Niesamowity zjazd Skry. Kiedyś dominowała, teraz się pogrąża. "Przykro się na to patrzy"

Jakub Balcerski
Ostatnie wyniki PGE Skry Bełchatów to coś więcej niż kompromitacja. Kiedyś dominowała w polskiej lidze, a teraz stała się w niej popychadłem, przegrywa mecz za meczem i nie widać perspektyw na szybką poprawę sytuacji. - Trudno się na to parzy - mówi Sport.pl były zawodnik bełchatowian, Marcin Możdżonek.

17 porażek w 25 meczach, najniższa pozycja w tabeli od ponad 20 lat i aż 10 punktów straty do miejsca gwarantującego udział w play-off PlusLigi. Wyniki PGE Skry Bełchatów w tym sezonie to dramat. Mówimy przecież o dziewięciokrotnym mistrzu Polski, ligowym hegemonie z lat 2004-2011 i finaliście Ligi Mistrzów. Wielki jeszcze nie tak dawno temu klub doczekał się sportowej katastrofy i wielu zadaje sobie pytanie: jak do niej doszło?

Zobacz wideo Efekt nowej miotły nie pomógł Skrze Bełchatów

"Przykro się na to patrzy". Kompletny zjazd Skry w PlusLidze

Poniedziałkowa porażka po tie-breaku z GKS Katowice była dla Skry ósmą z rzędu w lidze. Od ostatniego zwycięstwa - z najsłabszym w rozgrywkach BBTS Bielsko Biała - minęło już 61 dni. W 2023 roku w PlusLidze Skra jeszcze nie wygrała. 

- Przykro się na to patrzy. Szkoda, że tak utytułowany klub musi przeżywać takie chwile. Wiele czynników składa się zawsze na taką katastrofę. A Skra już od kilku lat nie spełniała oczekiwań stawianych przez władze klubu. Niedociągnięć musiało być sporo. Pojawiły się błędy, które doprowadziły do sytuacji, jaką pewnie niewielu sobie wyobrażało - mówi były zawodnik Skry, Marcin Możdżonek.

W pięć lat tylu trenerów, co w poprzednie 16. Joel Banks? "Nie miał nazwiska i autorytetu"

- To był proces. Od dawna można było myśleć o Skrze dwojako: niby są w niej wciąż mocne nazwiska, ale one się nie zazębiają - kontynuuje Możdżonek. A skoro się nie zazębiają, to trzeba zerknąć na ławkę trenerską i szybki rzut oka przypomina, że od ostatniego mistrzostwa Polski z 2018 roku Skra miała aż sześciu szkoleniowców! To tyle, co przez poprzednie 16 lat. Już w tym braku stabilizacji można widzieć jedną z przyczyn problemów bełchatowian. Władze klubu nie widzą sensu w dalszym dawaniu szans kolejnym trenerom, ale jednocześnie nie potrafią znaleźć takiego, który - ich zdaniem - byłby odpowiedni.

Owszem, od złota w 2018 roku Skra zdobyła brąz, Superpuchar i występowała w Lidze Mistrzów. W tej chwili do takich osiągnięć jest jednak bardzo daleko. Najdalej od 22 lat, czyli momentu, w którym klubu z Bełchatowa w ogóle nie było jeszcze w najwyższej klasie rozgrywek w Polsce. Od początku tego sezonu Skrę prowadził Joel Banks - trener, który do tej pory nie odnosił wielkich sukcesów, a warsztat szlifował w Wielkiej Brytanii i Belgii. Czy to nie za mało, żeby dobrze wypaść w wielkim klubie, który próbuje wrócić do czasów największych sukcesów?

Gdy zaczęły się problemy, Banks był dla zarządzających Skrą trenerem, który wyników nie miał tylko chwilowo. Dostawał kolejne szanse, ale po porażkach coraz bardziej pogrążających drużynę cierpliwość się skończyła. Brytyjczyk został zwolniony z końcem stycznia. Ale zmiana - przejęcie zespołu przez Włocha Andreę Gardiniego - niczego nie przyniosła. Nie było efektu nowej miotły, Skra wciąż przegrywa.

- Prawda jest taka, że jeśli ma się ambicje do gry o medale, bicia się z najlepszymi i zatrudnia się mocnych, dobrych siatkarsko zawodników, to trzeba mieć głośne nazwisko i autorytet do poukładania takiego zespołu. Mimo szczerych chęci trener Banks takiego nazwiska i autorytetu nie miał - ocenia Możdżonek. - W wojsku jest taka zasada: najlepsi żołnierze zawsze dostają najlepszego dowódcę. Tak samo powinno być tutaj. Gdy Skra miała najlepszych zawodników wspartych przez najlepszego trenera, choćby Daniela Castellaniego, to były też wyniki - podkreśla były siatkarz.

"Konrad Piechocki stracił nosa do zawodników. To, co było jego najmocniejszą stroną"

Trenera i zawodników dobiera dla Skry jej prezes Konrad Piechocki. Czy w ostatnich latach prowadzi klub w dobrym kierunku? - Myślę, że Konrad Piechocki stracił nosa do zawodników. A to coś, co było jego najmocniejszą stroną, gdy mnie zatrudniał i byłem jego siatkarzem. Wtedy bardzo mocno zwracał uwagę na charaktery zawodników. Obecnie jest to chyba zatracone - zauważa Możdżonek. - Prezes zawsze czuwał nad drużyną, był z nią, żył z nią, kontrolował, co się dzieje. To dawało efekt. Motywował nas, a jak trzeba było, to i zrugał. Widać było, że się zna i czuje siatkówkę. Wygląda na to, że coś się stało, że te metody pewnie przestały działać, a i dobierani zawodnicy nie prezentują już tego samego poziomu - mówi.

Może Piechocki ma zatem także złych doradców? Jeśli spojrzymy na listę siatkarzy, którzy w ostatnich kilku sezonach dołączali do Skry, to zauważymy, że jest wśród nich wielu Serbów i zawodników, którzy są klientami agencji Volleyball Forever. Mihajlo Mitić, Aleksandar Atanasijević, Filippo Lanza, Kacper Piechocki, Dusan Petković, David Fiel, czy trener Slobodan Kovac - to wszystko ludzie agenta Branislava "Bane" Mitrovicia.

Oczywiście, Serb ściągnął do Bełchatowa także choćby świetnie wspominanego Srecko Lisinacia, jednak patrząc na całokształt, można zastanawiać się, czy wszystkie ruchy, które wiążą Skrę i Mitrovicia były dobre. Transferów na tej linii było wyjątkowo dużo, a siatkarze często zawodzą. Skra ma obecnie jedną z najgorszych, jeśli nie najgorszą linię przyjęcia w lidze. Poza silnym środkiem - doświadczonymi i ciągle grającymi na wysokim poziomie Karolem Kłosem i Mateuszem Bieńkiem - drużynie coraz częściej brakuje błysku indywidualności, a zawodnicy ściągani do klubu nie gwarantują jakości.

Już kilka dni temu przesłaliśmy prezesowi Piechockiemu kilka pytań, w tym te o Mitrovicia i sytuację w klubie. Na razie na nie otrzymaliśmy jego odpowiedzi.

Przyszłość Skry to niewiadoma.

Jedynym pozytywem obecnego sezonu w Bełchatowie są występy w Pucharze CEV. W tych rozgrywkach Skra doszła do półfinału i do tej pory w niezłym stylu radziła sobie z kolejnymi przeciwnikami - m.in. Karlovarsko z Czech, Galatasaray z Turcji, czy Narbonne i Chaumont z Francji. To solidne europejskie kluby, ale prawdziwy sprawdzian czeka bełchatowian dopiero teraz. W najbliższych dniach siatkarze Skry rozegrają dwumecz z Modeną - drugą siłą włoskiej Serie A, konstelacją gwiazd z Earvinem N'Gapethem i Bruno Rezende na czele.

Faworytem będą oczywiście Włosi. Najbardziej prawdopodobny scenariusz to ten, w którym mecze z Modeną będą dla Skry bolesnym doświadczeniem. Przypomnieniem, że ekipa z Bełchatowa jest daleko od polskiej czołówki. - W przyrodzie nic nie ginie, w PlusLidze też. Jeśli mamy teraz świetnie grającą Resovię, pozostające na poziomie z zeszłych sezonów ZAKSĘ i Jastrzębski Węgiel, to ktoś inny z "wielkiej czwórki" musiał na tym ucierpieć. Padło na Skrę - wskazuje Możdżonek.

Co dalej z klubem, jaka będzie jego przyszłość? - Wiadomo, że powinny się pojawić jakieś zmiany: personalne, w zarządzaniu. Choć trener Gardini, który teraz prowadzi zespół, jest przecież jednym z najlepszych fachowców na świecie, potrafi rozmawiać z zawodnikami i jego zatrudnienie wydaje się dobrym kierunkiem - ocenia Możdżonek.

Może Skra potrzebuje jednak większej, wręcz fundamentalnej przemiany? Może rozpoczęcie wszystkiego od nowa, zapomnienie na chwilę o wielkich ambicjach i pokorna budowa od podstaw pomoże odświeżyć atmosferę? Trudno powiedzieć, czy ktoś w Bełchatowie się na to zdecyduje, ale moment na rewolucję jest, paradoksalnie, sprzyjający. 11. miejsce, które obecnie zajmuje w PlusLidze Skra to dla takiego klubu dno. Ale od niego czasem łatwiej się odbić. 

Więcej o: