Włosi reagują na informacje z Polski. Nowe informacje ws. finału LM. Jest szansa

Jakub Balcerski
- Wszystko może się jeszcze zmienić - mówi Sport.pl o sprawie finału siatkarskiej Ligi Mistrzów dziennikarz "La Gazzetta dello Sport" Gianluca Pasini. Dalej nie jest jasne, czy 20 maja Zaksa Kędzierzyn-Koźle zagra z Jastrzębskim Węglem o najważniejsze trofeum klubowej siatkówki we Włoszech czy w Polsce lub Turcji.

Jastrzębski Węgiel może wygrać Ligę Mistrzów po raz pierwszy w swojej historii, a Zaksa Kędzierzyn-Koźle trzeci raz z rzędu. Polski finał stworzył nam dylemat, o którym reszta Europy może tylko pomarzyć i go Polakom zazdrościć.

Zobacz wideo Jastrzębski Węgiel w finale CEV Ligi Mistrzów! Tomasz Fornal: Udowodnimy, że nie mamy kompleksu

Finał LM jest zaplanowany na 20 maja w Turynie, ale pojawia się coraz więcej głosów, że gospodarz spotkania może się jeszcze zmienić. W rozmowie ze Sport.pl mówił o tym prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej, Sebastian Świderski. Jedynym wyraźnym głosem sprzeciwu w mediach był do tej pory wpis na blogu "Dal 15 al 25" na portalu dziennika "La Gazzetta dello Sport" autorstwa Gianluki Pasiniego. Włoski dziennikarz pisał, że według jego informacji finał nie zostanie nigdzie przeniesiony.

W rozmowie ze Sport.pl potwierdza jednak, że po trzech dniach od publikacji wpisu sytuacja wygląda już inaczej. Opowiada także, jak z jego perspektywy wygląda polska rywalizacja w finale i co mogło spowodować, że zabraknie w nim włoskich zespołów.

Jakub Balcerski: 4 kwietnia napisałeś na blogu, że wbrew plotkom finał Ligi Mistrzów nigdzie się nie rusza i zostanie rozegrany w Turynie. To prawda? Skąd pochodziła ta informacja?

Gianluca Pasini, dziennikarz "La Gazzetta dello Sport": Dowiedziałem się o tym od Europejskiej Federacji Siatkówki (CEV) i włoskich organizatorów. Ale ze względu na to, że za decyzją stoi polityka, wszystko może się jeszcze zmienić. Musimy poczekać o to, kto awansuje do finału Ligi Mistrzyń u kobiet.

Czyli wygląda na to, że finał wciąż może trafić nie do Turynu, a do Polski lub Turcji, która też może mieć dwa zespoły w finale, ale w przypadku rozgrywek siatkarek. To byłby spory cios dla Włochów, czy właśnie szansa na pozbycie się problemu, bo sprzedać bilety na mecz bez udziału włoskich zespołów będzie bardzo trudno?

- To właśnie problem koncepcji Superfinals: rozgrywa się dwa mecze jednego dnia, finał kobiet, a potem mężczyzn i trzeba je promować jako globalne wydarzenie, a nie coś tylko dla kibiców konkretnych klubów.

Jeśli kierowaliby się wynikami spotkań, to oczywiście najlepiej byłoby rozegrać mecze w Turcji i Polsce, albo jednym z tych krajów. W przypadku Polski chyba nikt nie wyobrażał sobie, że aż dwa kluby awansują do finału i dlatego myślę, że nie składano oferty organizacji finałów, a CEV wybrał Turyn.

Jak patrzysz na polski finał? Awansowały do niego dwie drużyny, które faktycznie były najlepsze w tym sezonie Ligi Mistrzów?

- Tak. Obie polskie drużyny zasłużyły na ten sukces. Pokazały to zwłaszcza ostatnimi kluczowymi meczami dającymi im wejście do finału i dyspozycją najważniejszych siatkarzy, którzy decydowali o wynikach spotkań. Może i nie miały najsilniejszych składów na papierze, ale udowodniły, że potrafią stworzyć z nich najlepsze zespoły.

Dla Włochów to pierwszy finał od ośmiu lat bez ich drużyny walczącej o wygraną. Co może być tego przyczyną?

- We Włoszech jest problem z oceną rywali, nie doceniamy ich. A kalendarz zawsze "karze" drużyny, które grają w europejskich pucharach, intensywny okres im nie pomaga. Gdy długie play-offy mistrzostw Włoch i Ligi Mistrzów się na siebie nakładają, odpowiednie zarządzanie siłami i zespołem staje się bardzo trudne. To spory problem, ale najlepsze drużyny już długo tego doświadczają i nic się z tym nie robi.

Złoto mistrzostw świata wywalczone przez Włochów w Polsce miało jakiś wpływ na kluby i zawodników? Pozytywny czy negatywny?

- Zawodnicy, którzy odegrali kluczowe role w sukcesie reprezentacje, grali bardzo dużo. Według mnie za dużo. Zdarzały im się oczywiście bardzo dobre występy w klubach, ale mieli długie okresy słabej formy. Nowoczesna siatkówka wymaga od zawodników 80-90 meczów w sezonie, w dodatku z ciągłą presją. Powiedzmy sobie wprost: to niemożliwe do wykonania.

Trentino trzeci raz z rzędu przegrało kluczową rywalizację z Zaksą. Przez dwa lata przegrywali z nimi finał Ligi Mistrzów, teraz wypadli z rozgrywek już po porażce z Polakami w ćwierćfinale. To ściana nie do przejścia, jakaś klątwa?

- Nie, przecież Trentino wygrało w tym sezonie dwa spotkania w grupie, a w rewanżu ćwierćfinału Zaksa potrzebowała do awansu złotego seta. Wszystkie te trzy porażki się od siebie różnią, bo po jednej i drugiej stronie zespoły co sezon nie były identyczne. I myślę, że w klubie nie będzie rozpamiętywania tych przegranych spotkań.

Perugia z niemalże niepokonanej drużyny w pierwszej części sezonu zaraz może stać się taką, która przegra wszystko, co było do przegrania. Piacenza pokonała ich w półfinale Pucharu Włoch, Zaksa wyrzuciła z Ligi Mistrzów, a w poniedziałek grają decydujący mecz ligowego ćwierćfinału z Milano, w którym po czterech meczach jest 2:2. Skąd tak wyraźny kryzys? Może zawiodło przygotowanie fizyczne?

- Nie sądzę. Oglądałem mecze Perugii cały sezon i już długo grali po pięć setów dwa razy w tygodniu. Gdyby nie byli przygotowani, przegrywaliby już dużo wcześniej, a długo porażek nie mieli praktycznie w ogóle.

Po prostu ligowe rozgrywki we Włoszech są niezwykle wymagające i każdy tydzień to nowa bitwa, bez patrzenia w przeszłość nawet w przypadku takiej serii jak ta Perugii. Wystarczy spojrzeć na Kamila Semeniuka. W zeszłym roku został MVP Ligi Mistrzów, a w tym sezonie ma ogromne problemy. Tak jak wielu innych.

Dla Perugii finał Ligi Mistrzów jest chyba jak dla polskiej kadry ćwierćfinał igrzysk olimpijskich.

- Oj tak. Albo jak złoto igrzysk dla włoskiej reprezentacji.

We Włoszech szykują się zmiany po takich wynikach w Lidze Mistrzów?

- W przypadku trenerów? Cóż, nie wiem, czy Andrea Anastasi zostanie w Perugii. Możliwe, że nie. Ale czy problemem jest tam na pewno trener? Od 2019 roku i ich ostatniego mistrzostwa Włoch pracowało tam Lorenzo Bernardi, Vital Heynen, Nikola Grbić i teraz Anastasi. Nie potrafili spełnić oczekiwań, ale przed przyjściem tam wygrywali i to wiele, przecież to nie są słabi szkoleniowcy. Więc może nie zawsze trzeba obwiniać za wszystko trenera.

Zaksa czy Jastrzębski?

- Dwa świetne zespoły, ale wydaje mi się, że to Zaksa ma w sobie to "coś" więcej.

Więcej o: