Środa była najgorszym dniem na MŚ siatkarzy 2022. Po wielu godzinach czekania na ostateczne rozstrzygnięcia fazy grupowej, a co za tym idzie, na rywala dla Polski w 1/8 finału i w ewentualnych dalszych meczach, wiemy już, że jedna decyzja działaczy zmieniła wszystko. Oglądalibyśmy całkiem innym turniej, gdyby przed fazą pucharową nie rozstawiono na dwóch najwyższych miejscach współgospodarzy, Polski i Słowenii. Czyli gdyby wszystko potoczyło się według uczciwego rankingu po fazie grupowej.
Najlepszym zespołem fazy grupowej są Włochy. Poza nimi jeszcze tylko Serbia nie przegrała ani jednego seta. Polska w rankingu za pierwszą część mistrzostw jest trzecia. A Słowenia - siódma.
Ale Polskę przesunięto na pierwsze, a Słowenię - na drugie miejsce. Zrobiono tak, by gospodarze turnieju mieli teoretycznie łatwiej i żeby jak najdłużej grali u siebie. Rywale protestowali przeciw temu rozwiązaniu, ale teraz okazuje się, że Polakom wcale nie będzie łatwiej. Jeśli pokonamy Tunezję w 1/8 finału, to w ćwierćfinale najpewniej zagramy z USA, które w 1/8 finału będą zdecydowanym faworytem z Turcją. Tymczasem gdyby w turnieju nie było sztucznego rozstawienia, to w 1/8 finału zmierzylibyśmy się z Kubą, a w ewentualnym ćwierćfinale wpadlibyśmy na zwycięzcę meczu Holandia - Japonia. Właśnie tak wyglądałaby nasza droga do strefy medalowej, gdybyśmy zgodnie ze stanem faktycznym byli po fazie grupowej numerem 3, a nie numerem 1. Holandia lub Japonia w ewentualnym ćwierćfinale zamiast USA? Na pewno byłaby to droga łatwiejsza.
Słoweńcy raczej nie mają na co narzekać - jako numer 2 zagrają w 1/8 finału z Niemcami, których pokonali bardzo pewnie w grupie (3:0, w setach 25:16, 25:22, 25:17). W prawdopodobnym ćwierćfinale drugi gospodarz MŚ zagra ze zwycięzcą meczu Holandia - Ukraina. Natomiast gdyby Słowenia zaczynała fazę pucharową z numerem 7, na jaki zapracowała, to jej najbliższym rywalem byłaby Ukraina, a w ewentualnym ćwierćfinale byłby to lepszy z pary Serbia - Niemcy.
Wygląda na to, że za przyznaniem gospodarzom MŚ numerów 1 i 2 stała przede wszystkim nie tyle chęć ułatwienia im życia, co sprawienie, by oba zespoły jak najdłużej grały przed swoimi kibicami. Gdyby drabinka powstała w oparciu tylko o wyniki z fazy grupowej, to wyglądałaby tak:
oraz
Jak widać, w jednej połowie znalazłyby się Polska i Słowenia. A za ważniejsze niż wszystko inne uznano, by do tego nie doszło. Polska musiała mieć zagwarantowaną grę u siebie od pierwszego do ostatniego meczu. A Słowenia od pierwszego spotkania - do ćwierćfinału włącznie.
Ze względów ekonomicznych to zrozumiałe. Ale szkoda, że takie względy rządzą siatkówką. Ona nie jest poważnym sportem. Działacze nie potrafią sprawić, by najważniejszy turniej odbył się według od początku do końca jasnych i sprawiedliwych zasad. Gdyby o rozstawieniach decydowało tylko boisko, to teraz aż siedem z ośmiu par 1/8 finału wyglądałoby inaczej! Czyli pozaboiskowe ustalenia niemal całkowicie zmieniły to, na co wszyscy zapracowali, grając po trzy mecze w turnieju.
Siatkówka powinna próbować dążyć do regulaminowych rozwiązań z piłki nożnej. W niej na mistrzostwach świata po fazie grupowej (z udziałem 32 drużyn, a na siatkarskich MŚ grają 24 zespoły) w 1/8 finału zwycięzcy grup trafiają na zespoły, które ze swoich grup wyszły z drugich miejsc.
W siatkówce punktowy ranking klasyfikujący najlepszych 16 z 24 ekip byłby dobrą podstawą do zestawienia par 1/8 finału. Ale najpierw na zorganizowanie mistrzostw FIVB musiałaby znaleźć chętnego jednego gospodarza, który byłby w stanie to udźwignąć. Wtedy nikomu nie trzeba by było sztucznie zawyżać rankingu.
Niestety, działaczom coraz trudniej idzie znalezienie kraju, który weźmie na siebie wszystkie koszty organizacji mistrzostw. To jest wyzwanie nie tylko w takich okolicznościach jakie mamy w tym roku, gdy mundial miała organizować Rosja, ale z wiadomych przyczyn trzeba było szybko szukać zastępstwa.