Ćwierćfinał mistrzostw świata dla Polek już jest. To wielki sukces, ale czeka je kolejny mecz i wielka szansa na jeszcze większe osiągnięcie. W przypadku wygranej awansują do strefy medalowej, choć to ich rywalki, obecne mistrzynie świata z Serbii, są przed spotkaniem nazywane zdecydowanymi faworytkami.
- Wciąż przetwarzamy to, co się wydarzyło cały czas, bo turniej się nie zakończył, całe szczęście - mówi przed spotkaniem z Serbią Joanna Wołosz. - Nastawienie jest bojowe, pozytywna energia nas niesie, oby jak najdalej. Nie chcemy się położyć przed Serbkami, powiedzieć: zlejcie nas, my już zrobiłyśmy swoje. Na pewno będziemy szukać swoich szans, walczyć i zobaczymy, co się uda zrobić - zapewnia kapitan reprezentacji Polski.
- Pewnie, pojawiła się ogromna radość i czuć takie zamieszanie, bo zaczęło się o nas mówić. To jest odczuwalne, ale jesteśmy skupione. Tak na dobrą sprawę, to jeszcze niczego nie zrobiłyśmy. Czujemy, że przede wszystkim tych dwóch ostatnich meczów nie zagrałyśmy rewelacyjnie. Wiemy, że mamy jeszcze jakieś swoje rezerwy. Chcemy iść za ciosem i coś z tego jeszcze wyciągnąć - dodaje rozgrywająca.
Czy Polkom udało się wypocząć po intensywnej końcówce drugiej fazy grupowej i dwóch pięciosetowych meczach z Kanadą i Niemcami? - Dwa dni spokoju powinny nam dać trochę świeżości. W niedzielę był totalny "day off" i nikt nie myślał o siatkówce, ani o jakiejkolwiek aktywności fizycznej, a w poniedziałek miałyśmy siłownię, po południu trening. Mamy nadzieję, że będziemy gotowe. Wiadomo: nie pomogło nam pięć setów z Kanadą, po tym meczu było ciężko. Przyszła też jakaś choroba do zespołu, nie tylko do mnie, bo dziewczyny też ją odczuły, były poprzeziębiane. To wypłukuje trochę z człowieka, ale już doszłyśmy do siebie. W nogach będziemy miały siłę - zaznacza Wołosz.
Na początku drugiej fazy grupowej w Łodzi Polki złapała choroba. Wszystko tuż po przejeździe do drugiego z polskich miast-gospodarzy MŚ. Teraz, w Gliwicach, takiego problemu już podobno nie było. - Wyczerpałyśmy to, co miałyśmy do wyczerpania w tych kwestiach. W Gdańsku mówiłam, że pomoże nam morskie powietrze, w Łodzi najwyraźniej pomogło nam to łódzkie, to teraz oby tutaj przyszło to prosto z kopalni. Oby nas trzymało - śmieje się zawodniczka.
Pierwszy mecz z Serbkami na tych MŚ Polki przegrały w trzech setach. Ale wtedy ciążyła nad nimi presja wygrywania, teraz to rywalki będą bardziej "na musiku". - Gdy wyjeżdżałyśmy po pierwszej fazie z Gdańska, to mówiło się, że w drugiej musimy w którymś z meczów coś urwać, bo inaczej nie byłoby szans. Udało się przeciwko Amerykankom, a z Serbią? To nie był zły mecz. Teraz w roli faworyta zdecydowanie są one i to one muszą wygrać ten mecz. Jesteś in albo out i koniec - przekazuje Wołosz.
- Presja jest zdecydowanie po ich stronie, my nic nie musimy. To bardzo doświadczony zespół, dziewczyny, które wygrały mnóstwo rzeczy i zagrały wiele takich turniejów, ale pojawia się też parę takich, dla których te wielkie imprezy tak często się nie zdarzały. Mam nadzieję, że to u nich przepchnie się ta presja i to im zadrży ręka, a nie nam - dodaje.
Dla Wołosz spotkanie z Serbią od niedawna zawsze będzie wyjątkowe. Ten zespół od tego roku trenuje bowiem trener klubu Polki, Imoco Volley Conegliano, Daniele Santarelli. - Fajnie, że jest dodatkowy smaczek. Na ten moment muszę być jednak jeszcze Team Lavarini. Mam nadzieję, że uda mi się wygrać ten jeden mecz wygrać dla trenera Lavariniego przeciwko "Daniemu", bo od kolejnych tygodni będzie wojna w lidze. Oby pomóc mu go wreszcie pokonać - wskazuje Polka.
Praca polskiej kadry z Lavarinim wreszcie daje rezultat, choć na początku - choćby przy trzynastym miejscu w Lidze Narodów - tak dobrze nie było. - Widać było, że ciężko trenujemy i może nie było widać efektów od razu. Ale to wszystko kliknęło na tych mistrzostwach. Rośniemy. Widać, że z meczu na mecz się rozkręcamy, także przy naszych kibicach. To nas niesie i na pewno wyniki budują zespół. Atmosfera też jest dobra i obyśmy to wytrzymały - podsumowuje Joanna Wołosz.
Początek spotkania z Serbkami zaplanowano na godzinę 20:30 w Arenie Gliwice. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.