N'Gapeth znów stał się siatkarskim magikiem. A Francja wygrała kosmiczny mecz. "Poprowadził nas"

Jakub Balcerski
- Byłem pod wrażeniem poziomu tego spotkania - mówi Sport.pl o wygranym po tie-breaku meczu 1/8 finału z Japonią rozgrywający francuskich siatkarzy, Benjamin Toniutti. Siatkarz opowiada też, czemu za wcześnie na dyskusję o tym, czy w finale mistrzostw świata Polska mogłaby się spotkać właśnie z Francją.

To była siatkarska wersja "Kosmicznego meczu". Francuzi po wygranym 3:2 (25:17, 21:25, 26:24, 22:25, 18:16) meczu 1/8 finału mistrzostw świata wyrzucili z turnieju Japończyków, choć ci mieli nawet jedną piłkę meczową przeciwko faworyzowanemu rywalowi. Grali niesamowicie, ale francuscy siatkarze mieli własnego Michaela Jordana - Earvina N'Gapetha, który nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz zagrał niczym artysta. O tym spotkaniu, a także środowym ćwierćfinale MŚ Francja-Włochy rozmawiamy z rozgrywającym kadry mistrzów olimpijskich z Tokio i Jastrzębskiego Węgla, Benjaminem Toniuttim. 

Zobacz wideo Polacy w ćwierćfinale MŚ. Muszą wyrzucić z turnieju faworytów. "Mecz do zapamiętania na lata"

Jakub Balcerski: Kiedy ostatnio grałeś, albo oglądałeś tak intensywny i ciekawy mecz z niezwykłym poziomem po obu stronach? Jakbyś go ocenił?

Benjamin Toniutti: Bardzo wysoko, byłem pod wrażeniem poziomu tego spotkania. Japonia zagrała trochę, jak my, świetnie w obronie i nakrywając kolejnych zawodników przy przyjęciu najważniejszych piłek. Trzeba było się wspiąć na szczyt swoich możliwości, żeby wygrać, to był trudny mecz.

Tie-break, 15:14 dla Japonii i ich piłka meczowa. Przeszła ci wtedy przez głowę myśl: "To koniec"?

Byliśmy w nieciekawej sytuacji, a Yuki Nishikawa, który w tamtym momencie był w gazie, miał na ręce piłkę, którą mógł nas wyrzucić z turnieju. Nie myśleliśmy jednak zbyt wiele o tym, co może się stać, a bardziej o tym, co możemy zrobić, żeby wrócić z piłką w pole serwisowe. Dla nas dobrze, że uderzył tę piłkę prosto w siatkę, ale to był momentu podwyższonego stresu. Pewnie dopiero po meczu do wszystkich dotarło to, jak blisko porażki byliśmy.

Był element gry, a może zawodnik z japońskiego zespołu, który was najbardziej zaskoczył?

Chyba właśnie cały ich zespół, bo grali naprawdę świetnie. Wszyscy skrzydłowi grali niesamowicie w ataku, a Yuji Nishida grał na swoim własnym poziomie. Do tego choćby Nishikawa, który też był bardzo dobry. Gdy tak wielu zawodników, włączając w to rozgrywającego Masahiro Sekitę, który fantastycznie kierował grą, ma dobry dzień, to naprawdę nie jest łatwo zatrzymać taki zespół. Mieli odpowiedni rytm, kontrolowali to, co robili i momentami też to, co działo się po naszej stronie. Ale kluczem do zwycięstwa według mnie była walka na pozycji libero. Obaj grali na nieziemskim poziomie, bo pierwszy raz od dawna czuliśmy się, jak te zespoły, które zazwyczaj stoją naprzeciwko nas i grają z Jenią Grebennikowem. Libero z Japonii, Yu Yamamoto grał, jak szalony.

Wygraliście w ostatnich miesiącach mnóstwo kluczowych tie-breaków. To wasza siła? A może też zaleta przed dalszą częścią turnieju? Kilku faworytów tak, jak wy musiało już sobie radzić w trudnych warunkach na MŚ, przez co stają się silniejsi na najważniejsze chwile. W przypadku choćby Polaków na razie było raczej spokojnie i te gorsze momenty dopiero przyjdą.

Faktycznie, wygrywamy wiele kluczowych piłek w tie-breakach, dobrze sobie radzimy pomimo presji i faktu, że przecież kiedyś możemy przegrać. Dla psychiki to z jednej strony trudne, bo przychodzi stres gry o wynik w ostatnim secie, ale z drugiej dobre, bo się hartujemy. Ta seria pewnie kiedyś się skończy, ale my mamy przede wszystkim nadzieję wygrywać więcej spotkań przed dojściem do piątego seta. To dobrze, że drużyna potrafi wrócić nawet wewnątrz tej kluczowej ostatecznej rozgrywki, bo z Japończykami przegrywaliśmy już dwoma-trzema punktami w piątej partii. Mamy charakter, walczymy do końca, nawet jeśli nie gramy najlepiej, to zostajemy w grze do końca i szukamy siły, którą pokonamy rywala. Wynik nie ma wtedy dla nas znaczenia i właśnie tak powinniśmy do tego podchodzić.

Muszę zapytać o Earvina N'Gapetha. Za nim chyba kolejny z tych meczów, po których mówi się o nim jako o artyście i magiku siatkówki, prawda?

Earvin to kluczowy zawodnik dla naszego zespołu. Wystarczy spojrzeć na tie-breaka, by przekonać się o jego klasie. Może i trafił kiwkę w kluczowej sytuacji dla naszej drużyny prosto w siatkę, ale i tak podniósł się, a w końcówce pomimo trudnej pozycji znalazł rozwiązanie, żeby skończyć mecz pięknym atakiem po skosie. Psychicznie zawsze jest niesamowicie silny. Dla rozgrywającego to zawodnik, do którego łatwo zagrać piłkę. Ma wiele możliwości, żeby ją poprawić, jeśli tylko będzie za krótka, zbyt długa, czy wolna, albo wręcz przyspieszona. Poprowadził nas do tego zwycięstwa, jest ogromnie ważny dla Francji.

Teraz przed wami ćwierćfinał z Włochami, który zagracie już w środę o 17:30. W czym mogą być od was lepsi w tym momencie?

Do tej pory Włosi nie grali bardzo trudnych spotkań na tych mistrzostwach, na pewno stracili dużo mniej energii od nas. Mieli dwa dni więcej odpoczynku przed tym spotkaniem, więc fizycznie będą świeżsi od nas. Ale mamy swoje atuty i myślę, że możemy z nimi wygrać. To świetny zespół z wieloma młodymi zawodnikami, wielkimi talentami, które zdobyły już mistrzostwo Europy. Czekamy na mecz walki. Mieli czas, żeby się przygotować, więc mam nadzieję, że damy show na miarę ćwierćfinału. I że potem polecimy ze Słowenii do Katowic.

Gdy rozmawiałem z trenerem Amerykanów Johnem Sperawem o polskiej kadrze, mówił mi, że Polacy mają najlepszą i najdłuższą ławkę rezerwowych na turnieju. Po waszym meczu z Japonią nietrudno jednak zauważyć, że we Francji ona też jest kluczowa.

Polska i Francja chyba faktycznie mają najwięcej głębi składu. Przeciwko Słowenii świetne wejście miał Kevin Tillie i wygraliśmy. Z Japonią świetnie pokazał się choćby Stephane Boyer. Jest też dużo zmian zadaniowych. Mamy jakość na ławce, więc teraz musimy dobrze pokazywać się na treningach i zyskiwać pewność, jeśli zespół będzie nas potrzebował w pewnych momentach spotkań. Mieliśmy możliwość zmieniać zawodników, jak z Kamerunem - zdejmując wyjściową szóstkę i dając im trochę odpoczynku, a jednocześnie utrzymując rytm gry u rezerwowych. Teraz pora to wykorzystać, choć z trudniejszymi rywalami już czegoś takiego nie dokonamy. Ale to zawsze zaleta najlepszych zespołów: długa ławka i jakościowe treningi, z których wynosisz dużo właśnie dlatego, że większość graczy jest na równym, wysokim poziomie.

Polska i Francja mogą się spotkać dopiero w finale. Na ten moment to byłby dla ciebie dobry mecz rozstrzygający o złocie?

W Polsce chyba wszyscy oczekują takiego finału. Ale jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić. I my i Polacy mamy przed sobą trudny ćwierćfinał. Dlatego dla obu zespołów najlepiej byłoby się na nim skupić. To bardziej coś dla was, dziennikarzy, czy kibiców, niż zawodników. Zobaczymy, czy tak się wydarzy. Jeśli wygramy z Włochami, wtedy skoncentrujemy się na rywalu w półfinale i na koniec pomyślimy o finale. Wiem, że w polskiej kadrze wszyscy myślą podobnie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.