, że dojdzie do aż sześciu setów, ale myślę, że nam wszystkim grało się dziś dobrze. Mieliśmy swoje lepsze i gorsze chwile, ale wygraliśmy mecz i choć przegraliśmy złotego seta, to jestem zadowolony z zespołu, że w trudnych chwilach nie odpuszczaliśmy i próbowaliśmy wrócić do gry. W niektórych meczach udaje się przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, a w innych udaje się powrócić, ale ten przeciwnik ostatecznie jest lepszy - podsumowywał. 

Wcześniej Wlazły udzielił także wywiadowi Polsatowi Sport. - Nie byłem w stanie przewidzieć tych emocji. Atmosfera fantastyczna, a widowisko mogło się podobać. Sześć setów na koniec 20-letniej kariery też pokazało, że dopasowaliśmy się do tego wieczoru. Serdecznie dziękuje wszystkim kibicom, zawodnikom obu drużyn, że byli częścią tego wszystkiego. Wielkie dzięki - dziękował mistrz świata z 2014 roku.

To, że Mariusz Wlazły nie będzie się pojawiał na boisku, nie oznacza, że nie będzie związany z siatkówką. Bo co prawda Wlazły żegna się z profesjonalną karierą siatkarza, ale zostaje w Treflu. Od nowego sezonu 39-latek, który jest obecnie w trakcie studiów psychologicznych, będzie konsultantem psychologicznym drużyny.

- Oddziaływania psychologiczne będą wplecione w plan przygotowań Trefla. Zaczniemy od przyszłego sezonu, będziemy pomagać chłopakom przede wszystkim m.in. w koncentracji i skupieniu. Po tym sezonie można powiedzieć, że praca, którą wykonaliśmy i te spotkania z psychologiem miały sens i trzeba to kontynuować - zakończył Wlazły.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.