Puchar CEV był w tym sezonie jedynym póki co promykiem radości dla kibiców PGE Skry i bardzo możliwe, że jedynym pozostanie. Bo sytuacja drużyny w PlusLidze jest bardzo trudna mimo ostatniego przebłysku w postaci dwóch wygranych meczów. Siatkarze trenera Andrei Gardiniego, osłabieni brakiem Mateusza Bieńka, w rewanżu długo walczyli o zachowanie szans na finał europejskich rozgrywek, ale nadzieja zgasła przy stanie 2:2. Bo właśnie dwóch setów do awansu potrzebowała Valsa Group Modena, która ostatecznie wygrała po tie-breaku. A środowy pojedynek był nie tylko pożegnaniem bełchatowian z Pucharem CEV, ale i z prezesem Konradem Piechockim, który latami budował potęgę klubu.
O nieobecności Bieńka Skra poinformowała na niespełna godzinę przed meczem - reprezentanta Polski wykluczyła choroba. W tym momencie szanse na odrobienie strat z pierwszego meczu półfinałowego (1:3) i wywalczenie awansu w oczach wielu osób znacząco zmalały. Bo to właśnie dysponujący bardzo skuteczną zagrywką środkowy był dotychczas głównym filarem zespołu w tym bardzo trudnym i dziwnym sezonie.
Trudnym ze względu na ogromny kryzys bełchatowian. U jego podłoża leżały zaś głównie fatalne wyniki na krajowym podwórku oraz konflikt między władzami klubu a PGE i kłopoty finansowe. A dziwnym, bo o ile wszystkie wspomniane problemy miały odzwierciedlenie w zaskakująco słabych rezultatach w PlusLidze, to drużyna pewnie przechodziła kolejne etapy rywalizacji w Pucharze CEV.
Do czasu jednak, bo słynna Modena okazała się już zbyt wysoko zawieszoną poprzeczką. We Włoszech klub ten od kilku dobrych lat znajduje się w cieniu choćby Sir Safety Perugii, Trentino Itas czy Lube Civitanova, ale to wciąż bardzo mocna i uznana marka. Obecnie ma ona w składzie choćby charyzmatycznego Earvina Ngapetha oraz Bruno Rezende i Dragana Stankovicia. A doświadczonych graczy wspierają m.in. młodzi Adis Lagumdzija i Tommaso Rinaldi.
Początkowo jednak faworyci znaleźli się pod naporem gospodarzy meczu. Bełchatowianie nie przypominali wówczas zupełnie rozbitego zespołu, który w ekstraklasie zajmuje 10. miejsce i jest w bardzo trudnej sytuacji pod kątem walki o fazę play off. W środowy wieczór od pierwszej akcji postawili na bardzo mocną zagrywkę, która potem ułatwiła im stawianie szczelnego bloku lub wyprowadzanie kontrataków.
Przy niektórych akcjach ręce same składały się do oklasków. Np. przy tej z końcówki pierwszego seta - obroną nogą z okolic band popisał się libero Jędrzej Gruszczyński, a Grzegorz Łomacz w trudnej pozycji przebił piłkę na drugą stronę, co pozwoliło potem po bardzo długiej wymianie zapunktować Skrze blokiem.
Błyszczeli środkowi Karol Kłos i zastępujący Bieńka Dawid Gunia, dużo dobrego zdziałał też atakujący Aleksandar Atanasijević, a na skrzydle i w polu zagrywki wiodącą postacią był Dick Kooy. 35-letni przyjmujący już w niedawnym meczu ligowym z Zaksą Kędzierzyn-Koźle, wygranym niespodziewanie przez klub z Bełchatowa 3:0, grał świetnie. Kontynuował to w środę, a przez dłuższy czas w jego ślady szli koledzy.
Mogą oni mieć jednak do siebie sporo pretensji za czwartą partię, gdy seryjnie mylili się w polu serwisowym i znacząco ułatwili zadanie rywalom. Plasująca się na trzecim miejscu w tabeli w Serie A Modena takiego prezentu nie mogła zmarnować i wywalczyła upragnioną przepustkę do finału. Dokończenie meczu rewanżowego było już tylko formalnością.
Skra w ten właśnie sposób zakończyła udział w rozgrywkach, które mogą się okazać jej jedynym przebłyskiem w tym sezonie. Środowy mecz stanowił podwójne pożegnanie, bo z klubu odchodzi Konrad Piechocki. Pracował w nim 24 lata i miał duży wkład w jego liczne sukcesy. Wcześniejszą decyzją rady nadzorczej czwartek będzie dla niego ostatnim dniem na stanowisku prezesa dziewięciokrotnego mistrza kraju. Czy znacząca zmiana pozwoli bełchatowianom wrócić na właściwe tory okaże się za jakiś czas.