Trener Resovii wściekły. "Poddaliśmy się po 10 minutach. Nie mogę tego zaakceptować"

Agnieszka Niedziałek
- Dotychczas w tym sezonie nie poddaliśmy się w żadnym meczu. (...) Dziś zrobiliśmy to po 10 minutach - mówi Sport.pl trener Asseco Resovii Rzeszów Giampaolo Medei. Był wściekły i rozczarowany stylem, w jakim jego siatkarze przegrali 0:3 z Jastrzębskim Węglem w półfinale Pucharu Polski. - Nie mogę zaakceptować takiej postawy - dodaje.

Będzie pięć setów - taka opinia dominowała przed sobotnim półfinałem Pucharu Polski z udziałem tych dwóch drużyn. Miał być hit pełen siatkarskich fajerwerków, ale o ile było ich trochę po stronie trzeciego w tabeli ekstraklasy Jastrzębskiego Węgla, to będąca liderem Resovia kompletnie zawiodła. Zamiast długiego widowiska był bardzo zimny prysznic dla drużyny z Rzeszowa.

Zobacz wideo TAURON Puchar Polski. Aleksander Śliwka (Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle) po pokonaniu Trefla Gdańsk: Mamy duże nadzieje

"Najgorszy mecz w najważniejszym dotychczas momencie sezonu"

Reakcja Giampaolo Medeiego tuż po meczu była bardzo wymowna. Szkoleniowiec zespołu z Podkarpacia zszedł szybko z boiska, złapał kurtkę oraz torbę i - mamrocząc coś wściekły pod nosem - wyszedł. Od razu jednak zapewnił dziennikarzy, że wróci. Podczas rozmowy ze Sport.pl przyznał potem, że musiał ochłonąć przed rozmową z mediami.

- Wciąż jestem bardzo zły i bardzo rozczarowany naszą postawą. Zagraliśmy najgorszy mecz w najważniejszym dotychczas momencie sezonu - zaznacza na wstępie.

Dodaje, że jego zespół nie był w stanie w sobotę w Krakowie grać na swoim zwyczajowym poziomie. I podkreśla od razu, że w jego ocenie to nie jest kwestia problemów technicznych czy fizycznych. 

- Chodzi o podejście, mentalność. O to, jak być mocnym jako zespół, a nie indywidualnościami. Dziś kompletnie przestaliśmy grać jako drużyna. Dotychczas w tym sezonie nie poddaliśmy się w żadnym meczu. Czasem przegrywaliśmy, czasem graliśmy źle, ale nigdy się nie poddawaliśmy. Dziś zrobiliśmy to po 10 minutach, po dobrym początku z naszej strony - analizuje Włoch.

Medeiego aż tak słaba postawa jego zawodników zaskoczyła. Dziwił się, że będący zwykle ich atutem atak teraz nie funkcjonował. Oddaje rywalom, że grali dobrze, ale od razu też zastrzega - to nie tym była spowodowała fatalna dyspozycja jego drużyny. A w oczach szkoleniowca pokazała ona też, że nie przygotował odpowiednio siatkarzy do udziału w takich spotkaniach.

- Ten bardzo ważny mecz pokazał nasz słaby punkt. Jak najszybciej musimy znaleźć rozwiązanie, bo przed nami bardzo istotne pojedynki w lidze i nie mogę zaakceptować takiej postawy. Trzeba próbować do końca, a my nie staraliśmy się znaleźć rozwiązania. Trzeba zrozumieć co się stało i naprawić to, bo pracujemy ciężko cały czas właśnie z myślą o takich meczach. Mieliśmy dotychczas bardzo dobry sezon, ale teraz to, co było, nie liczy się - zaznacza smutny i już nieco spokojniejszy Włoch.

Kochanowski: często mamy problemy, ale może do tej pory zawsze uchodziło nam to na sucho?

Z jego odczuciami zgadza się Jakub Kochanowski. Środkowy Resovii przyznaje w rozmowie z dziennikarzami, że on i jego koledzy bardzo szybko zeszli z dobrego poziomu siatkarskiego.

- Prawdopodobnie było to spowodowane jakimś naszym problemem mentalnym. Rywale bardzo mocno zaczęli nas "cisnąć" i nie wiedzieliśmy do końca, jak się przeciwstawić - stwierdza.

Mistrz świata z 2018 roku i wicemistrz globu 2022 zaznacza, że rzeszowski zespół często ma w meczach pewne problemy. - Ale może do tej pory zawsze uchodziło nam to na sucho? - zastanawia się.

Zwraca też uwagę na kluczową jego zdaniem różnicę pod względem siatkarskim w tym pojedynku. - Zwykle w najważniejszych momentach bardzo dobrze działały u nas atak i zagrywka. Dziś zabrakło wielu elementów. Na pewno rywale bardzo dobrze przeciwstawili się naszemu atakowi, który generalnie jest naszym największym atutem. Tym razem radziliśmy sobie o wiele gorzej i tu była największa różnica - ocenia.

Kochanowski również podkreśla, że trzeba zrobić wszystko, by taka sytuacja się nie powtórzyła. Ale w jego słowach jest też trochę optymizmu.

- Dziś nie zagraliśmy dobrze, ale to nie znaczy, że że nagle zapomnieliśmy, jak grać w siatkówkę - podkreśla siatkarz.

Zawodnicy Jastrzębskiego Węgla nie spodziewali się, iż wygrają tak pewnie i szybko. Choć Jakub Popiwczak dodaje, że wbrew pozorom zwycięstwo to wcale nie przyszło im łatwo.

- Przyjechaliśmy tutaj, by starać się dobrze grać, w każdej akcji dawać z siebie wszystko i to nam bardzo dobrze wychodziło. A rezultat to inna sprawa. Na pewno spodziewaliśmy ciężkiej przeprawy, bo wiemy, że Resovia jest liderem i była dotychczas najrówniej grającą drużyną w lidze - zaznacza.

Libero przypomina też, że pozostali trzech uczestnicy turnieju finałowego PP, miały w ostatnich miesiącach wzloty i upadki. Tłumaczy to dodatkowymi meczami, które związane są z udziałem w Lidze Mistrzów. Ostatnio jednak kalendarz jastrzębian jest nieco przyjaźniejszy. 

- Od stycznia nie było już tak meczów środowych. Było zaś dużo treningów, dużo czasu na pracę. Wcześniej bywało różnie z jakością gry. Myślę, że różnicę było dziś widać. Bardzo fajnie to wyglądało, ale tak naprawdę nie będzie to miało żadnego znaczenia, jeśli jutro nie podniesiemy trofeum - zastrzega.

A w niedzielnym finale Jastrzębski Węgiel zmierzy się z broniącą trofeum Grupą Azoty Zaksą Kędzierzyn-Koźle. Po raz czwarty z rzędu w decydującym meczu tych rozgrywek spotkają się właśnie te dwie ekipy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.