Na tydzień przed startem nowego sezonu PlusLigi Jastrzębski Węgiel znalazł się w centrum uwagi. Nie jednak za sprawą opowieści o planach podboju krajowego podwórka i Europy czy podobnych deklaracji. Na tapetę wrócił spór z Salvadorem Hidalgo Olivą, który rozstał się z klubem w połowie stycznia 2019 roku. Konsekwencje nierozwiązania do końca sprawy zaległości finansowych względem przyjmującego uderzyły w klub teraz. Nałożony zakaz transferowy sprawił, że na kilka dni przed pierwszym meczem ligowym stanął on przed wizją poważnego osłabienia kadrowego.
Za sprawą zabezpieczenia depozytu na pokrycie sumy, którą - wyrokiem Międzynarodowej Federacji Piłki Siatkowej (FIVB) - klub nadal jest winny pochodzącemu z Kuby zawodnikowi, zakaz cofnięto, o czym Sport.pl poinformował jako pierwszy. Ale wicemistrz Polski nadal nie jest pewny, czy będzie w stanie od początku rozgrywek korzystać z pozyskanych już rok temu pięciu obcokrajowców. Ich rejestrację mógł rozpocząć bowiem dopiero po cofnięciu kary. A pierwszy mecz ekstraklasy ma rozegrać już w piątek, kiedy podejmie GKS Katowice.
- Można to określić jako wyścig z czasem. Ta procedura jest dosyć złożona, bo składają się na nią zatwierdzenia przez różne jednostki w różnych krajach. Najpierw przez rodzime federacje zawodników, potem CEV. Jesteśmy w trakcie tej procedury - zaznacza prezes klubu Adam Gorol.
Na pytanie, ile zwykle czasu zajmuje zwykle rejestracja obcokrajowców odpowiada, że kilka dni.
- Tylko zwykle mamy na to znacznie więcej czasu, a teraz zaledwie dwa-trzy dni. Jesteśmy zatem uzależnieni od dyspozycyjności i możliwości technicznych poszczególnych osób, by wykonać niezbędne czynności w systemach. Na razie tylko w jednym wypadku mamy problem, ale pozostają nam jeszcze dwa dni na dopełnienie formalności. Mamy nadzieję, że to wszystko poukładamy w jakiś sposób. Liczę na to, że w piątek zagramy w pełnym składzie - podkreśla.
W ostatnich dnia głos w mediach zabierały obie strony konfliktu. Wypowiadał się głównie Gorol i reprezentujący w Polsce Olivę menedżer Jakub Michalak, choć sam siatkarz - za pośrednictwem wpisu na Twitterze - też się odniósł do sprawy.
Na wyrok FIVB trzeba było czekać ponad trzy lata. Światowa federacja opowiedziała się po stronie zawodnika. Klub złożył odwołanie, ale i tak musiał w ciągu miesiąca uregulować zaległości finansowe względem gracza. Zapłacił tylko część orzeczonej sumy, a brak reszty argumentował zakazem ze strony urzędu skarbowego. Zobowiązania podatkowe wobec tego ostatniego ma bowiem Oliva. Michalak podkreślał, że siatkarz będzie mógł uregulować te należności, gdy otrzyma zaległe pieniądze z klubu i powstało błędne koło. Ostatecznie stanęło na opcji z depozytem, o której w wywiadach wspominał agent przyjmującego. Szef klubu ze Śląska jednak podkreśla, że to on wpadł na takie rozwiązanie.
- Udało nam się przekonać FIVB, by przyjęła depozyt. To był mój pomysł na tymczasowe rozwiązanie problemu i pomysł ten znalazł poparcie pewnych osób. Na etapie procedowania wyszliśmy z taką propozycją i rozmawialiśmy o tym od kilku dni, ustalając szczegóły. Ani zawodnik, ani jego menedżer opcji depozytu nie proponowali i nie brali jej pod uwagę. Mało tego, jeszcze w poniedziałek chyba, w ostatnim swoim stanowisku do FIVB, menadżer był przeciwny zdeponowaniu środków - podkreśla.
Jednocześnie zaznacza, że jego zdaniem w ogóle w tym przypadku nie powinno być depozytu.
- Bo sytuacja jest ewidentna. W świetle postanowienia urzędu skarbowego klub nie może dokonać zapłaty na rzecz zawodnika. Musimy podjąć ten wątek w najbliższym czasie na linii CEV-FIVB i PZPS oraz PLS. By nie tylko zawodnicy byli chronieni pod kątem swoich należności, ale muszą być chronione wszystkie jednostki, czyli również kluby, a w tym przypadku - jak pokazuje sytuacja - także urzędy skarbowe - zwraca uwagę działacz.
Zapewnia, że nie ma problemu z rozstrzygnięciem FIVB, natomiast "czuje potrzebę zapobiegania takim sytuacjom na przyszłość"
- Sytuacjom, gdzie problemy zawodnika z rozliczeniami z US przekładają się na problemy klubu. My nie jesteśmy stroną w tych rozliczeniach i w żadnym wypadku nie powinniśmy ponosić takich konsekwencji, jakie nas spotkały. A w zakresie roszczeń zawodnika, które były abstrakcyjne, wydamy jeszcze jako klub stosowne oświadczenie - stwierdza.
Michalak w jednym z wywiadów ocenił, że nie byłoby całego zamieszania z zakazem transferowym, gdy Jastrzębski Węgiel przekazał zawodnikowi należność we wskazanym przez FIVB terminie. Wyrok zapadł pod koniec maja, a klub miał miesiąc na wpłatę podanej sumy. Dokumenty z urzędu skarbowego miały pojawić się później.
- Odniosę się do tego tak, że menedżer nie jest kompetentny, by się wypowiadać, kiedy klub powinien płacić i co powinien robić. Niech każdy wykonuje swoje obowiązki i będzie dobrze - ucina Gorol.
Michalak we wspomnianym wywiadzie również jasno stwierdził, że jego zdaniem ostatnie kłopoty wicemistrza Polski to efekt jego własnego zaniechania. Na wspomnienie o tym szef klubu skierował uwagę na kłopoty Olivy z polskim fiskusem.
- Myślę, że dobrze by było, gdyby menedżer zadbał o to, by jego zawodnik w porę regulował swoje zobowiązania podatkowe wobec urzędu skarbowego. Tu prawdopodobnie mamy do czynienia z zaniedbaniem powstałym już dawno i myślę, że menedżer na tym powinien się skupić - zaznacza.
Nie odpowiada wprost na pytanie, kiedy wpłynął do klubu dokument z US w sprawie tego siatkarza. Zaznacza, że było ich więcej i dostarczane były w różnych terminach.
- Ale biorąc pod uwagę, że zawodnik kilka lat nie gra już w Polsce, a ma poważne zobowiązania podatkowe, to nie powstały one przedwczoraj czy pół roku temu, tylko dużo wcześniej i na tym ta polemika powinna się skończyć - podkreśla.
Czy działacz uważa, że sam mógł coś zrobić lepiej w tej całej sprawie? Okazuje się, że nie.
- Nie przyszło mi do głowy, by polemizować z decyzją US. Nic więcej nie mogłem zrobić. Jestem w posiadaniu dokumentu z US i moim obowiązkiem jest dostosować się do tego. Ale z drugiej strony też moim obowiązkiem jest zrobić wszystko, żeby klub przystąpił do rozgrywek w terminie i wszystko wskazuje na to, że przystąpi. W związku z tym chyba nie będę miał sobie nic do zarzucenia - podsumowuje.
Na skutek zakazu transferowego klub do niedawna nie mógł korzystać z pięciu obcokrajowców, w tym dwóch atakujących i dwóch rozgrywających. Cytowany przez media Gorol twierdził, że jeśli FIVB nie zmieni stanowiska, to jastrzębianie nie będą mogli przystąpić do rozgrywek z powodu braku graczy na wspomnianych pozycjach. Klub jednak zgłosił do rozgrywek znacznie szerszy skład niż ten, który realnie będzie wystawiany w meczach, a w tej większej grupie są m.in. młodzi zawodnicy grający na wskazanych pozycjach. Oczywiście, ustępują poziomem i doświadczeniem Benjaminowi Toniuttiemu i Eemiemu Tervaporttiemu oraz Janowi Hadravie i Stephenowi Boyerowi, ale można byłoby z nich skorzystać w przypadku braku zagranicznej czwórki.
Zapytany o to prezes Jastrzębskiego Węgla potwierdza możliwość skorzystania z tych młodych graczy i zapewnia, że taki jest plan awaryjny.
- Wystąpiliśmy do najbliższego rywala o przesunięcie terminu tego meczu, ale on nie wyraził zgody. W związku z tym nie pozostałoby nam nic innego jak tylko grać zasobami naszej Akademii Talentów - stwierdza.
Spytany, czy w przypadku utrzymania zakazu transferowego rozważał w ramach protestu rezygnację z udziału w piątkowym spotkaniu z GKS Katowice, zaprzecza.
- Nie brałem tego pod uwagę. Gramy po to, żeby wygrać ligę, a nie po to, by protestować. Poza tym mamy Akademię Talentów, mamy zaplecze. W żadnym wypadku planu nieprzystąpienia do meczu nie było - deklaruje działacz.