Mecze Polaków z Brazylijczykami od 2006 roku są stałym punktem programu mistrzostw świata siatkarzy. Z pięciu takich spotkań trzy były finałami. Nieco lepiej wypadają biało-czerwoni, którzy triumfowali w dwóch poprzednich edycjach. Przejęli wówczas pałeczkę właśnie od "Canarinhos", którzy sięgnęli wcześniej po złoto trzy razy z rzędu. Jeśli Polacy mieliby teraz powtórzyć ten historyczny wyczyn, to pierwszym krokiem musi być pokonanie Latynosów w sobotnim półfinale w Katowicach. A to oznaczałoby, że ekipy z Ameryki Południowej zabrakłoby w decydującym meczu czempionatu globu po raz pierwszy w tym stuleciu.
Złota era brazylijskiej siatkówki to nie tylko sukcesy w mundialu. W latach 2004-16 stale meldowali się też w finale igrzysk. Bilans z tego okresu to dwa złote medale i dwa srebrne. Imponującą serię przerwało czwarte miejsce w ubiegłorocznym turnieju olimpijskim w Tokio. Po tej imprezie - co typowe w światowym sporcie - nastąpiła zmiana warty i część z najbardziej doświadczonych zawodników pożegnała się z kadrą. Obecność nowych twarzy nie ma jednak znaczenia przy wielkim głodzie sukcesu na arenie międzynarodowej, jaki odczuwalny jest w Brazylii.
Przed rozpoczęciem MŚ w Polsce i Słowenii w gronie głównych faworytów wymieniano przeważnie Amerykanów, biało-czerwonych, Francuzów i Włochów. Zawodnicy trenera Renana Dal Zotto, choć nadal doceniani, to pojawiali się raczej w drugim szeregu.
- To normalne wypaść z grona faworytów, gdy zachodzi u ciebie zmiana pokoleniowa. Jesteśmy jednak cierpliwi. Może nie jesteśmy teraz głównym kandydatem do złota, jak to było przez ostatnie 20 lat, ale to nic dziwnego. Skupiamy się obecnie na rzeczach, które są w naszych rękach - podkreśla kapitan zespołu Bruno Rezende.
Zapewnia jednak, że w jego ojczyźnie on i jego koledzy nie mogą liczyć na żadne pobłażanie.
- Może tutaj presja wywierana na nas jest mniejsza, ale w Brazylii jest zawsze taka sama od 20 lat. Jest ona właściwie częścią każdego z nas. Jak zakładasz reprezentacyjną koszulkę, to presja jest w pakiecie - relacjonuje w rozmowie z polskimi dziennikarzami.
Słowa doświadczonego rozgrywającego potwierdza Nikola Grbić. Trener Polaków przywołuje sytuację z tegorocznego turnieju fazy interkontynentalnej Ligi Narodów w Sofii. "Canarinhos" wygrali wówczas z Bułgarami 3:0 w meczu, który o niczym nie przesądzał.
- Jak zobaczyłem wtedy, że cieszyli się jakby właśnie zostali mistrzami olimpijskimi, to podszedłem do Bruno Rezende i spytałem go, o co tu chodzi. A on odparł: "Nie rozumiesz, jaka ciąży na nas presja w Brazylii". W tym kontekście to, że teraz w półfinale MŚ zagrają z nami i częściowo presja zostanie zdjęta, jest dla nich idealną sytuacją. Bo będą się pojawiać głosy, że to my musimy zwyciężyć, grając u siebie itd. - argumentuje szkoleniowiec obrońców tytułu.
36-letni Rezende od kilkunastu lat jest podporą reprezentacji Brazylii, a obecnie symbolem upływającego czasu. W trakcie tych MŚ za prowadzenie gry drużyny odpowiada bowiem przede wszystkim młodszy o 10 lat Gil Kreling Fernando.
- My, starsi zawodnicy, staramy się pomóc chłopakom naszym doświadczeniem. Kontynuujemy dziedzictwo, które samo przejęliśmy od takich legend jak Giba czy Gustavo - wskazuje doświadczony rozgrywający.
Jednym z graczy z dłuższym reprezentacyjnym stażem w ekipie z Ameryki Południowej jest także Ricardo Lucarelli. 30-letni przyjmujący wcześniej w trakcie tego mundialu miał pewne kłopoty zdrowotne, ale wrócił już do gry. Na temat presji wypowiada się podobnie do Rezende, choć on wskazuje inne jej źródło.
- Presja jest wciąż taka sama, bo od lat jesteśmy w czołówce i mierzymy w grę o medale. Sami o sobie myślimy jako o faworytach. To nas pozytywnie nastawia - zapewnia.
On i Rezende są też zgodni przy pytaniu o główne atuty biało-czerwonych. Nie wymieniają konkretnych nazwisk, a za główną siłę uznają wysoki poziom prezentowany przez całą "14" współgospodarzy turnieju.
- To naprawdę bardzo dobra drużyna. Mocna na zagrywce i w ataku. Gra też bardzo solidnie w systemie blok-obrona - wylicza rozgrywający.
Lucarellego mniej radośnie nastraja zaś pytanie o wspomnienia z finału MŚ z 2014 roku, kiedy Polacy - również w katowickim Spodku - pokonali Brazylijczyków 3:1.
- Chciałbym nie pamiętać tamtego meczu, ale tak nie jest. To jednak przeszłość, a teraz liczy się teraźniejszość i przyszłość - zastrzega.
Grbić nie ma wątpliwości, że nawet jeśli w ekipie "Canarinhos" zachodzi obecnie zmiana warty, to nie można liczyć na to, że będzie to pojedynek łatwiejszy niż ćwierćfinał z USA zakończony wynikiem 3:2.
- Spodziewam się w tym półfinale najlepszej Brazylii, jaka jest możliwa. Przed pojedynkiem z USA mówiłem, że mamy przed sobą trzy finały. Mamy za sobą dopiero jeden, a jeszcze dwa przed nami - podkreśla trener biało-czerwonych.
Rozpoczęcie półfinału Polska - Brazylia o godz. 18:00. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.