Koniec epoki w polskiej siatkówce. Legenda odchodzi po 13 latach. "Nadszedł czas"

Jakub Balcerski
- Zupełnie inaczej byłoby się żegnać po najważniejszych meczach, zwycięstwach, czy nawet mistrzostwie Polski. Ale niestety, jak powtarzali chłopaki przez cały ten sezon: życie to nie teledysk - mówi Sport.pl Karol Kłos, który właśnie pożegnał się z PGE Skrą Bełchatów, którą opuszcza po aż 13 latach spędzonych w klubie. Choć z pewnością chciałby, żeby okoliczności jego odejścia były inne.

441 meczów, trzy mistrzostwa Polski, trzy Puchary Polski, cztery Superpuchary, srebro Ligi Mistrzów oraz srebro i brąz klubowych mistrzostw świata. To bilans 13 lat Karola Kłosa w PGE Skrze Bełchatów. Legenda klubu zakończyła sezon, po którym pożegna się z nim, ale moment, w którym Kłos zdecydował się na odejście, jest trudny. Za drużyną w końcu najgorszy sezon od lat.

Zobacz wideo "Wyszedł Juergen Klopp i ciężko było odmówić"

Po ostatnim meczu z GKS-em Katowice klub uhonorował Kłosa. Dostał koszulkę z podpisami fanów i proporzec, który zawisł pod sufitem hali w Bełchatowie. Siatkarz odwdzięczył się kibicom, zostając z nimi jeszcze długo po spotkaniu, a nawet oddając koszulkę, buty, czy spodenki.

W rozmowie ze Sport.pl żałuje, że nie mógł pożegnać się ze Skrą w lepszych okolicznościach i opowiada o tym, co dalej z jego karierą.

Jakub Balcerski: To koniec ery Karola Kłosa w Bełchatowie. Za tobą ostatni mecz i sporo emocji. Trudno było się pożegnać ze Skrą?

Karol Kłos: Przeżywałem ten ostatni mecz już długi czas. Chyba dobrze do tego podszedłem. Na wesoło, radośnie. Ale jak musiałem powiedzieć kilka słów, to było ciężko, głos mi się łamał. Nie chcę jednak, żeby mnie ludzie tak zapamiętali. Poza tym przecież nie kończę grać. Jeszcze tutaj wrócę i myślę, że to będzie fajne uczucie wrócić tu w innej drużynie.

Pod sufitem hali Energia wisi już twoja koszulka. Wisi obok tej Mariusza Wlazłego. Kiedyś mówiłeś, że wolisz, żeby ci dorobili do tej jego spodenki. Co poszło nie tak?

- Bo przypatrzyłem się i okazało się, że to nie koszulka, tylko proporczyk z numerem i nazwiskiem. Dlatego, choć faktycznie chciałem spodenki i tak mówiłem, to wyglądałoby to dziwnie. Dla mnie to przede wszystkim bardzo miły gest. To był najmocniejszy punkt tego dnia: jak proporczyk poszedł do góry i znalazł się obok tego Mariusza. Moje trzy gwiazdki może wyglądają skromnie przy nim, ale to ogromny zaszczyt. Będę o tej chwili pamiętał do końca życia.

 

Zostaje pewnie niesmak, że żegnasz się w tak trudnym momencie i to pożegnanie nie jest takie, jak mogłeś sobie wymarzyć.

- Oczywiście, że tak. Zupełnie inaczej byłoby się żegnać po najważniejszych meczach, zwycięstwach, czy nawet mistrzostwie Polski. Ale niestety, jak powtarzali chłopaki przez cały ten sezon: życie to nie teledysk. Nie zawsze jest niedziela, trzeba brać to, co jest. Ja jestem takim człowiekiem, że to, co mi daje życie, to biorę i staram się tym cieszyć.

Są pozytywy, które byłyby w stanie choć trochę przykryć tyle złego, ile działo się w Bełchatowie w tym sezonie?

- Było wiele negatywnych rzeczy i dlatego skończyliśmy tu, gdzie skończyliśmy. Starałem się te pozytywy wyciągnąć, choć było trudno. Dotrwałem do końca w zdrowiu, zakończyłem trzynasty sezon grania tu i jestem dumny z tego, co zrobiłem. Więcej nie byłbym już w stanie dać temu zespołowi i temu miejscu. Nadszedł czas.

Karierę kontynuujesz, więc paliwa do dalszej pracy nie brakuje?

- Paliwo jest, ale potrzeba bodźca. I ja ten bodziec znalazłem, więc będę grał dalej. Chyba dlatego tak się tu nie rozkleiłem. Kontynuuję karierę i się z tego cieszę.

Więcej o: