Polska siatkarka na meczach musi chronić oczy. "Nie wyobrażam sobie kiedyś nie widzieć"

Jakub Balcerski
Kamilę Witkowską fani kojarzą z gry w okularach. - Wolę chronić oczy, bo nie wyobrażam sobie, że na jedno z nich mogłabym kiedyś nie widzieć - mówi Sport.pl środkowa polskiej kadry. Zdradza też, dlaczego od zdjęć z gwiazdami MŚ siatkarek woli je blokować i jak Polki szykowały się na starcie z Tajlandią. Początek o 20:30 w Ergo Arenie. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.

Jakub Balcerski: Jak uczucia po debiucie na mistrzostwach świata?

Kamila Witkowska: To spełnienie marzeń. Jestem podekscytowana byciem częścią tego zespołu i wszystkiego, co się dookoła nas dzieje. Na Lidze Narodów parę rzeczy może nam nie wyszło (Polki zajęły trzynaste miejsce, wygrywając tylko cztery mecze - red.), tutaj możemy zacząć wszystko na nowo i powalczyć wśród drużyn grających o mistrzostwo świata.

Zobacz wideo Tyle zarabia Grbić w reprezentacji Polski. Jak wygląda jego przyszłość? [Sport.pl LIVE]

Taki turniej w Polsce to chyba czas, kiedy mniej świadomi kibice poznają kadrę. Ciebie pewnie jako tą grającą w okularach.

Tak, choć akurat z Chorwacją w nich nie zagrałam.

Dlaczego?

Ostatnio jestem z nimi na bakier. Denerwują mnie i stwierdziłam, że je odłożę, a los może się do mnie uśmiechnie i nie da kontuzji oka się odnowić. Od siedmiu lat okulary mi towarzyszą i zakładam je zupełnie prewencyjnie, nie żeby poprawiały mój wzrok, a chroniły przed trafieniem w oko. Jest z tym trochę udręki, zwłaszcza że ostatnio hale nam nie dopisywały i narzekało się na oświetlenie, bo okulary jeszcze trochę go zabierają.

Po kontuzji bałaś się, że to się powtórzy? Stąd sięgnięcie po specjalne okulary?

Doradziła mi je okulistka, która mnie wówczas prowadziła. Zasugerowała, że powinny się u mnie pojawić, bo kolejne uderzenie piłką może się dla mnie skończyć odklejeniem siatkówki. A żartuję sobie, że nie chcę, żeby mi siatkówka z głowy wyleciała!

Problem z okiem zazwyczaj rozciąga się w czasie. Nie można robić nic, tak, żeby nie zwiększać w nim ciśnienia. Tam wszystko musi się długo goić, żeby ostatecznie było tak, jak należy. Okulary pozwalały ten proces trochę przyspieszyć. W dodatku zazwyczaj wolę chronić oczy, bo nie wyobrażam sobie, że na jedno z nich mogłabym kiedyś nie widzieć. Nie chcę do tego doprowadzić.

A zdarzyły się jakieś groźne sytuacje już gdy nosiłaś okulary?

Ostatnio wydarzyła się taka przykra sytuacja na treningu. Byłam w drugiej linii, a okulary najczęściej zakładam tylko do pierwszej, tam są najbardziej potrzebne. Ale dostałam piłką mocne uderzenie przy obronie. Była chwila zmartwienia, ale wszystko skończyło się dobrze.

Wejście na mistrzostwa świata z gry w polskiej lidze to duży przeskok?

To zupełnie inny poziom gry w siatkówkę, dużo lepszy. Jest taka dodatkowa adrenalina, jeśli gra się przeciwko zawodniczkom, o których słyszał cały świat. My jako reprezentantki Polski aż tak rozpoznawalne nie jesteśmy. Trzeba się szybko przestawić, zwłaszcza widząc zawodniczki, które atakują w taki sposób, jakiego w naszej lidze nie uraczymy.

Co pomaga w oswojeniu się z wyższym poziomem?

Choćby obecność Asi Wołosz i Madzi Stysiak, które grają we Włoszech. Szczególnie Asi, która już kilka sezonów gra w jednym z najlepszych klubów na świecie. Jej spokój i doświadczenie sporo daje. Jako rozgrywająca ma głowę na karku. Nie dość, że prowadzi nam całą grę, to jej spokój jest taką naszą ostoją. Bez niej byłoby na pewno trudniej. Fajnie jest mieć ją po swojej stronie i grać z silnymi rywalkami.

Po meczu Włoszek z Kamerunkami afrykańska drużyna ustawiła się w kolejce po zdjęcie z jedną z najlepszych atakujących na świecie, Paolą Egonu. Ty masz zawodniczkę, do której też podeszłabyś z taką prośbą? A może po prostu wzór, który podpatrujesz?

Zdjęć nie chcę, ale chętnie przeciwko niektórym zawodniczkom zdobędę punkt. To jest prawdziwie cenne i mobilizujące. Pewnie, że świetnie jest na takich mistrzostwach świata choćby porozmawiać z zawodniczkami lepszymi od siebie i przez to złapać trochę innej perspektywy. To daje sporo radości, ale to musi pozostać na drugim planie. Liczy się to, co na boisku.

Punkt "na kimś" w tym sezonie zapadł ci już wyjątkowo w pamięci?

Nie, ale z innymi środkowymi zawsze mamy rywalizację. Jak zablokuję jedną z nich to zawsze będzie to wyjątkowo smakowało. To fajne, takie inne uczucie.

A w meczu z Chorwacją, którym otworzyłyście swój udział na MŚ było...?

Było dużo emocji. Po pierwsze: na stadionie w Arnhem pojawiło się sporo polskich kibiców. Czułam, jakbyśmy to my byli faktycznym gospodarzem tego spotkania. Jakbyśmy nie były w Holandii, tylko już w Polsce. Tym bardziej nie mogę się doczekać tego, co będzie się działo w Gdańsku. I mam nadzieję, że nie tylko na mecz z Turcją sprzeda się wiele biletów. Życzyłabym sobie tego, żeby nasza żeńska siatkówka poszła do przodu w tej kwestii tak, jak męska. Jako jedna ze starszych zawodniczek widzę w tym potencjał. Trochę żałuję, że późno doszło do tego, że to wygląda wreszcie tak profesjonalnie także u nas. Ja i moje młodsze koleżanki musimy być otwarte na nowości, na zmiany, które zaszły w kadrze i odbiorze siatkówki. Tylko tak możemy dążyć do tak wysokich celów, jak kadra siatkarzy, a bardzo chcemy im kiedyś dorównać.

Pomimo dobrej atmosfery w Arnhem było trochę frustracji, że musicie w ogóle lecieć do Holandii? Że to tylko jeden mecz, że nie możecie zacząć turnieju w Polsce?

Na początku była frustracja. Że u chłopaków to inaczej wyglądało. Każdy myślał, że może bez sensu, bo trzeba tam lecieć, a praktycznie w ogóle nie trenowałyśmy na stadionie w Arnhem. Ale odkąd weszłyśmy na boisko w trakcie meczu, nasze odczucia zupełnie się zmieniły. I jeżeli tak to zostało zorganizowane, to po prostu musiałyśmy się dostosować. Nie ma dyskusji, a najważniejsze jest to, że wpasowując się w to, co przygotowało FIVB, wygrałyśmy mecz i przywiozłyśmy do kraju ważne punkty. To gdzie gramy, cała otoczka, powinno być na dalszym planie. Nie zależy to od nas, my po prostu musimy robić swoje.

Mecz z Chorwatkami był dla was wyjątkowo trudny? Bo gdy oglądało się to spotkanie, można było mieć wrażenie, że przez to z jak niedoświadczonym zespołem miałyście do czynienia, to głównie od waszej dyspozycji zależał wynik.

Dawno przeciwko nim nie grałyśmy i tutaj była niewiadoma. Bardzo fajnie zagrałyśmy taktycznie. Co prawda trzeci set podniósł adrenalinę. I to nie tylko kibicom, także nam. Dobrze, że doprowadziłyśmy to do zwycięstwa. Bo granie przeciwko zespołowi takiemu jak Chorwacja jest inne niż choćby z tymi z czołówkami. Trzeba się dwukrotnie zmobilizować i skupić na tym, co my możemy zrobić. Ta siatkówka jest nieczysta, chaotyczna i dzięki temu wkradają się w naszą grę błędy.

Pojawił się strach i myślenie, co będzie, jeśli nie wyjdziecie z tego 8:16 w trzecim secie? Presja po porażce z Chorwacją z pewnością by wzrosła.

Wiele osób to nas przed tym spotkaniem uważało za faworytki. Z tym nastawieniem - że powinniśmy wygrać - podchodziłyśmy do tego spotkania. Pierwszy set dał nam sporą swobodę gry. Bawiłyśmy się nią i może to nas trochę uśpiło. Na drugiego wyszłyśmy trochę zapatrzone w to, co było chwilę wcześniej. A tu trzeba było grać. Byłyśmy mniej skoncentrowane od Chorwatek. Gdy przegrałyśmy seta, zrobiło się ciepło. Rywalki nie grały nadzwyczajnie, ale za dużo punktów oddałyśmy im własnymi błędami. W trzeciej partii przyszła jednak fajna trzecia zmiana, która nas pobudziła. Każdy dołożył cegiełkę do tego, że w pełni wróciłyśmy już do tego spotkania i je wygrałyśmy. Gdy coś nie wychodzi, często pojawiają się niepotrzebne ruchy na boisku. To wynika choćby z adrenaliny, z tego poczucia, że zaczynamy turniej i się nakręcamy. Postaramy się wykluczyć nerwy, żeby kolejne mecze było spokojniejsze i o wiele bardziej pod naszą kontrolą.

Teraz przed wami mecz z Tajlandią. Jak zareagowałaś na jej wynik przeciwko Turcji? Patrzysz bardziej na to, że grupa nagle stała się jeszcze bardziej wyrównana, bo okazuje się, że Turcję da się ograć, czy pod kątem kolejnego rywala, który na pewno napędził się ważną wygraną?

Na tym turnieju o wynikach będą decydować różne małe czynniki. Ktoś jest bardziej zmęczony, ktoś ma mały uraz, albo ktoś ma akurat swój dzień. Wynik 3:2 dla Tajlandii przeciwko Turcji oczywiście jest zaskakujący, ale przeciwko azjatyckim zespołom zawsze trudno się gra. Bo nie mamy z nimi do czynienia na co dzień i łatwo dać się zaskoczyć. Spotykamy się dopiero w meczach "o coś". Czasem bazujemy na zaletach naszej gry, a czasem opieramy się mocno na tym, co w danej chwili prezentuje przeciwnik. Dlatego te mecze mogą zależeć od zaledwie kilku piłek. W naszym może nie najlepszym, przegranym 1:3 sparingu Turcja też wydawała nam się drużyną do ugryzienia. Pierwszy set kompletnie straciłyśmy, przegrałyśmy do 12, a kolejny już wygrałyśmy. Te przypadki pokazują, że z nimi da się zagrać, a nawet wygrać.

Grałyście z Chorwatkami w piątek, teraz mecz z Tajkami przyszedł dopiero we wtorek. Jak sobie radziłyście z tą przerwą?

Miałyśmy czas, żeby przetrenować kilka rzeczy przed meczem z Tajlandią. Próbowałyśmy je troszkę naśladować, żeby być przygotowanym na to, co przeciwko nam zagrają. Każda z nas robiła rundkę po pozycjach w trakcie treningu i na każdym miejscu miała imitować coś innego. Ciekawe doświadczenie, oby nam pomogło. Trudno uszykować to wszystko, żeby zmieścić w planie odpowiednią liczbę sesji na siłowni, a jednocześnie dopasować do niej odpoczynek. W poniedziałek, dzień przed meczem, miałyśmy trochę więcej spokoju, bo tylko jeden trening, to była już gra w szóstce. I sesje wideo, żeby poznać rywalki jeszcze lepiej. Teraz jesteśmy gotowe.

Początek spotkania Polek z Tajkami o godzinie 20:30 w Ergo Arenie w Trójmieście. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.