Gdy w ostatniej akcji tie-breaka polskie siatkarki zrzuciły piłkę znad siatki w stronę Niemek, a ich rywalki dotknęły siatki, pierwszym człowiekiem, który zorientował się, że Polki wygrały spotkanie, był Stefano Lavarini. Włoski trener najpierw sygnalizował arbitrom błąd przeciwniczek, potem już podskoczył z radości i odwrócił się od boiska w stronę swojego sztabu.
Zawodniczki uformowały kółko na środku boiska i też zaczęły się cieszyć, tańcząc i podskakując. Trwały chwile, na które czekały długo. A że same mówią, jak dobry zespół stanowią w tym sezonie, to przyszło jeszcze naturalniej. - Mamy świetną atmosferę w drużynie. I mogę potwierdzić, że do tej pory tego zdecydowanie brakowało - mówiła później Magdalena Stysiak.
Poza boiskiem pojawił się też czas na momenty z najbliższymi. Choćby Joanny Wołosz, zawołanej przez bliskich dokładnie obok trybuny prasowej. Rozgrywająca stała z nimi w otoczeniu kibiców, którzy z uśmiechami i wzruszeniem przyglądali się tym chwilom.
Awans do ćwierćfinału Polki wywalczyły sobie już w trakcie meczu. A raczej wywalczyły im go Kanadyjki, które w rozgrywanym równocześnie meczu w drugiej łódzkiej hali, Sport Arenie, pokonały Dominikanki. Wtedy cieszyła się jednak praktycznie tylko ta część polskiego sztabu, która siedziała na trybunie prasowej. Fizjoterapeutka Dominika Bogaczyk podskoczyła, gdy zobaczyła wynik wideoweryfikacji w ostatniej akcji spotkania Kanadyjek, a potem pytała swoich kolegów, czy płaczą ze wzruszenia. Wszyscy przybili sobie piątki i poklepywali się po plecach, jakby trochę nie wierząc jeszcze, że to wszystko prawda.
Największym dowodem, że nikomu się to nie śni, były później zdjęcia Areny Gliwice - kolejnej areny mistrzostw, które można było zobaczyć na laptopach tej części polskiej kadry. Zaczęło się załatwianie wszystkiego: od tworzenia planu wyjazdu z Łodzi do szczegółów logistycznych pojawienia się i funkcjonowania już na miejscu w Gliwicach. Czyli choćby potwierdzania przyjazdów do hoteli, czy ustalania godzin treningów.
A zawodniczki i trenerzy byli niczego nieświadomi. - Nie wiedzieliśmy o wyniku spotkania Dominikanek z Kanadyjkami. Dla mnie to nie byłoby naturalne - tłumaczył potem dziennikarzom Stefano Lavarini. - Musimy grać, żeby wygrać, a nie liczyć na innych. Oczywiście, gdybyśmy przegrali, to dowiedziałbym się, co działo się w drugim spotkaniu i czy awansowaliśmy po meczu. Nie byłoby zatem tak samo. W obecnej sytuacji chodzi o smak grania takiego meczu. Chciałem, żebyśmy zagrali bez czekania na rywalki i patrzenia, co stało się w drugiej hali - zaznaczył szkoleniowiec.
- Czy myślałyśmy o awansie w czasie meczu? Nie, nie miałyśmy świadomości. Nie wyobrażam sobie zupełnie, że ktoś podchodzi do nas i mówi nam o wyniku drugiego meczu. Bo co: miałybyśmy się wyłączyć, zmienić cały skład i świętować, że jesteśmy w ćwierćfinale? - pytała ironicznie Maria Stenzel. - Chyba nie. To była bardzo dobra decyzja sztabu, że nie informowali nas o drugim wyniku - stwierdziła libero polskiej kadry.
Do polskich dziennikarzy przyszedł też trener Niemek, dobrze znany w Polsce, Vital Heynen. Ze skruchą. - Sprawiłem, że Polki zagrają z Serbkami, a nie Amerykankami doprowadzeniem do tie-breaka? Przepraszam, nie byłem świadomy - mówił z niewinną miną. Cały czas utrzymywał, że nie miał pojęcia o tym, co się stanie w przypadku takiego scenariusza.
Szybko skojarzył jednak, że to korzystna sytuacja dla kogoś innego. - Muszę napisać do Giovanniego Guidettiego, obiecał mi sporo piw, jak mu kiedyś pomogę - powiedział Heynen i chwycił za telefon. W końcu "załatwił" trenerowi Turczynek mecz z USA. - Ok. "Giovanni, ile piw jesteś mi teraz winien", wyślij - relacjonował Belg.
A potem dalej przekonywał, że tak naprawdę sprowadził na Polki teoretycznie silniejszego rywala zupełnie niechcący. Rano następnego dnia też. - To nie było zbyt miłe dla Polek, bo różnica pomiędzy Amerykankami i Serbkami, nie będę ukrywał, wygląda na sporą - napisał nam Heynen. A co z Guidettim? - Cóż, jeśli awansuje do półfinału, to powinien mi postawić dom w Turcji - wskazał szkoleniowiec. Przydałby mu się, bo będzie teraz pracował w jednym z tamtejszych klubów siatkówki kobiet: Nilufer Belediyespor.
Mamy nadzieję, że Heynen nieco się jednak pomylił, a przede wszystkim, że różnica między Polkami a Serbkami nie będzie nie do zniwelowania we wtorkowym ćwierćfinale w Gliwicach. Jeden z najważniejszych meczów w historii polskiej siatkówki kobiecej zaplanowano na godzinę 20:30. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.