Semeniuk jednoznacznie ocenił finał MŚ z Włochami. "Było widać gołym okiem"

Agnieszka Niedziałek
- Było widać gołym okiem, że fizycznie trochę nie dawaliśmy po prostu rady. Naprawdę dawaliśmy z siebie 100 procent, pełne serducho, z wątroby próbowaliśmy grać. Ale Włosi spisywali się kapitalnie - tak przegrany 1:3 finał mistrzostw świata siatkarzy opisuje Kamil Semeniuk. Jeden z liderów reprezentacji Polski przypomina, że została ona znacząco przebudowana w tym sezonie i jest dopiero na początku drogi. - Drużyna po takim turnieju dojrzeje - zapewnia.

Przez ostatnie dwa lata chyba każdy siatkarski kibic dowiedział się, kim jest Kamil Semeniuk. Niepozornie wyglądający przyjmujący przez dłuższy czas był w cieniu innych zawodników grających na tej pozycji, ale jego gwiazda rozbłysła w Grupie Azoty Zaksie pełnym blaskiem. Z klubem z Kędzierzyna-Koźla w dwóch ostatnich sezonach odniósł wiele sukcesów, wśród których na pierwszym planie wybija się dwukrotny triumf w Lidze Mistrzów. Tego lata też trudno było sobie wyobrazić bez niego reprezentację Polski. W finale mistrzostw świata 26-latek robił co mógł, ale zarówno on, jak i jego koledzy z drużyny narodowej nie był w stanie przeciwstawić się skutecznie rozpędzonym Włochom.

Zobacz wideo Polacy w ćwierćfinale MŚ. Muszą wyrzucić z turnieju faworytów. "Mecz do zapamiętania na lata"

Polacy walczyli, ale piłka spadała po ich stronie. Giannelli trudny do rozszyfrowania

Semeniuk przyszedł do strefy wywiadów po finale jako ostatni. Była już prawie godz. 1 w nocy. Poza tym, że miał na szyi srebrny medal czempionatu globu, to jeszcze w ręce trzymał nagrodę dla jednego z dwóch przyjmujących Drużyny Marzeń tego turnieju. W pełni zasłużył na to wyróżnienie, bo - poza ćwierćfinałem - był zawsze wiodącą postacią w szeregach Polaków. A w pięciosetowym dreszczowcu z USA co prawda na początku zawodził, ale po powrocie na parkiet w tie-breaku posłał w ważnym momencie dwa asy serwisowe.

W niedzielnym pojedynku z Italią próbował sforsować świetną obronę rywali, ale zarówno on, jak i reszta zawodników trenera Nikoli Grbicia miała z tym spory kłopot. Zdaniem przyjmującego współgospodarzom imprezy we znaki dały się dwa wcześniejsze pięciosetowe pojedynki, bo w półfinale również potrzebowali tie-breaka, by pokonać Brazylijczyków.

- Myślę, że było to widać gołym okiem, że fizycznie trochę nie dawaliśmy po prostu rady. Naprawdę dawaliśmy z siebie 100 procent, pełne serducho, z wątroby próbowaliśmy grać. Ale Włosi spisywali się kapitalnie, grali równo przez całe spotkanie. Ciężko było ich czymkolwiek ugryźć, a nawet jeżeli gdzieś udawało nam się to troszeczkę, to nie potrafiliśmy tego wykorzystać. Bo czasami potrafiliśmy ich wyblokować, a piłka spadała nam w boisko bez żadnego podbicia. Czasami to bolało, ale taki bywa sport. Byli tego dnia lepsi i zasłużenie wygrali - ocenia popularny "Semen".

Jak dodaje, rywale przystąpili do niedzielnego pojedynku bardzo dobrze przygotowani taktycznie. Zapewnia przy tym, że biało-czerwoni również dostali od swojego sztabu szkoleniowego potrzebne informacje, ale nie byli w stanie wykorzystać ich w praktyce.

- Tak naprawdę jeżeli rywala się nie odrzuci od siatki, to żadna taktyka za bardzo nie zadziała. Wiadomo, można obstawiać na podstawie statystyk, gdzie piłka pójdzie w danym momencie, ale tak dobrego rozgrywającego, jakim jest Simone Giannelli, ciężko rozszyfrować przy perfekcyjnym przyjęciu. Staraliśmy się z całej siły zagrywać, celować w tych zawodników, w których mieliśmy to wyznaczone, ale oni naprawdę dzisiaj dobrze przyjmowali i rzadko udawało się odrzucić ich od siatki - analizuje.

Po awansie do finału Semeniuk przyznał, że cel, jaki postawili przed sobą Polacy - czyli dowolny medal - już został zrealizowany. Zapewnił jednak też wówczas, że na tym nie poprzestaną. - Nas wszystkich interesuje tylko jeden kolor - podkreślał. Mimo zawodu związanego z brakiem wywalczenia trzeciego tytułu mistrzów globu z rzędu przez biało-czerwonych, docenia sukces wywalczony w katowickim Spodku.

- To dla mnie dużo znaczy. Pierwszy raz brałem udział w takim turnieju, gdzie grałem i występowałem, przy polskiej publiczności. Jestem zadowolony. Srebrny medal też bardzo cieszy, mimo że wszyscy celowaliśmy dzisiaj w złoto. Ale myślę, że w poniedziałek lub wtorek będziemy szczęśliwi, że jesteśmy wicemistrzami świata - zapewnia.

Podtrzymać medalową serię. Świętowanie, obrona pracy magisterskiej i przeprowadzka

Przyznaje, że już czekając na wejście na podium podczas ceremonii dekoracji czuł przede wszystkim radość, której nie mąciło rozczarowanie wynikiem finału.

- Gdybyśmy przegrali niesportowo, to mógłbym być trochę smutny. Ale Włosi naprawdę zagrali kapitalne zawody i zasłużenie wygrali. Nie było tak, że wygrali fartem, tylko po prostu zagrali lepiej od nas - dodaje.

Dziennikarze byli też ciekawi, co reprezentantom Polski powiedział po finale Grbić, który zaczął pracę z nimi w tym roku. Semeniuk zdradził, że szkoleniowiec zapewnił o dumie ze swoich siatkarzy.

- I myślę, że każdy z nas też jest dumny, bo mamy srebrny medal MŚ. Pamiętajmy, że ta reprezentacja jest trochę nowa, dużo zawodników się pozmieniało. Styl gry też trochę inaczej wyglądał niż w poprzednich latach. Myślę, że ta drużyna po takim turnieju też dojrzeje i w kolejnej imprezie będzie dawać z siebie jeszcze więcej. I miejmy nadzieję, że dalej będziemy zdobywać medale, bo to była kolejna wielka impreza i znów mamy medal - zwraca uwagę 26-latek nazywany przez kolegów z kadry "Maszyna".

Świetną grą w ostatnią dwóch latach w Zaksie zapracował na zainteresowanie klubów ze światowej czołówki. W efekcie od nowego sezonu będzie graczem Sir Safety Perugii. W niedzielnym finale po drugiej stronie siatki miał kilku zawodników, z którymi spotka się w tej włoskiej drużynie.

- Gratulowałem im, ale jednak troszeczkę zazdrościłem, że to oni wygrali. Ale też cieszę się, że w swoim klubie mam mistrzów świata. A ja dołączam do nich jako wicemistrz, więc drużyna naprawdę będzie bardzo dobra - przyznaje z uśmiechem.

Zanim ruszy w podróż do Italii ma jeszcze do przypilnowania inne sprawy. W środę czeka go bowiem obrona pracy magisterskiej.

- Będzie jednak także czas na świętowanie tego srebrnego medalu MŚ. Czas na to zawsze trzeba gdzieś tam przeznaczyć - podkreśla.

W planach długoterminowych kluczową pozycję u polskich siatkarzy zajmują igrzyska w Paryżu. Semeniuk przypomina jednak, że po pierwsze, najpierw trzeba się na nie jeszcze zakwalifikować, po drugie, dwa lata to dość odległa perspektywa.

- W przyszłym roku są choćby mistrzostwa Europy. Skupmy się na tym, bo przez dwa lata może się dużo wydarzyć i nie ma co tak za bardzo wybiegać myślami - dodaje. 

Więcej o: