Stefano Lavarini rozmawiał w strefie mieszanej z dziennikarzami w zupełnie innym nastroju, niż po bolesnej porażce z Serbkami z poprzedniego dnia. Włoski trener był wówczas wręcz podłamany, sam chyba na chwilę zwątpił w swój zespół.
Tymczasem dzień później w meczu z kolejnym rywalem z najwyższej światowej półki jego zawodniczki wygrały 3:0, a Lavarini przyszedł do mediów z wielkim uśmiechem na twarzy. A to rzadki widok w przypadku tego szkoleniowca. Aż wylewała się z niego duma i satysfakcja.
- To był niesamowity mecz. Co jest naprawdę piękne, to że coś, co wydawało się niewiarygodne, stało się rzeczywistością. To dlatego tak bardzo zachwycamy się tym meczem, zresztą jego wynik mówi wszystko. Dziewczyny na boisku grały przeciwko najlepszemu zespołowi na świecie z wielką przyjemnością bycia tam, pomagania sobie nawzajem i cieszenia się tym wszystkim, graniem każdą piłką. Kiedy grasz przeciwko największym, wychodzi, że jesteś bardziej przestraszony. Lubisz to uczucie, ale pojawia się niepewność: "Czy ja na pewno mogę tego dokonać?". To trudne uczucia, ale dziś zawodniczki znalazły odpowiedni balans pomiędzy wszystkim i pokazały zwłaszcza swoją radość, pasję i motywację do gry. Z tego jestem najbardziej zadowolony - ocenił trener Polek, Stefano Lavarini po meczu.
Jak wytłumaczyć przemianę Polek? Że w tym samym zespole, który pokonał Amerykanki, 24 godziny wcześniej dominował smutek po porażce z Serbkami? - Spróbuję to wyjaśnić. Nigdy nie zwątpiłem, że zagramy tu dobre mecze. Że mamy tyle jakości. Zaczęliśmy niemrawo, szukaliśmy dobrego balansu, zwłaszcza porównując się z najlepszymi zespołami. Czego najbardziej obawiałem się poprzedniej nocy? Myślałem, że nie znajdziemy odpowiedniego sposobu na powrót tutaj z wiarą w zwycięstwo. Pierwsza faza turnieju to był w zasadzie ciągły wzrost, rozwój tej drużyny. Ale odkąd przyjechaliśmy do Łodzi, wydawało się, że wszystko nagle zmierza w innym, gorszym kierunku. Wczoraj było naprawdę ciężko. Myślałem: "Jak mogę im pomóc po takiej porażce?". I wątpię, że miałem w tym powrocie kluczową rolę, ale wszyscy razem znaleźliśmy opcję, żeby znów zagrać swoją najlepszą siatkówkę i to tak szybko - opisał Lavarini.
Włoch ciągle opowiada zawodniczkom i dziennikarzom, wręcz wmawia im, że kluczowa jest "mentalność zwycięzców". I dziś to ona triumfowała na boisku. - Gdy wczoraj staliśmy tutaj po meczu, mówiliśmy o potrzebie potwierdzenia naszego potencjału przez kluczowe mecze. Musimy umieć zarządzać swoimi emocjami i odczuciami. Wiedzieć, że "ok, dzisiaj zagraliśmy naprawdę dobrze", ale teraz musimy wszystko zacząć od nowa. I zacząć jeszcze lepiej niż dzisiaj, bo w pierwszym secie wynik brzmiał 0:5. Zabierzemy ze sobą wszystko, co pozytywne po tym meczu i zbalansujemy to ze skupieniem, które musi się pojawić od początku kolejnych spotkań. Ale oczywiście skoro wznieciliśmy już ogień, to teraz grzechem byłoby go zupełnie zgasić - stwierdził Stefano Lavarini.
- Byłoby naprawdę głupim pomyśleć, że ten mecz coś zmienił. Musimy myśleć, jak przedtem. Przed całą imprezą mówiliśmy sobie, że będziemy podchodzić do spotkań na zasadzie: jedno po drugim. Teraz ważne jest włączyć do tego trochę pewności siebie, wiary, wiedząc, że mamy teraz w swoich rękach więcej, niż mieliśmy wcześniej. W kolejnych dwóch meczach możemy coś stworzyć. Ale nie myślę o nich na zasadzie: jesteśmy bliżej, a może dalej? Kanada jest bardzo silna, z Niemkami wszystko może się zdarzyć. A my i tak mamy swoje do zrobienia - podsumował szkoleniowiec Polek.
Początek kolejnego meczu jego siatkarek, przeciwko Kanadzie, zaplanowano na piątek, 7 października o godzinie 20:30 w łódzkiej Atlas Arenie. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.