Resovia wciąż bez sposobu na odwiecznego rywala. "Zrobili" im Zaksę

Siatkarzy Asseco Resovii trzy punkty dzieliły od przerwania czarnej serii w meczach z Jastrzębskim Węglem, ale rywale odrobili stratę w stylu Kędzierzyn-Koźle. Wicemistrzowie Polski przegrywali w tie-breaku 8:12, by przy zagrywce Jurija Gładyra zdobyć pięć punktów i po raz 10. z rzędu pokonali rzeszowian. - Cały mecz walczyłem ze swoimi słabościami na zagrywce. (...) To takie moje małe prywatne zwycięstwo - przyznaje środkowy jastrzębian.

- Dotychczas w tym sezonie nie poddaliśmy się w żadnym meczu. (...) Dziś zrobiliśmy to po 10 minutach. Nie mogę zaakceptować takiej postawy - mówił Sport.pl poddenerwowany Giampaolo Medei niespełna miesiąc temu. Reakcja trenera Resovii po dotkliwej porażce z Jastrzębskim Węglem w półfinale Pucharu Polski (w żadnym z trzech setów rzeszowianie nie zdobyli 20 punktów) była bardzo wymowna. Tuż po meczu zszedł szybko z boiska, złapał kurtkę oraz torbę i - mamrocząc coś wściekły pod nosem - wyszedł. Po kilku minutach wrócił do dziennikarzy, musiał po prostu ochłonąć. W środowym spotkaniu ligowym jego siatkarze już walczyli, ale w kluczowym momencie tie-breaka roztrwonili przewagę i przegrali 2:3.

Zobacz wideo Norbert Hubert o planach po zwycięstwie ze Ślepskiem Malow Suwałki: Siatkówki będziemy trenować troszkę mniej

Pierwszy taki tie-break jastrzębian w sezonie. "Każdą stratę da się odrobić i każdą przewagę da się stracić"

Po raz ostatni Resovia z wygranej nad tym rywalem cieszyła się w 2019 roku. Potem dziewięć kolejnych pojedynków kończyło się zwycięstwem jastrzębian. Zawodnicy z Podkarpacia, którzy są obecnie liderem tabeli, chcieli przełamać niemoc w środę we własnej hali. W dniu meczu pojawiła się na ich drodze jednak dodatkowa przeszkoda - z powodu infekcji wypadł ze składu jeden z liderów Torey Defalco. Amerykanina w wyjściowej "szóstce" zastąpił sprowadzony do klubu awaryjnie pod koniec stycznia Mauricio Borges. 34-letni Brazylijczyk nie był wiodącą postacią, ale zagrał dość przyzwoicie. Razem z kolegami zapewnił kibicom w hali Podpromie prawdziwą przejażdżkę kolejką górską, ale bez szczęśliwego zakończenia.

Poziom gry mocno falował po obu stronach. Pierwszego seta gospodarze wygrali 25:21, choć aż 11 punktów oddali przeciwnikom po własnych błędach. W kolejnym wyraźnie podrażnieni goście zaczęli lepiej celować zagrywką. Dłużej, bo aż do tie-breaka, na poprawę skuteczności w tym elemencie czekał jednak Jurij Gładyr. Doświadczony środkowy mocno złościł się na siebie po kolejnych zepsutych serwisach, których w sumie zanotował aż 10. Winy odkupił jednak w pełni w decydującym secie. Na zagrywkę poszedł przy wyniku 8:12, a zszedł z niej przy stanie 13:12. 

- Wszyscy wyolbrzymiają takie serie - czy to zwycięskie, czy przegrane. To był wspaniały mecz dla kibiców. I nasz pierwszy wygrany tie-break w tym sezonie, to trzeba podkreślić. Przełamaliśmy się. Ja sam cały mecz walczyłem ze swoimi słabościami na zagrywce. Na końcu udało się przełamać. To takie moje małe prywatne zwycięstwo - przyznaje z uśmiechem 38-latek.

I zapewnia, że przewaga 12:8 w tie-breaku nie może ani nadmiernie uspokoić, ani podłamać. - Każdą stratę da się odrobić i każdą przewagę da się stracić. Nieraz w karierze przegrywałem sety, w których moja drużyna prowadziła 24:19 i odwrotnie. Wszystko jest możliwe. Trzeba zachować koncentrację do samego końca. To piękno tego sportu - podsumowuje.

Jastrzębski Węgiel w najlepszej czwórce Ligi Mistrzów. VfB Friedrichshafen znów rozbite Hit ligi nie zawiódł. Wicemistrz Polski pokonał lidera. Niewiarygodna końcówka

Wszyscy uczą się od Zaksy. Trener Resovii rozczarowany wynikiem, ale zadowolony z gry

Radości z wydłużenia serii nie kryje Jakub Popiwczak. Libero wicemistrza kraju zwraca jednak uwagę, że nie można się do takiej passy za bardzo przywiązywać.

- Ze Skrą Bełchatów też miało być łatwo i przyjemnie, a przegraliśmy dwa razy - mimo wcześniejszej serii zwycięstw nad nimi. Cieszę się, że Resovia nie odczarowała tej serii przeciwko nam. Fajnie mieć z tyłu głowy, ze wygrywa się z tak mocnym zespołem już trzeci raz w tym sezonie - przyznaje.

Reprezentant Polski przyznaje, że do odrabiania strat w trudnej sytuacji niezbędne jest skupienie wyłącznie na kolejnej akcji, bez rozpamiętywania wcześniejszych. W ostatnich latach do perfekcji opanowała to - ku rozpaczy przeciwników - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle.

- Jest w tym najlepsza w naszej lidze, a my wszyscy - patrząc na nią - staramy się tego w jakiś sposób uczyć i realizować. Bo siła mentalna będzie kluczowa w tych najważniejszych momentach - zaznacza Popiwczak.

W ciągu czterech dni on i jego klubowi koledzy rozegrali dwa pięciosetowe maratony. W niedzielę przegrali w takim wymiarze ze Skrą Bełchatów. A czasu na odpoczynek zbytnio nie ma, bo już w sobotę jastrzębianie rozegrają kolejny mecz ligowy, a następie czeka ich pierwsze spotkanie w półfinale Ligi Mistrzów.

- Nie będę ukrywał, że nogi są ciężkie. Nie jestem zawodnikiem, który narzeka na zmęczenie, ale czuję po sobie, że czasem ciężko jest "odpalić". Ale co zrobić? Trzeba grać i walczyć o jak najlepszą pozycję przed play off-ami - dodaje libero.

Jego zespół awansował teraz na pozycję wicelidera. Na czele wciąż pozostaje Resovia, która w środę zmarnowała piłkę meczową. 

- Ciężko jest po takiej porażce, bo zagraliśmy bardzo mecz, ale bez zwycięstwa. Najważniejsze teraz to grać na dobrym poziomie przeciwko czołowym drużynom, bo w poprzednim meczu z Jastrzębiem tego nie było - przypomina Medei.

Poza rozczarowaniem wynikiem jest jednak w nim zadowolenie ze stylu. Włoch uważa, że po tym spotkaniu jego drużyna powinna zyskać więcej pewności siebie i z optymizmem patrzeć w przyszłość. A na ile porażkę można według niego tłumaczyć brakiem Defalco?

- Jest dla nas istotny, ale musimy grać dobrze też bez jednego ważnego zawodnika. Cieszy mnie występ Mauricio. Od początku do końca był pozytywnie nastawiony. To profesjonalista, który ciężko pracuje - chwalił Brazylijczyka trener. Amerykanin prawdopodobnie wróci już jednak do gry na niedzielne spotkanie z Treflem Gdańsk.

Więcej o: