Bruno Rezende zauważył błąd Polaków w kluczowym meczu. "Jako jedyny"

Agnieszka Niedziałek
- To, co zrobił Bartosz Kurek w tie-breaku, to był prawdziwy majstersztyk - ocenia Aleksander Śliwka sprytne schowanie rąk w bloku kapitana Polaków. Sam był jednym z głównych bohaterów wygranego 3:2 półfinału mistrzostw świata, choć to jego błąd dał Brazylijczykom punkt na wagę zwycięstwa w pierwszym secie. - Miałem nadzieję, że rywale tego nie zauważą, ale Bruno Rezende ma takie doświadczenie, że jako jedyny to dostrzegł - mówi z uznaniem przyjmujący.

Aleksander Śliwka rośnie z meczu na mecz w tych mistrzostwach świata. Początkowo był krytykowany mocno po słabszych występach, ale mógł stale liczyć na zaufanie ze strony trenera Nikoli Grbicia, który wciąż stawiał na niego w podstawowym składzie. Wierzyli w niego również koledzy z reprezentacji Polski. Odpłacił się w najlepszy możliwy sposób. Był jedną z pierwszoplanową postaci zarówno ćwierćfinału z USA, jak i półfinału z Brazylią.

Zobacz wideo Polacy w ćwierćfinale MŚ. Muszą wyrzucić z turnieju faworytów. "Mecz do zapamiętania na lata"

Śliwka w sobotę zdobył 18 punktów atakiem i jeden dołożył blokiem. Był też pewnym punktem w przyjęciu. Jest występ w pierwszym secie zapamiętany został jednak przez pryzmat ostatniej, pechowej dla biało-czerwonych akcji. Kamil Semeniuk wyciągnął w obronie bardzo trudną piłkę, a Śliwka zaatakował. Kibice w katowickim Spodku wyskoczyli w euforii, a siatkarze cieszyli się z remisu 24:24. Ale po chwili radość minęła, bo przeciwnicy poprosili o challenge, a ten potwierdził dotknięcie siatki przy ataku przez przyjmującego Zaksy Kędzierzyn-Koźle.

- Wiedziałem, że musnąłem siatkę i wiedziałem, że piłka była jeszcze wówczas w powietrzu. Miałem nadzieję, że Brazylijczycy nie zauważą tego i nie wezmą challenge’u. Ale chyba Bruno Rezende wyszedł z kwadratu i o tym powiedział. Gość ma takie doświadczenie, że nawet w takich momentach potrafi jako jedyny to zauważyć i wyciągnąć dla swojego zespołu seta. Zachowałem wtedy spokój. Wiedziałem, że to tak naprawdę kwestia pecha, bo to był minimalny błąd. Trzeba było podnieść głowę i nie poddawać się – wspomina Śliwka.

Rezende przed ponad pół spotkania wchodził na boisko tylko na zmianach, ale od czwartej partii był już na nim na stałe i wyraźnie odmienił grę „Canarihnos"

- Byliśmy przygotowani na to, że wejdzie. Jest bardzo doświadczony. Mimo że Fernando Kreling grał bardzo dobrze w tych mistrzostwach, to udało nam się w miarę dobrze czytać jego rozegranie. Bruno to nie jest szablonowy zawodnik. Gra przeciwko blokowi przeciwnika. Grał dziś bardzo inteligentnie, mądrze prowadził grę. Cieszymy się, że udało się – może nie czytając grę Bruno – ale innymi elementami nadrobić to – podsumowuje.

Kwestia zwycięstwa w tym spotkaniu rozstrzygnęła się w samej końcówce. Zrobiło się nerwowo, gdy Brazylijczycy objęli prowadzenie 11:10. Wówczas skaczący do bloku Bartosz Kurek schował w ostatniej chwili ręce i zmylił atakującego Joandry’ego Leala, który posłał piłkę w aut.

- To był prawdziwy majstersztyk. Takie zachowanie w tak ważnym momencie – to robią tylko najwięksi na świecie. Tacy jak Bartek – komplementuje kolegę z kadry Śliwka.

On zaś po ćwierćfinale był wychwalany przez Kurka. Zdobył wtedy ostatni punkt w meczu, a wówczas kapitan doskoczył do niego, przytulił i znacząco pokazał na nazwisko Śliwki na koszulce. Przyjmujący był wtedy w takich emocjach, że nawet tego nie zauważył.

- Dopiero potem w mediach zobaczyłem, że coś takiego zrobił. Cóż mogę powiedzieć? Bartek jest fenomenalnym gościem i wspaniałym kapitanem. Na boiskiem i poza nim. Dba o nas i jest naszym liderem. Mógłbym wiele innych dobrych rzeczy powiedzieć o nim. Bardzo mu dziękuję za ten gest. To pokazuje, że wierzymy w siebie, jesteśmy pewni własnej wartości i kolegów na boisku i razem idziemy do przodu – wylicza.

Nie kryje jednak, że rozstrzygnięcie na swoją korzyść dreszczowca sprzed dwóch dni podziało motywująco na niego i jego kolegów z reprezentacji.

– Dało nam to wszystkim takiego powera i wiarę w to, że możemy wygrać naprawdę z każdym. I wytrzymać też trudy mentalne takiego tie-breaka, końcówki meczu. To było coś, co dało nam mentalną siłę – przyznaje.

Jak dodaje, jest dumny z siebie i kolegów, że zdołali wytrzymać po raz kolejny mentalnie i fizycznie trudny tego spotkania.

- Cieszymy się bardzo, że z najlepszymi drużynami na świecie jesteśmy w stanie wytrzymać te piąte sety o dwa, trzy punkty. Czasami decyduje szczęście, czasami umiejętności,  czasami te pozytywne emocje, które mamy dzięki naszym kibicom. Oni dodają nam energii. Te wszystkie mecze są tak wyrównane, a poziom jest tak wysoki, że decyduje czasem jedna piłka – wskazuje.

Śliwka wspomina także, że w pewnym momencie podszedł do niego klubowy kolega Łukasz Kaczmarek i przypomniał mu o tym, że gdy w Zaksie prowadził ich Grbić, to wygrywali wszystkie pięciosetowe pojedynki z klasowymi rywalami w Lidze Mistrzów.

- Powiedział, że zawsze graliśmy tie-breaki i je wygrywaliśmy i że teraz też wygramy. I wygraliśmy – kwituje.

Śliwka był w składzie Polaków, gdy ci cztery lata temu zdobyli mistrzostwo świata. Teraz walczą o trzeci tytuł z rzędu.

- Porównanie jest takie, że znowu zagramy w finale. Ale każdy mecz jest nową historią. Jesteśmy nową drużyną w porównaniu do tej i z 2014, i z 2018 roku. Chcemy napisać swoją własną historię – deklaruje przyjmujący.

Przyznaje, że atutem jest fakt, iż w sobotę grali pierwszy półfinał. Dzięki temu będą mieli kilka godzin przewagi na odpoczynek w porównaniu z finałowym rywalem, który jeszcze nie jest znany.

- Cieszymy się z awansu, ale wiemy, że jutro mamy jeszcze finał do wygrania. Skupiamy się tylko i wyłącznie na tym. Musimy zostawić za sobą wszystko to, co się dzisiaj działo. Wymazać te emocje, żeby spokojnie zasnąć. Ja postaram się spokojnie pooddychać przed snem, pomyśleć sobie o tym, co może być jutro, zwizualizować sobie to, co wydarzy się w hali. Porozmawiamy sobie we wspólnym gronie w pokojach. Na spokojnie. Mam nadzieję że się uda, choć teraz adrenalina jest jeszcze na bardzo wysokim poziomie. Nie wiem, ile tych żeli energetycznych dziś wypiłem, ale na pewno sporo – zapewnia Śliwka.

26-latek jest też fanem tenisa i od razu zadeklarował, że w ramach wieczornego relaksu obejrzy też finał US Open z udziałem Igi Świątek.

Więcej o:
Copyright © Agora SA