Grbić zdradza plany odnośnie gwiazd. "Nigdy nie widziałem go tak grającego"

Agnieszka Niedziałek
- Byłem kiedyś w tym miejscu, co Kamil Semeniuk teraz. Zaliczyłem jeden z najgorszych sezonów klubowych w karierze, a pół roku później zdobyliśmy olimpijskie złoto. Czasem takie doświadczenia mogą sprawić, że się rozwiniesz - mówi Sport.pl Nikola Grbić. Trener polskich siatkarzy trochę inaczej patrzy na sytuację Wilfredo Leona. A o Bartoszu Bednorzu mówi, że nigdy wcześniej nie widział go grającego tak jak teraz. Ale tu też jest pewne "ale".

Im bliżej końca klubowej rywalizacji, tym bardziej rośnie gorączka związana z oczekiwaniami na listę z powołaniami do reprezentacji Polski siatkarzy. Zwłaszcza że rok temu Nikola Grbić zaskoczył kilkoma decyzjami i wśród kibiców trwa dyskusja, czy tym razem zaufa podobnej grupie, czy też wśród kluczowych postaci znajdą się nowe nazwiska. Szczególnie duże zainteresowanie wzbudza obsada przyjęcia, gdzie Serb już wcześniej miał kłopot bogactwa. Tyle że teraz jeden z dotychczasowych liderów kadry - Kamil Semeniuk - zalicza w Perugii sezon, o którym zapewne chciałby jak najszybciej zapomnieć. Bartosz Bednorz z kolei - dotychczas będący w reprezentacji postacią drugoplanową - po dołączeniu w styczniu do Zaksy bryluje jak nigdy. A co z Wilfredo Leonem, który miał triumfalnie wrócić do drużyny narodowej, ale ostatnio razem z Semeniukiem musiał przełknąć gorzką pigułkę we Włoszech?

Zobacz wideo Jurij Gładyr o ćwierćfinale z Treflem Gdańsk: "Udało się pociągnąć z wątroby". Skomentował też "mit Zaksy"

Agnieszka Niedziałek: Polskie środowisko siatkarskie jest zachwycone, że Zaksa i Jastrzębski Węgiel zmierzą się w historycznym finale Ligi Mistrzów. Pan może być nieco mniej szczęśliwy, bo opóźni to stawienie się na zgrupowaniu większej liczby kadrowiczów. 

Nikola Grbić: Cieszę się tym finałem, bo uważam, że to świetnie dla samych zawodników, dla klubów, polskiej siatkówki, a także dla reprezentacji. Kiedy kadrowicze z Zaksy i Jastrzębia dołączą do nas podczas przygotowań? Rozmawiamy o tym. Decyzję w sprawie dokładnego terminu stawienia się przez wszystkie kolejne grupy podejmiemy w najbliższych dniach.

W ostatnich miesiącach pojedynki tych dwóch klubów kończyły się stale wygraną kędzierzynian. Zaczęto wręcz mówić o kompleksie po stronie jastrzębian. Może to mieć znaczenie 20 maja?

- Sezon zaczął się jednak od wygranej Jastrzębskiego Węgla w Superpucharze Polski. Poza tym do ostatniego ich meczu na koniec fazy zasadniczej przywiązywano chyba nieco mniej uwagi. Dodatkowo, jak grasz finał, to dajesz z siebie wszystko, co najlepsze. Uważam, że sprawa zwycięstwa jest tu otwarta. Nie ma znaczenia to, co wydarzyło się wcześniej. Zwłaszcza gdy minęło już sporo czasu od poprzednich pojedynków, teraz przed drużynami jeszcze walka o mistrzostwo Polski, a o triumfie w LM przesądzi jeden mecz. Nie przeceniałbym więc wpływu wcześniejszych spotkań na wynik finału LM.

Nie do przecenienia wydaje się za to dołączenie do Zaksy trzy miesiące temu Bartosza Bednorza. Niektórzy twierdzą, że przyjmujący świetną grą wysyła panu mocny sygnał pod kątem reprezentacji.

- Mamy wiele opcji i aspektów do rozważenia, ale nie ma wątpliwości, że Bartosz Bednorz zapewnił Zaksie jakość i jest jednym z najlepszych graczy w drużynie. Jest więc oczywiście dla mnie bardzo interesującym zawodnikiem, ale jak nieraz już powtarzałem – klub i reprezentacja nie są tożsame w stu procentach. Potwierdziło się to na wielu przykładach. Nie ma też gwarancji, że jeśli klub bardzo zyskuje na twojej grze, to dokładnie tak samo będziesz grał w kadrze. Jak już wcześniej mówiłem – biorę pod uwagę wiele aspektów, np. rolę zawodnika w klubie i w reprezentacji. W pierwszym może być liderem, dzięki czemu zyskuje pewność siebie, ale w kadrze może nie być podstawowym graczem i wchodzić na podwójnej zmianie, w trakcie seta, by poprawić przyjęcie czy pod koniec partii na zagrywkę. Może mieć wiele zadań i to nie będzie ta sama rola. Niektórzy zawodnicy z łatwością się adaptują do tego, a inni mają z tym znacznie większe problemy, bo np. potrzebują stałego rytmu, mają poczucie, że muszą stale grać. Stąd jest wiele powodów, dlaczego niektórzy zawodnicy bardziej nadają się do kadry, a inni mniej.

Oczywiście, Bartek spisuje się teraz bardzo dobrze. Szczerze mówiąc, to nigdy wcześniej nie widziałem go tak grającego. Pokazuje jakość, więc oczywiście zasługuje, by być na liście. Ta jakość jest ważna, ale jak mówiłem, jest jeszcze wiele innych czynników, które biorę pod uwagę przy decyzji o powołaniach i staram się wybrać najlepiej, jak to możliwe.

Bednorz dołączył do Zaksy w połowie stycznia, co z pewnością nie ułatwiało mu zadania, ale bardzo szybko się zaadaptował. To zasługa drużyny czy dojrzałości samego zawodnika?

- Trudno mi wskazać jednoznacznie. Pracowałem w Zaksie dwa lata i wiem, że to klub o dużej jakości pod każdym względem. Mam na myśli nie tylko siatkarzy, ale i pracujące tam osoby. Wiem, że to środowisko jest przyjazne, pomocne. Są w stanie stworzyć dobrą atmosferę, by każdy czuł się częścią zespołu. A to bardzo ważne. Na pewno po przejściu tam Bartek poczuł, jak ważny jest dla zespołu i odwdzięcza się świetną grą. Trudno dokładnie wskazać, co sprawiło, że "kliknęło" i zaczął tak świetnie grać. Ale ważne, że to się stało. Mam nadzieję, że będzie w stanie to powtórzyć także w kadrze.

Zaksa męczyła się fizycznie w wielkanocnym dwumeczu z Projektem Warszawa. Trudno się dziwić, bo w ciągu pięciu dni zagrała trzy spotkania. Mimo to odrobiła stratę 14:20 w czwartej partii, przegrywając 1:2 w setach i potem wygrała tie-breaka. Znów dała o sobie znać mentalność zwycięzcy?

- Oczywiście. Bez niej nie wygrasz takiego spotkania i nie wyjdziesz z takiej sytuacji, jeśli nie wierzysz do końca, że możesz odnieść zwycięstwo i jeśli nie przesz dalej. Musisz wciąż wierzyć, grać najlepiej jak potrafisz i nie zatrzymywać się. Wtedy zwiększasz swoje szanse. Kędzierzynianie wiele razy to pokazywali.

Dwa pierwsze spotkania w tej parze miały po pięć setów. Spodziewa się pan kolejnych emocji? Kędzierzynianie nabiorą nieco świeżości i są w komfortowej sytuacji przed przenosinami rywalizacji do Warszawy.

- To trudne pytanie. Bo każdy mecz zaczyna się od wyniku 0:0, wszystko zaczyna się od początku. Prawdą jest, że Zaksa ma teraz parę dni, by ochłonąć, ale Projekt zagra u siebie. Trudno przewidzieć, jakie będzie nastawienie obu drużyn. Rywalizacja Perugii z Milano w lidze włoskiej pokazała, że wszystko w siatkówce jest możliwe. Spodziewałem się, że Perugia wróci do dobrej gry po porażce z Zaksą, ale tak się nie stało. Sądzę, że jak wracasz z tak trudnych sytuacji jak Zaksa w drugim meczu z Projektem, to zespół nabywa przeciwciała na trudne momenty. Poza tym teraz gracze z Warszawy mogą czuć presję i myśleć "Co więcej musimy zrobić, by ich pokonać?". Ale nic tu nie jest przesądzone i sprawa dalszych losów rywalizacji pozostaje otwarta.

Nawiązując do sprawy sensacyjnego rozstrzygnięcia w ćwierćfinale Serie A - to bardziej Milano wygrało czy Perugia przegrała?

- Perugia ostatnio straciła dużo pewności siebie. Dominowała miesiącami, była bez porażki prawie przez pół roku, zdobyła dwa trofea, wygrała tak wiele meczów, przy tym chyba grała tylko jednego tie-breaka. Myślę, że po porażce w półfinale Pucharu Włoch jej zawodnicy stracili nieco pewności siebie. Potem, w drugim spotkaniu ćwierćfinałowym w play off-ach z Milano, coś "kliknęło" w głowach obu ekip. Gracze Milano dostrzegli, że mają przed sobą szansę, że rywale nie grają zbyt dobrze i mogą ich pokonać. Siatkarze Perugii z kolei zastanawiali się, co się dzieje.

Po porażce w półfinale Pucharu Włoch mówił mi pan, że jest przekonany, iż Perugia za chwilę wróci do wygrywania. Chyba wszyscy byli tego pewni. To chyba ogromna niespodzianka, że gra tak mocnej drużyny aż tak się posypała?

- Szczerze mówiąc, to było to dla mnie dziwne. Jest tam wielu bardzo dobrych i doświadczonych zawodników, którzy wiele razy pokazywali swoje możliwości i nieraz sobie radzili w trudnych sytuacjach. Poza tym jest tam dobry i doświadczony trener, który wie, jak pomagać drużynie i wyprowadzać ją z kłopotów. Ale czasem jest to bardzo trudne. Bo nie wiesz, co się dzieje w głowach zawodników. Z niektórymi sytuacjami muszą więc uporać się sami. Szkoleniowiec nie może tego zrobić za nich. On jest osobą, która może im pomóc, przejść tę drogę razem z nimi, ale jego rola zawsze polega tylko na tym. Koniec końców cała praca na boisku należy do nich, a on - choć jest bardzo ważny - to jest tylko pomocnikiem. To zawodnik gra - serwuje, broni, blokuje, atakuje. Wątpliwości wdzierają się do głów nawet doświadczonym graczom i nie jest łatwo się ich pozbyć. Po okresie takiej dominacji, gdy zawodnicy Perugii zaczęli się męczyć, to brakło im czasu. Bo niekiedy, by wrócić do dobrej gry zajmuje go trochę więcej.

Kamil Semeniuk mówił mi tuż przed pierwszym spotkaniem półfinałowym LM z Zaksą, że największym problemem Perugii może być ona sama. Chodziło mu o sytuację, gdy jeden zawodnik czuje się ważniejszy od reszty. Nie wypaliła koncepcja Dream Teamu jak kiedyś u piłkarzy Realu Madryt z okresu Galacticos? Czy rzeczywiście głównym problemem mogło być ego niektórych siatkarzy?

- Trudno to oceniać z zewnątrz, takie rzeczy dostrzega się w szatni. Nie wiem, jak zawodnicy zachowywali się po tych wielu miesiącach dominacji, bo nie byłem wewnątrz zespołu. Czasem taka sytuacja igra z naszą głową. Myślisz, że to dzięki tobie wszystkie te sukcesy. Takie coś się zdarza, ale trudno zrobić retrospekcję i dostrzec dlaczego tak było. Faktem jest, że to się zdarza i faktem jest, że ostatnio Perugia zupełnie nie przypominała drużyny, którą była kilka miesięcy temu. Nie mogę jednak analizować przyczyn, bo nie znam szczegółów.

Semeniuk przyznał w ostatnich tygodniach kilkakrotnie, że jest daleki od swojej najlepszej dyspozycji. Ostatnio zaznaczył, że martwi się, iż z taką formą nie ma podstaw, by znaleźć się w kadrze. To uzasadnione obawy?

- Dobrze, że myśli o tym. W moim odczuciu to dobre podejście, pokazuje jakość zawodnika. Pracowałem z Kamilem w sumie trzy lata, więc znam go już dość dobrze. Poza tym byłem też kiedyś w tym miejscu co on teraz. Zaliczyłem jeden z najgorszych sezonów klubowych w karierze, a pół roku później zdobyliśmy złoty medal olimpijski. Czasem takie doświadczenia mogą ci pomóc popracować nad własnymi lękami i obawami. Mogą też sprawić, że się rozwiniesz, jeśli podejdziesz do tego od odpowiedniej strony i spojrzysz na sprawę z odpowiedniej perspektywy. Jak mówiłem, kadra a klub to dwa różne zespoły i  staram się brać po uwagę wszystkie aspekty. Nie tylko grę w ostatnich miesiącach.

A co do Realu Madryt i Galacticos to pokazało to, że nie zawsze zestawienie najlepszych piłkarzy da świetny zespół. Czasem w najlepszych drużynach masz jednego czy dwóch zawodników, którzy wyjęci z niej są przeciętni, ale dla niej są perfekcyjni. Tak samo jak weźmiesz dobrego pierwszego trenera i może się okazać naprawdę kiepskim asystentem. Bo np. przez wiele lat nie występował w tej roli, ale jako główny jest wspaniały. Kluczowe jest to, by drugi szkoleniowiec był świetną pomocą dla pierwszego. Tak samo jest z zawodnikami. Czasem więc celem nie jest wybór samych najlepszych graczy, szóstki złożonej z samych najlepszych siatkarzy na poszczególnych pozycjach. Wracając do "Semena", to znam go, znam jego jakość i wiem, że teraz ma kłopoty. Ale też wiem, że prędzej czy później upora się z nimi. Liczę, że nastąpi to szybciej niż później, ale tak czy inaczej po przejściu z klubu do reprezentacji wiele się zmienia. Nie martwię się więc o to.

Tak samo spokojny jest pan o również występującego w Perugii Wilfredo Leona?

- Jak mówiłem, biorę pod uwagę wszystko - dokonania i występy, ale i adaptację do kadry i jej potrzeb. Wilfredo znam jak na razie tylko z klubu, nie pracowałem z nim jeszcze w reprezentacji. Muszę się mu przyjrzeć pod tym względem. Kamila znam w obu wariantach, więc to inna sytuacja. W poprzednim sezonie Leon nie mógł być w kadrze przez kłopoty zdrowotne i graliśmy bez niego. Zobaczymy, jak teraz to wszystko wyjdzie. Razem ze sztabem będziemy monitorować i analizować sytuację.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.