Tak Polki ograły mistrzynie olimpijskie. "Nakręcałyśmy się niemożliwymi piłkami"

Jakub Balcerski
- Postawiłyśmy wszystko na jedną kartę. To spowodowało, że nakręcałyśmy się czasem wręcz niemożliwymi piłkami. My dzisiaj grałyśmy takie "piły" w obronie i je kończyłyśmy, że aż się ręce same składały do oklasków - mówi Sport.pl o niesamowitym, wygranym w trzech setach meczu z Amerykankami w Łodzi środkowa kadry, Kamila Witkowska.

To wciąż coś nie do uwierzenia, ale stało się: Polki pokonały w Łodzi mistrzynie olimpijskie podczas mistrzostw świata siatkarek. I to 3:0 (25:23, 25:22, 25:18)! O powrocie do składu, emocjach w trakcie meczu i ostudzeniu ich w kontekście dalszej gry w turnieju mówi nam środkowa reprezentacji, Kamila Witkowska.

Zobacz wideo Tyle zarabia Grbić w reprezentacji Polski. Jak wygląda jego przyszłość? [Sport.pl LIVE]

Jakub Balcerski: Stałaś się trochę cichą bohaterką tego spotkania. W ostatnim meczu nie było cię w wyjściowym składzie, zostałaś zmieniona w ostatniej chwili, a tu nie dość, że wyszłaś na boisko od razu, to zdobyłaś dziewięć punktów, ograłyście mistrzynie olimpijskie, a środek "chodził" wam przepięknie.

Kamila Witkowska: Byłam bardzo zaskoczona, że trener postawił na mnie, bo wczoraj świetne wejście miała Klaudia Alagierska-Szczepaniak. To udowodniło, że ten turniej naprawdę rządzi się własnymi prawami i każdy może wejść na "bojo" i dać z siebie maksa. Gratuluję mojej "roomie", koleżance z pokoju, że zagrała tak dobrze, choć przegrałyśmy z Serbkami. A dziś? Gdy trener podszedł do mnie, dotknął moich pleców i powiedział "Wchodzisz", to byłam bardzo zdziwiona i cieszę, że dołożyłam swoją cegiełkę do tego zwycięstwa. Bo jest to dla mnie bardzo ważne, a najważniejsze jest, że mamy 3:0 ze Stanami Zjednoczonymi, z którymi już nie pamiętam kiedy WYGRAŁŚMY! (śmiech)

Jak było w tym pierwszym secie? Przegrywałyście już 0:5 i chyba mało kto wtedy wierzył, że to odwrócicie.

Nerwowo. Pierwsza moja zagrywka w meczu zepsuta. Całkiem nieciekawie, już widziałam wzrok trenera. Także faktycznie na początku źle wchodziłyśmy w ten mecz, ale doszłyśmy do tego, żeby przejąć kontrolę w tym meczu i udowodnić sobie, że naprawdę możemy walczyć z trudnymi przeciwnikami. Jeśli tylko się zaangażujemy w stu procentach i będziemy się wzajemnie wspierać.

Potem to Amerykanki w zasadzie nie wiedziały pewnie, co się dzieje. Patrzyłyście im w oczy i widziałyście strach?

Trochę widziałyśmy, że są zdziwione tym, jak jesteśmy pozytywnie nakręcone. Nie wiedziały, co jest grane. Nie widziały nas jeszcze w takiej odsłonie. Same nie widziałyśmy się zresztą w takich emocjach. Tych pozytywnych. Bardzo cieszymy się, że to się przełożyło na wynik.

Magda Stysiak wspomniała nam o przemowie motywacyjnej trenera Lavariniego w szatni przed meczem. Co w niej padło?

A trener był w szatni? Ha, ha! Nie mogę powiedzieć, po prostu.

Gdy pomyślałyście sobie: pokonałyśmy mistrzynie olimpijskie, to pojawił się w głowie taki powód, skąd to się wszystko tak odwróciło - w końcu jeszcze dzień wcześniej od podobnego poziomu gry Serbek się odbiłyście?

Postawiłyśmy wszystko na jedną kartę. To spowodowało, że nakręciłyśmy się czasem wręcz niemożliwymi piłkami. My dzisiaj grałyśmy takie "piły" w obronie i je kończyłyśmy, że aż się ręce same składały do oklasków. Mam nadzieję, że kibicom też się podobało i chciałabym, żebyśmy były zaangażowane tak jak dziś w każdym meczu.

Teraz zagracie z dwoma rywalami bardziej z waszego poziomu, a nie tego, na który się teraz wspięłyście - z Kanadyjkami i Niemkami. Otworzyła się dla was spora szansa na tych mistrzostwach świata, czujecie to?

Myślę, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i jeśli ktoś widzi takie spotkanie w naszym wykonaniu, to w głowie różne rzeczy mogą się urodzić. Ostudzę te emocje. Spokojnie, dajmy sobie czas, chwilę na odpoczynek, trochę siłowni. Na kolejne spotkania na pewno wyjdziemy tak samo zmotywowane. O tym dzisiejszym trzeba po malutku zapomnieć, żeby nie być na tak wysokich obrotach cały czas, bo to też jest męczące. Wszystkie ręce na pokład i jedziemy dalej.

Więcej o: