13 osób na trybunach i niecałe 120 zł w kasie. Teraz rywalki Polek to fenomen i sensacja MŚ

Jakub Balcerski
Jeszcze dwadzieścia lat temu na mecze Tajlandii w siatkówkę kobiet przychodziło trzynaście osób, a w kasie krajowej federacji było niecałe 120 złotych. Od tego czasu wiele się zmieniło, a tajskie siatkarki stały się tak popularne, że w sieci każdą z nich śledzi kilkaset tysięcy osób, a hale na swoich meczach wypełniają do ostatniego miejsca. Po sensacyjnej wygranej z Turcją we wtorek mogą być groźnym rywalem dla polskich siatkarek w Ergo Arenie. Początek meczu o godzinie 20:30.

Polki przystępują do drugiego meczu domowych MŚ przystępują po zwycięstwie nad Chorwatkami. Wydawałoby się, że to odpowiedni, dobry scenariusz, ale ich rywalki opracowały sobie chyba jeszcze lepszy. Pokonały faworyzowane Turczynki i przed starciem z kadrą Stefano Lavariniego wyglądają bardzo silnie. Nie tylko sportowo, także pod względem wsparcia kibiców - choć podczas tego turnieju głównie wirtualnie.

Zobacz wideo Tyle zarabia Grbić w reprezentacji Polski. Jak wygląda jego przyszłość? [Sport.pl LIVE]

Na trybunach 13 osób, a w budżecie związku niecałe 120 złotych. Tak budowała się reprezentacja Tajlandii

Początki nie były jednak tak kolorowe. W końcówce lat 90. w Tajlandii na mecze siatkarek nie przychodził praktycznie nikt. W pierwszej dekadzie XXI wieku maksymalnie kilkanaście do kilkudziesięciu osób. Ktoś postanowił to jednak zmienić. Tym kimś był Kiattipong Radchatagriengkai, znany jako Coach Aod. Według wypowiedzi dziennikarza telewizji SMMTV, Aeka-Prawita Anantpakdee, w artykule tajlandzkiego portalu "Main Stand", to właśnie Aod wymyślił sobie, że zespół, który prowadził od 1998 do 2016 roku, czyli kadra tajskich siatkarek, będzie drużyną klasy światowej.

"Wielu uznało go za kompletnego szaleńca. Jak te malutkie zawodniczki i tak słabo finansowana federacja mają wejść na taki poziom? W budżecie tajskiego związku było wtedy 700 bahtów, na trybunach po trzynaście osób na meczu, a zawodniczki same musiały dbać o finansowanie leczenia, bo działaczy nie było na to stać" - mówił dla "Main Stand" Anantpakdee. Warto sobie uzmysłowić, że 900 bahtów to obecnie zaledwie około 118 złotych.

Tajki już sprawiły wielką sensację na tych MŚ. Mają szansę na historyczny sukces

Aod przygotował projekt, według którego chciał od 2001 roku zorganizować sobie zespół z prawdziwego zdarzenia i ogrywać go w meczach z najlepszymi zespołami Azji i całego świata. Siedem lat minęło, zanim jego siatkarki przeszły od seryjnych porażek do wyrównanej rywalizacji na własnym kontynencie, a potem nawet poza nim. W 2009 roku Tajkom udało się zdobyć mistrzostwo Azji. I to był punkt zwrotny.

Od tego momentu Tajki tylko raz, w 2011 roku, nie zdobyły medalu mistrzostw Azji, a wygrały je jeszcze raz w 2013. W igrzyskach azjatyckich w 2014 roku zdobyły brąz, a cztery lata później srebro. Od 2002 roku bez przerwy grają w siatkarskiej elicie - najpierw World Grand Prix, a ostatnio Lidze Narodów. Ich najlepszy wynik to sensacyjne czwarte miejsce z 2012 roku. Teraz, dziesięć lat później, udało im się zająć ósme, a to daje nadzieje na nawiązanie do największych sukcesów na mistrzostwach świata.

To impreza dla Tajek wciąż nieodczarowana. Nie były na niej wyżej niż na trzynastej pozycji - w 1998, 2010 i 2018 roku. Teraz ich marzeniem byłby pewnie awans do drugiej fazy grupowej i liczenie się w walce o ćwierćfinał MŚ. I już pierwszy mecz pokazał, że nie są bez szans. Tajki, już jako zawodniczki Danaia Sriwatcharamethakula (Aod skończył pracę z kadrą w 2016 roku), sprawiły ogromną niespodziankę, pokonując faworyzowanego kandydata do zdobycia medalu MŚ, Turczynki po tie-breaku.

Cały skład Polek na Instagramie śledzi o 430 tysięcy mniej osób niż najpopularniejszą z Tajek

Tajki to jednak nie tylko fenomen sportowy, ale także wizerunkowy. W ostatnich latach po sukcesach w kraju i międzynarodowych turniejach ich kadra wypełnia hale na domowych meczach do ostatniego miejsca. Zawodniczki są bohaterkami zwłaszcza dla młodych kibiców. To świetnie pokazuje choćby zainteresowanie nimi w mediach społecznościowych.

A ono jest potężne. Najlepiej przedstawić je taką obrazową statystyką: cały wyjściowy skład Polek z meczu z Chorwacją, czyli Agnieszkę Kąkolewską, Kamilę Witkowską, Magdalenę Stysiak, Zuzannę Górecką, Olivię Różański i Marię Stenzel, obserwuje na Instagramie 257 tysięcy użytkowników. Tymczasem sama najpopularniejsza z Tajek, libero Piyanut Pannoy, ma tych obserwacji ponad 2,5 razy więcej - 690 tysięcy. A jeszcze co najmniej pięć zawodniczek grających w kadrze ma ich blisko pół miliona.

Lubią je, bo są blisko fanów z częstą aktywnością na swoich profilach. Śledzą trendy, wiedzą, jak idealnie wykorzystywać, że w swoim kraju są popularne ze względu na brak wielkich sukcesów w innych sportach zespołowych. I tak jest nie od niedawna, a od kilku lat. Zdarzało się, że tajskie siatkarki przekraczały milion obserwujących na Instagramie. Choćby w przypadku chyba najpopularniejszej, już niegrającej zawodniczki, Pleumjit Thinkaow, z 1,2 miliona obserwacji.

"Lag mózgu" i imitowanie zachowań rywalek. Tak Polki przygotowywały się do pierwszego meczu MŚ w kraju

A co z Polkami? Chyba wolą nieco spokojniejszy i mniej jawny tryb przygotowań do meczów. Tajki publikują na swoich profilach nawet zdjęcia ilustrujące, jak wygląda ich hotel. Mieszkają w tym samym miejscu, co Polki, czyli Dworze Uphagena w Gdańsku. Gdy w gronie dziennikarzy siedzieliśmy tam po spotkaniu medialnym z polską kadrą widać było, że Polki chętnie schodzą na herbatę i kawę, czy porozmawiać chwilę przed sesją wideo. Tajki wróciły z treningu i poszły od razu do pokoi, a w ich relacjach najczęściej pojawiają się kadry właśnie stamtąd, czy kolorowych wind hotelowych oznaczonych zwierzętam - lisem i jednorożcem, a nie z miasta, sporego hotelowego lobby czy kawiarni.

Zawodniczki trenera Stefano Lavariniego przed meczem z Tajkami wyszły do przedstawicieli mediów spokojne i uśmiechnięte. Wyglądały na rozluźnione. - Wreszcie mamy trochę więcej spokoju - śmiała się Weronika Szlagowska, choć przyznawała, że od tych samych pytań dostała już "laga mózgu". Gdy już się "odlagowała", to mówiła trochę o tym, co działo się przy okazji pierwszego meczu w Holandii.

Polki poleciały tam tylko na jedno spotkanie przeciwko Chorwacji i już dzień później wróciły do kraju. - Było to trochę dziwne, a sam pobyt w Holandii intensywny - przyznała Szlagowska. Poza meczem Polki odwiedziły na zaledwie kilkanaście minut miejscowość Driel, gdzie w czasie II wojny światowej odbywały się działania w ramach bitwy o Arnhem z udziałem sporej liczby polskich żołnierzy. Do tego wstąpiły na oficjalną prezentację drużyn, ale dłużej czekały na wejście na scenie, niż uczestniczyły w wydarzeniu. - Do tego mecze na stadionie w Arnhem, na jednym z trzech zbudowanych tam boisk też były dość specyficzne. Choćby przy piłce meczowej, gdy na głównym boisku zaczynali grać hymn Holandii. Na boisku pewnie nie było tego tak słychać, ale z kwadratu wyglądało to dość dziwnie - opisała przyjmująca kadry.

Kadra czuje się gotowa na drugi mecz tych mistrzostw. Zwłaszcza że na spotkanie z Tajkami sztab zarządził specjalny styl przygotowań. - Próbowałyśmy je troszkę naśladować, żeby być przygotowanym na to, co przeciwko nam zagrają. Każda z nas robiła rundkę po pozycjach w trakcie treningu i na każdym miejscu miała imitować coś innego. Ciekawe doświadczenie, oby nam pomogło - zdradziła w długiej rozmowie ze Sport.pl środkowa Kamila Witkowska. Początek spotkania w Ergo Arenie w Trójmieście we wtorek o godzinie 20:30. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.