• Link został skopiowany

Polak już zdecydował. Bojkotuje igrzyska olimpijskie. Tłumaczy swoją decyzję

Agnieszka Niedziałek
- Nie ma nic ważniejszego i piękniejszego niż igrzyska. Ale nie za wszelką cenę. Jeśli będę musiał zrezygnować, to będzie mi przykro, ale nie będę żałował - mówi Sport.pl Wojciech Maroszek. Uznany sędzia siatkarski - który zapowiedział bojkot igrzysk w Paryżu w przypadku dopuszczenia do udziału Rosjan i Białorusinów - liczy, że nacisk wywierany na MKOI da efekt. I przypomina sceny z niedawnego Australian Open.
Wojciech Maroszek jest międzynarodowym sędzią siatkówki
Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl

Sędziowie sportowi nie trafiają zbyt często do mediów, a jeśli już, to zwykle są to ci piłkarscy i ze względu na ich kontrowersyjne decyzje na boisku. Teraz jednak głośniej w Polsce zrobiło się o Wojciechu Maroszku, uznanym arbitrze siatkarskim. I nie chodzi o jego wybory meczowe. Mężczyzna zapowiedział, że jeśli Międzynarodowy Komitet Olimpijski dopuści do igrzysk w Paryżu sportowców z Rosji i Białorusi, to on - w przypadku nominacji - zrezygnuje. To pierwsza tak stanowcza i wyrażona publicznie zapowiedź bojkotu przyszłorocznej imprezy przez przedstawiciela polskiego środowiska sportowego.

Zobacz wideo Artur Szalpuk komentuje szarpaninę z Aleksandrem Śliwką podczas meczu Warszawy z Kędzierzynem-Koźle

Agnieszka Niedziałek: Pana opublikowany w środowy wieczór wpis dotyczący ewentualnego bojkotu igrzysk zebrał jak na razie ponad 4 tysiące polubień na Twitterze. To miły dowód poparcia?

Wojciech Maroszek: Szczerze mówiąc, to w komentarzach nie brakuje też krytycznych głosów. 

Skąd decyzja o tym, by złożyć teraz taką publiczną deklarację?

Postanowiłem wyjść przed szereg, bo obserwowałem dyskusję po ogłoszeniu wstępnej propozycji MKOl dot. dopuszczenia do startu sportowców z Rosji i Białorusi. Zauważyłem, że sporo osób zaczęło reagować np.: "Właściwie to w porządku, niech startują pod neutralną flagą". Zacząłem się zastanawiać - co się zmieniło przez ten niespełna rok? Bo w marcu powszechny był pogląd, że rywalizacja z tamtejszymi sportowcami jest niemożliwa. Co się stało, byśmy mieli zmienić zdanie? Jedyne, czego się dopatrzyłem, to - niestety - tysiące zabitych niewinnych Ukraińców, zniszczone wioski i miasta na terenie ich kraju oraz zbrodnie wojenne popełniane przez armię rosyjską. Kompletnie nie znajduję argumentów, by sytuacja miała się zmienić.

- Mam przyjaciół wśród rosyjskich sędziów, sportowców i osób ze świata siatkówki. Lubimy się, szanujemy i tęsknimy za wspólną pracą, ale musimy sobie zdawać sprawę z tego, że propaganda i rząd rosyjski skrzętnie wykorzystają dopuszczenie ich sportowców do rywalizacji na igrzyskach. A po drugie, mnie osobiście bardzo rani taki obraz, gdy wyobrażam sobie, jak w czasie igrzysk ludzie w Rosji siedzą w swoich wygodnych mieszkaniach i cieszą się rywalizacją ich zawodników, a z drugiej strony są zabici Ukraińcy i ludzie pozbawieni domów w wyniku działań wojennych, którym w ogóle nie w głowie rywalizacja sportowca. Dla mnie to nadmierny kontrast. Sytuacja się nie poprawiła, a wręcz przeciwnie - stała się gorsza. Stąd ta decyzja.

Potrafi pan określić, na ile jest ona efektem chłodnej i racjonalnej analizy, a na ile emocjonalnego podejścia do tematu?

Rok temu polscy sędziowie poinformowali Europejską Konfederację Piłki Siatkowej (CEV), że nie widzą możliwości udziału w zawodach z udziałem zespołów rosyjskich. Pewnie był to jeden z kamyczków, które spowodowały, że organizacja ta podjęła potem decyzję o ich wykluczeniu z pucharów. Tutaj na pewno człowiek reaguje jakoś emocjonalnie. Ale jak mówiłem - myślałem o tym, co się zmieniło, byśmy w skali światowej mieli zmienić postępowanie wobec sportowców rosyjskich.

Wariant z ich występem pod neutralną flagą to według pana za mało?

Mamy wciąż świeże doświadczenie z igrzysk z Tokio. Wówczas chodziło o aferę dopingową, a widzieliśmy jak aparat państwowy zaangażowany jest w sport. Nie było rosyjskiej flagi, ale całe państwo, mieszkańcy i tamtejsza propaganda kibicowali swoim zawodnikom. Nie było dla nich specjalnej różnicy. Może jakaś tam złość, że nie można wysłuchać hymnu. Moim zdaniem jest to nieskuteczne rozwiązanie.

- Mamy też przykład z niedawnego Australian Open. Tam oficjalnie nie było miejsca dla pewnych form wyrażania opinii i poparcia dla Rosji, a w Paryżu będzie inaczej. Czy chcemy oglądać takie obrazki jak te z Melbourne? Promocję niesławnej litery "Z", symbolu inwazji Rosji nad Ukrainę? Tego sobie nie wyobrażam.

A co ze sportowcami z Rosji i Białorusi, którzy nie identyfikują się z decyzjami władz swojego kraju? Muszą ponieść zbiorowo konsekwencje?

Rozumiem moralny wymiar tego, o co pani pyta, ale obawiam się, że tak. Niestety, są elementem większego zjawiska. Trzeba się skupić na tym, by wszystkimi możliwymi środkami - a więc także poprzez decyzje związane ze światem sportu - jak najszybciej tą wojnę zakończyć. Oczywiście, wracając do granic Ukrainy sprzed wojny.

Dopuszczenie rosyjskich sportowców do występów w zagranicznych klubach to pana zdaniem zbyt łagodne podejście?

Nie. Osobiście popieram decyzję CEV. Ktoś inny finansuje tu tego zawodnika, on startuje w rozgrywkach w innym kraju, jest elementem widowiska sportowego w innym państwie. Nie jest on już przedmiotem takiej propagandy, inna jest tu skala kibicowania niż w przypadku rosyjskiego klubu, występów z rosyjską flagą czy pod tą neutralną. To dla mnie dwa różne zjawiska.

Nie sądzi pan, że np. triumf swojego sportowca w Lidze Mistrzów w barwach zagranicznego klubu propaganda rosyjska również wykorzystałaby odpowiednio do swoich celów?

To trochę tak, jakbym miał bezpośrednio decydować o losie tych sportowców. Najważniejsze to umieć zadecydować za siebie. Jeśli dostanę nominację olimpijską, a to jest dla każdego arbitra wielka sprawa, to jednak uważam, że warto byłoby ponieść tą swoistą ofiarę, żeby zaprotestować wobec dopuszczenia tych zawodników.

Jak bliscy podeszli do tego, że jest pan gotowy zrezygnować z igrzysk?

Mówiąc pół żartem, pół serio, to mój wyjazd na igrzyska to poświecenie z ich strony, więc myślę, że będą szczęśliwi, jeśli zostanę z nimi. A na poważnie, to mam ich pełne poparcie. W szczególności mojej żony.

Gdyby ziścił się czarny scenariusz, to myśli pan, że mógłby pojawić się taki moment, że pożałowałby tej decyzji?

Mam nadzieję, że MKOl podejmie właściwą. A co do samej mojej decyzji, to podjąłem ją świadomie. Będzie mi przykro, ale nie, nie będę żałował. Wiem, że dokonałem słusznego wyboru.

Pytam, bo igrzyska to cel i marzenie każdej osoby związanej ze sportem...

Nie ma nic ważniejszego i piękniejszego. Ale nie za wszelką cenę.

Debiut olimpijski zaliczył pan w Tokio. Jak pan wspomina "pandemiczne" igrzyska?

Trochę czasu już minęło, ale zostały mi same fajne wspomnienia. To był bardzo udany dla mnie turniej. Łącznie z ostatnim meczem o brąz, przy którym pracowałem jako sędzia główny. Pięć setów, bardzo zacięty i dramatyczny. Było dość specyficznie - bo mieliśmy piękną, dużą arenę, a była pusta. A wiadomo, że w sporcie bez kibiców czegoś brakuje. Cieszę się, że w Paryżu kibice wrócą. Tam na pewno atmosfera będzie fantastyczna. Chciałbym jej doświadczyć.

Wspomniani wcześniej znajomi z Rosji odzywali się teraz?

Nie. Nie wiem, czy ta deklaracja pójdzie w świat i zostanie odnotowana.

A jakie reakcje były w polskim środowisku siatkarskim?

Otrzymuję gratulacje. Natomiast chcę wyraźnie zaznaczyć, że taka decyzja odnośnie polskiej siatkówki i sportu oczywiście odbywa się na innym poziomie. Być może moja jest jakimś kamyczkiem, który przyczyni się do pewnej postawy. Choć wierzę, że działania dyplomatyczne ministra sportu i te w poszczególnych federacjach oraz naciski na MKOl spowodują, że wycofa się on z tego pomysłu.

Publikując swój wpis myślał pan już o tym kamyczku i pewnym sygnale do działania czy chodziło wtedy tylko o osobistą deklarację?

Nie spodziewałem się, że ten wpis wywoła taką dyskusje medialną. Cieszę się z tego, bo chciałbym, by każdy odpowiedział sobie na to pytanie, od którego zacząłem naszą rozmowę. Tzn. co się takiego przez ten rok zmieniło, byśmy zmienili sposób postępowania w tej sprawie? Niech każdy się nad tym zastanowi.

Na samym początku wspomniał pan też o krytycznych głosach. To był zwykły hejt czy rzeczowe argumenty?

Pojawiały się zagadnienia dotyczące bojkotu indywidualnych sportowców i całych reprezentacji oraz podejścia do rosyjskich zawodników. Te argumenty nie są wcale miałkie, są poważne. Każdy musi to w sobie samemu rozstrzygnąć.

A co ze stwierdzeniem "sędziemu łatwiej podjąć taką decyzję niż sportowcowi"? Zgadza się pan? Czy da się wyważyć, kogo rezygnacja z igrzysk boli bardziej ze względu na pełnioną rolę? Bo chyba marzą o tym wszyscy związani ze sportem bez względu na pełnioną funkcję.

Dziękuję, że pani zwraca uwagę na ten aspekt, bo dla części osób tak nie jest. Sędzia nawet jak prowadzi pojedynek o medal, to nie dostanie emerytury olimpijskiej, ale nie w tym rzecz. Myślałem o tym argumencie. Wiąże się chyba z tym, że brak zawodnika czy reprezentacji odbiera prawo/przywilej kibicom do przeżywania, kibicowania. Dlatego to nie są takie oczywiste i proste decyzje. Z tym trzeba się zmierzyć. Udział sędziego nie wywołuje takich emocji. W przypadku zawodników to zainteresowanie ma zupełnie inną skalę.

Pan - z perspektywy kibica - uważa, że w razie czego polscy siatkarze lub cała reprezentacja Polski też powinni zbojkotować te igrzyska?

Moja opinia jest taka, że powinniśmy teraz, na tym etapie, bardzo twardo rozmawiać z MKOl i ta decyzja o dopuszczeniu Rosjan i Białorusinów w ogóle nie zostanie podjęta.

Wie pan coś o prowadzonych w tym celu działaniach?

To są tzw. działania dyplomatyczne. Niech one się spokojnie toczą. Dokładnie tak samo było rok temu. Wtedy też na niektóre federacje w Europie i na świecie trzeba było wywierać nacisk. Dajmy temu trochę czasu.

A co z innymi polskimi sędziami siatkarskimi? 

W Tokio byłem jedyny z tego grona i dlatego nie mogę oczekiwać, że inni będą się tak deklarować. Byłem w Japonii i pozostaję w grupie arbitrów z najwyższymi uprawnieniami, więc jest prawdopodobieństwo, że mogę być brany pod uwagę przy Paryżu. Stąd ta moja deklaracja ma pewną wagę.

Kiedy sędziowie siatkarscy dowiadują się, że są w obsadzie na turniej olimpijski?

Nie ma konkretnej daty. W przypadku Tokio był to styczeń 2021.

Będzie pan mobilizował sędziów z innych krajów do działania?

Nie, moja reakcja była związana z tym, jak się toczyła dyskusja w Polsce. Uważam, że perspektywy międzynarodowe trzeba zostawić władzom państwowym i poszczególnym federacjom.

Zgadza się pan z tym, że ogromne zaangażowanie Polaków w wojnę w Ukrainie wynika w dużym stopniu z jej bliskości?

Tak, reakcje poszczególnych państw i społeczeństw są tego potwierdzeniem. Niestety, tak jest. Ten zarzut jest często podnoszony względem Europejczyków pod kątem konfliktów na świecie.

Przedstawiciele innych krajów mogą teraz argumentować, że Polacy czy pozostałe nacje przeciwne dopuszczeniu Rosjan i Białorusinów nie protestowały wcześniej wobec udziału w igrzyskach innych państw-agresorów.

Rozumiem. Natomiast rozmawiamy tutaj o mojej deklaracji związanej z tym konkretnym konfliktem. Który - tak jak pani sama mówi - toczy się blisko nas. Dotyka nas, zaangażowanych w pomoc uchodźcom. Na to jestem w stanie zareagować, mając świadomość, z jakimi hasłami łączone są zmagania olimpijskie. A tu mamy otwartą wojnę, która jest w całkowitej sprzeczności z ideą igrzysk jako czasu pokoju i braterstwa narodów.

Agnieszka Niedziałek

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: