Developres Bella Dolina mierzący się w ćwierćfinale Ligi Mistrzyń z mocnym tureckim klubem - brzmi znajomo. Tak samo było bowiem w poprzedniej edycji, tyle że wtedy rywalem był VakifBank Stambuł. Po zaciętym i widowiskowym pojedynku zespół z Rzeszowa wygrał u siebie 3:2, ale w rewanżu rywalki zwyciężyły 3:1 i to one awansowały, a potem wygrały całe rozgrywki. We wtorek, w pierwszej odsłonie dwumeczu z Eczacibasi Dynavit Stambuł też powalczyły na własnym terenie, ale wystarczyło to jedynie na zapisanie na swoim koncie seta.
Eczacibasi to naprawdę wysoka półka. Drużyna mająca w składzie m.in. MVP dwóch ostatnich edycji mistrzostw świata, dwukrotną medalistkę olimpijską Serbkę Tijanę Bosković, jej doświadczoną 39-letnią rodaczkę Maję Ognjenović oraz Rosjankę Irinę Woronkową, córkę byłego siatkarza, a obecnie trenera Andrieja Woronkowa. W sztabie szkoleniowym zaś kilka znajomych polskim kibicom twarzy. Trener Ferhat Akbas w przeszłości prowadził Chemika Police, a po powrocie do ojczyzny zabrał ze sobą asystenta Przemysława Kawka i trenera przygotowania fizycznego Łukasza Filipeckiego.
Dokonania tego zespołu w LM też robią wrażenie - w czołowej czwórce był już sześć razy. Najlepszym klubem Starego Kontynentu był raz - w 2015 roku, a dwa lata później stanął na najniższym stopniu podium. Wtedy też po raz ostatni był w Top4, ale teraz wyraźnie ma apetyt, by wrócić na szczyt. W fazie grupowej stracił w sumie zaledwie dwa sety - dwukrotnie wygrał z Chemikiem 3:1. Do tego dodajmy jeszcze bilans 19-0 i tylko cztery stracone sety w mocnej tureckiej lidze i mamy obraz obecnych możliwości tej drużyny.
Już na wstępie, gdy obie drużyny wyszły we wtorek na parkiet, to w oczy rzuciła się różnica w warunkach fizycznych. Była tu wyraźna przewaga ekipy przyjezdnych. Bosković, Woronkowa czy Sinead Jack czy Beyza Arici - gdy w dowolnym zestawieniu tworzą blok, to przebrnięcie przez niego nie jest łatwe dla nikogo. Mierząca 1,81 m Jelena Blagojević w swoim stylu obijała ręce rywalek, ale nie zawsze jej się to udawało. Owa ściana szczególnie dała o sobie znać zwłaszcza w trzeciej partii, gdy ekipa gości aż 11 punktów zdobyła właśnie blokiem.
Ale w całym pojedynku grały w kratkę, bo choćby po pewnym zwycięstwie w partii otwarcia zaczęły się często mylić, a rzeszowianki przyjęły tę pomocną dłoń. Z dużymi problemami zapisały na swoim koncie też czwartego seta (28:26), uciekając od konieczności rozegrania tie-breaka.
Będąca największą gwiazdą Eczacibasi Bosković również miała tego dnia lepsze i gorsze momenty. W połowie czwartego seta, gdy jej drużyna musiała odrabiać straty, przypomniała, skąd liczne nagrody indywidualne. 25-latka kończyła wtedy wszystkie ważne piłki. W końcówce rozgrywająca uruchamiała ją właściwie przy każdej okazji, ale wtedy przynosiło to różny skutek. Trzeba jednak oddać Serbce, że atakowała aż 54 razy - skończyła z tego 26 prób.
Bosković pomyliła się m.in. przy jednej z dwóch piłek meczowych, które obroniły rzeszowianki. W jednej z wcześniejszych akcji dopiero za trzecim razem udało jej się skończyć atak. Rywalki w ciemno ustawiały się do niej blokiem. Przy stanie 26:25 dla swojej drużyny została zaś zablokowana, ale potem przypomniała o sobie Woronkowa, która nieco szczęśliwie zdobyła punkt, a spotkanie zakończył autowy atak Weroniki Centki. Sytuacja rzeszowianek przed rewanżem łatwa nie jest, ale to nie one muszą w tej parze. One mogą.