Namówił Wlazłego na "last dance" dla Polski, a teraz go żegna. "Najlepszy, z jakim grałem"

Jakub Balcerski
- To najważniejszy siatkarz polskiej ligi w całej jej historii. Tyle wygrywał, tyle zdobywał punktów. Nikt chyba nie może go pobić. Wciąż chciałbym widzieć go często przy klubach, czy reprezentacji. Najlepiej co weekend - mówi o Mariuszu Wlazłym jego były kolega ze Skry Bełchatów i trener w reprezentacji Polski, Stephane Antiga.

W piątek o 20:30 na Torwarze Mariusz Wlazły zagra swój ostatni mecz w zawodowej karierze - pożegna się w barwach Trefla Gdańsk przeciwko Projektowi Warszawa. Stephane Antiga najpierw grał z nim po tej samej stronie boiska w barwach Skry Bełchatów, a potem przekonał go do "last dance" dla reprezentacji Polski. Nawet po wszystkich aferach, kłótniach i sporym konflikcie z polskim związkiem. Wszystko skończyło się w najpiękniejszy możliwy sposób: kadra Antigi sięgnęła po złoty medal mistrzostw świata organizowanych w Polsce, a Wlazły po tytuł MVP turnieju.

Teraz Francuz wspomina Wlazłego, mówi, czego najbardziej mu zazdrościł i żegna go po tym, jak postanowił zakończyć karierę zawodnika w PlusLidze - dziewięć lat po tym, jak w najlepszym możliwym stylu pożegnał się z kadrą.

Zobacz wideo 500 występów Mariusza Wlazłego w PlusLidze. "Legenda za życia"

Jakub Balcerski: Zaskoczyła cię decyzja Mariusza?

Stephane Antiga: Ile teraz ma lat?

39, w sierpniu skończy 40.

- No tak, więc to nie takie dziwne. Długa, piękna kariera. Mam z nim związane dwie partie wspomnień. Z pięciu lat, które spędziliśmy razem w Skrze Bełchatów i jeden sezon, gdy trenowałem go i zdobyliśmy mistrzostwo świata z polską kadrą. To dwa zupełnie różne typy relacji. Ale oba miłe, ciekawe i złożone z sukcesów.

Jakie spojrzenie na Mariusza dały ci te perspektywy - zarówno jako siatkarza, jak i człowieka?

- Jest cichy. To nie typ, który mówi głośno, do wszystkich, raczej trochę się krył. Był perfekcjonistą. Czasem nie radził sobie trochę na zagrywce, akurat mu nie szło, więc zostawał na koniec treningu, żeby jeszcze ćwiczyć serwis. Szybko się uczył. Z Miguelem Angelem Falascą zaczęli grać na o wiele szybszą wystawę niż wcześniej. Bardzo wysoka piłka, trudna do uderzenia nawet bez takiej prędkości. Myślałem sobie: Mariusz pracuje z wieloma typami wystaw, przecież nauka kolejnego zajmie mu sporo czasu. Ale źle go oceniłem. Minęło kilka tygodni i już grał tę wymianę idealnie.

Przyspieszenie gry było jednym z najważniejszych kroków w jego karierze. Grając jako przyjmujący, choć sezon Skry nie był wtedy najlepszy, też mocno rozwijał swoje umiejętności. Mariusz siatkarsko to świetny serwujący, broniący, blokujący i atakujący.

Mariusz wrócił do reprezentacji na mistrzostwa świata, które wyszły wam najlepiej, jak tylko mogły. "Przed finałem poszedłem do Stephane'a i zapytałem, czy pamięta, że to jest mój ostatni mecz w reprezentacji. Odpowiedział: Tak, pamiętam i zróbmy tak, żebyśmy go obaj zapamiętali jak najlepiej, żeby był zwycięski" - mówił Sport.pl w niedawnej rozmowie Wlazły. A ty jak pamiętasz tamte chwile?

- Tak było. Na początku Mariusz miał być nie do przekonania do powrotu do reprezentacji. Mówili mi, że to niemożliwe. Zresztą, to był mój pierwszy sezon w roli trenera i od razu stawałem przed takim wyzwaniem, nie do końca związanym ze sportem. Ale Mariusz się zgodził i sprawił, że wszystko w tym sezonie szło dobrze. Teraz mam z nim związane tylko pozytywne wspomnienia, a z Mariuszem trenowało się świetnie.

To najlepszy zawodnik, z jakim grałeś po tej samej stronie boiska?

- Niech pomyślę. (dłuższa chwila ciszy) Nie no, to na pewno najlepszy zawodnik, z jakim grałem. Jak sobie o tym myślę, to przypomina mi się, że nie tylko skakał wysoko, ale piekielnie szybko. Nie był jedynie znakomitym siatkarzem, ale ogółem sportowcem. Miał świetne warunki fizyczne, które potrafił znakomicie wykorzystać. Ta szybkość w powietrzu i siła ataku, uderzenia piłki, była niezwykła. Zwłaszcza dlatego, że on wcale nie trafiał jej idealnie. Gdy serwował, czy atakował, pamiętam serie piłek, które w zasadzie tylko ocierały się o jego dłoń, a i tak nabierały niesamowitej prędkości.

Coś jeszcze go wyróżniało?

- Regeneracja. Po ważnym meczu mijały dwa dni i nie tyle wracał na boisko, ile był w swojej najlepszej dyspozycji. Mówiąc szczerze, zazdrościłem mu tego. Bo zawsze miałem problem z tym, żeby w trudnych momentach szybko się pozbierać. U Mariusza to się działo niezwykle szybko.

W ostatnich sezonach Mariusz może nie był kluczowym siatkarzem PlusLigi, nie grał tak wiele jak wcześniej, ale pozostawał jej żywą legendą i ciągle pokazywał, że może wejść na boisko i czarować, jak za najlepszych lat. Siatkówka mocno odczuje tę stratę?

- To najważniejszy siatkarz polskiej ligi w całej jej historii. Trudno powiedzieć, czy najlepszy polski zawodnik w ogóle, ale w PlusLidze na pewno. Nie wiem, kto mógłby z nim w ogóle rywalizować. Tyle wygrywał, tyle zdobywał punktów. Nikt chyba nie może go pobić. Jego odejście to wielka strata dla każdego - zawodników, kibiców, całego środowiska. Oby jedną nogą wciąż trzymał się siatkówki. Wiem, że ma pewne plany, ale chciałbym widzieć go często przy klubach, czy reprezentacji. Najlepiej co weekend.

Ma być koordynatorem psychologicznym w Treflu Gdańsk, w którym kończy karierę jako zawodnik. Z jednej strony wiadomo, że studiuje psychologię, a jako zawodnik mocno się tym interesował. Z drugiej chyba nie wszyscy widzieliby go w takiej roli, czy w ogóle w sztabie szkoleniowym po zakończeniu kariery.

- To prawda, ja też tak nie myślałem. Kiedy powiedział mi o swoim zainteresowaniu psychologią, stwierdziłem: "Wow, jak długo potrafi o tym mówić". O siatkówce nigdy nie można było z nim pogadać w taki sposób. Dostrzegłem też, że psychologia przyniosła mu sporo cierpliwości, tak jakby dzięki niej ją odkrył. Na boisku zebrał tak dużo doświadczeń: u siebie, trenerów, czy rywali, że zdecydowanie ma się, czym dzielić.

Robi to, co lubi, podąża własną ścieżką. To świetne i nie takie proste do osiągnięcia. Przecież zostawia to, co robił przez całe życie, a i tak potrafił odnaleźć się w innej dziedzinie. Cieszę się, że to mu się udało. Przy okazji może być nadal bardzo użyteczny dla świata siatkówki, także w tej roli.

Zapraszasz go do siebie, do swojego sztabu?

- Oczywiście. Bez żadnych wątpliwości. Drzwi dla Mariusza będą u mnie zawsze otwarte.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.