Temat dołączenia przez Barkom Każany Lwów do PlusLigi był już omawiany od kilku lat. List intencyjny w tej sprawie z kolei podpisano w październiku ubiegłego roku. Pierwotnie Barkom miał rozgrywać swoje mecze u siebie. Atak zbrojny Rosji i trwająca wciąż wojna na Ukrainie brutalnie zweryfikowały te plany. Zastępczą bazą dla klubu został Kraków. Część siatkarzy przygotowywała się tam już w czasie wakacji, a niektórzy dołączyli później, głównie z uwagi na mistrzostwa świata. W nich reprezentacja Ukrainy - pod wodzą Łotysza Ugisa Krastinsa, który prowadzi też Barkom - osiągnęła historyczny sukces, docierając do ćwierćfinału. W polskiej ekstraklasie klub z Lwowa również chciałby zaznaczyć w pozytywny sposób swoją obecność. Mimo tego, że czasem trudno się skupić na treningach i grze, gdy zawodnicy nasłuchują wieści z ojczyzny.
Ugis Krastins: Parę czynników miało wpływ na nasze przygotowania do tego sezonu. Wśród nich rozgrywane na przełomie sierpnia i września mistrzostwa świata, ale także kilka innych spraw. Była to również kwestia przenosin do Krakowa. Wszystko jest dla nas bardzo nowe. Całą bazę budowaliśmy od zera. To naturalne, że potrzeba trochę czasu, zanim się zaadaptujemy do tego. Zawodnicy są przygotowani do niedzielnego meczu na tyle, na ile to było możliwe. Jesteśmy naprawdę podekscytowani tym spotkaniem.
Tak, z pewnością. Ale to też naturalny proces budowy drużyny. Praktycznie co sezon to przerabiamy na początku. Sądzę, że nasi rywale zmagają się z tym samym problemem. To część siatkówki i może też dlatego ta gra jest taka ekscytująca. Nigdy nie wiesz, czego można oczekiwać po poszczególnych zespołach w nowym sezonie.
Bardziej do analizy skłaniają porażki niż zwycięstwa (uśmiech). W pierwszym turnieju wystąpiliśmy bez podstawowego rozgrywającego. Dołączył do drużyny tuż przed drugą imprezą. Tak więc na początku była to kwestia znalezienie wspólnego języka, ale już podczas tego turnieju widać było progres. Występ zakończyliśmy wygraną w meczu o trzecie miejsce. To było bardzo ważne dla chłopaków, by poczuć smak rywalizacji z takimi drużynami i uświadomić sobie, że mogą znaczyć coś w lidze. To także bardzo istotne dla naszego zespołu.
To duże miasto, więc trochę czasu zajmuje adaptacja do tzw. normalnego życia w nim. W pierwszych kilku tygodniach masz poczucie, że nic nie wiesz. Gdzie iść czy jechać i co robić (śmiech). Ale teraz - zaadaptowaliśmy się już nieco do tutejszego stylu życia i z każdym dniem każdy z nas czuje się w nim coraz swobodniej.
Cały czas trenujemy w tej samej hali - HWS Suche Stawy. Na nasze treningi przychodzą czasem w odwiedziny mieszkający na miejscu Ukraińcy. Czujemy także wsparcie Polaków. To wspaniałe.
Jest dokładnie tak samo. Wojna wciąż trwa i nic się nie zmieniło pod tym względem. Wpływa to na nas w wielu aspektach. Chłopcy wykonują jednak świetną robotę. Oczywiście, są małe wzloty i upadki, ale ciężko pracują i pokazują, że są profesjonalistami. Potrafią odsunąć od siebie te myśli i dobrze realizować założenia na treningach.
W przypadku żonatych ich drugie połówki są z nimi, ale rodzice i inni z bliskich przeważnie zostali na Ukrainie.
Ten przepis tak samo nas obowiązuje. Z zachowaniem oczywiście różnicy dotyczącej rozumienia zawodnika krajowego. Gdybyśmy mieli Polaka w składzie, to byłby traktowany jako obcokrajowiec.
Dodatkowo dwa z nich to będą wyjazdowe spotkania. Teraz jesteśmy w Gdańsku, potem zagramy u siebie, a następnie czeka nas podróż do Warszawy. Z tego co wiem, to każdy zespół ma podobny grafik. Nie patrzę więc na to pod kątem oceny kalendarza. Co innego jak się gra hobbistycznie, a co innego profesjonalnie. W pierwszym przypadku gra się, kiedy się chce. Zawodowcy muszą się dostosować do ustalonego kalendarza. Jesteśmy zawodowcami, więc postępujemy według przedstawionego planu.