We wtorek swoje piękne dzieło zwieńczył Jastrzębski Węgiel. Wygrał rewanż ćwierćfinału z Vfb Friedrichshafen 3:0 i cały dwumecz aż 6:0. To była cudowna deklasacja. Jastrzębianie nie dali swoim rywalom szans i drugi rok z rzędu awansowali do półfinału Ligi Mistrzów.
Dzień później z nastrojami było wręcz odwrotnie. Spokój u polskich kibiców zastąpiły nerwy i ogromna dramaturgia. W pierwszym meczu Zaksy Kędzierzyn-Koźle z Trentino był tie-break zakończony wygraną Polaków i w rewanżu obie drużyny znów zagrały pięć setów. Tym razem ze wskazaniem na Włochów. Jednak po thrillerze i złotym secie to Zaksa okazała się lepsza. I to ona tak jak jastrzębianie zagra o finał Ligi Mistrzów, także drugi raz z rzędu.
Naprawdę dożyliśmy czasów, w których polskie kluby dosłownie trzęsą siatkarską Europą. Włosi mają w półfinale tylko - lub aż, bo to według wielu faworyt całych rozgrywek - Sir Safety Perugię, a grono walczących o finał wypełnia jeszcze jedna drużyna z Turcji - Halkbank Ankara i właśnie dwie polskie.
Jastrzębski i Zaksa powtórzyły sukces sprzed roku, czym zapisują się w historii. Bo jeszcze nigdy wcześniej dwa sezony z rzędu Polska nie miała dwóch klubów w najlepszej czwórce w Europie. Wydarzyło się to łącznie tylko trzy razy - dwa wspomniane i w sezonie 2014/2015, gdy srebrne medale odebrali zawodnicy Asseco Resovii, a na czwartym miejscu rywalizację kończyła PGE Skra Bełchatów.
A teraz nadzieje będą o wiele większe. Zaksa to przecież obrońca trofeum sprzed roku, a pokonaniem wielkiej włoskiej siły i dwukrotnego finalisty Ligi Mistrzów z zeszłych lat, Trentino, udowadnia, że stać ją na wiele. Czy starczy na pokonanie faworyzowanej Perugii Wilfredo Leona i Kamila Semeniuka, która przegrała w tym sezonie tylko jeden mecz? Na to pytanie kędzierzynianie będą musieli udzielić odpowiedzi swoją grą.
Za to Jastrzębski Węgiel gra w tej edycji rozgrywek jak z nut. Wygrywa mecz za meczem, a do tego ma wielką okazję na grę w finale: w kolejnej fazie zagra z Hallkbankiem Ankara. Turecki klub właśnie dość niespodziewanie ograł Cucine Lube Civitanova, ale włoski gigant to już nie ta sama siła, co kilka lat temu. Teraz przechodzi sporą przebudowę, a Halkbank po prostu świetnie wykorzystał okazję, żeby ich ograć. I teraz swoją szansę, ale na to, żeby zagrać o wygraną w Lidze Mistrzów, powinien wykorzystać Jastrzębski Węgiel.
Jeśli oba zespoły pokonałyby swoich półfinałowych rywali, 20 maja w Turynie, spełniłyby się chyba wszystkie najskrytsze sny polskich kibiców. To tam zostanie rozegrany finał tegorocznej edycji Ligi Mistrzów i w takim wypadku byłby polski.
Mecz Zaksy z Jastrzębskim Węglem o najważniejsze klubowe trofeum w Europie w tej samej hali, w której niecałe pięć lat wcześniej reprezentacja Polski sięgnęła po drugie z rzędu mistrzostwo świata? Brzmi, jakbyśmy mieli zaraz się obudzić. Zwłaszcza że to niełatwy do spełnienia, choć najlepszy możliwy scenariusz. Dlatego marzenia trzeba zostawić na później, ale już samo to, że stały się czymś możliwym, trzeba uznać za wielki sukces. To kolejny piękny polski taniec gigantów na europejskich parkietach.