Serbowie chcą wygrać w MŚ z wszystkimi, z systemem też. "Sport łączy ludzi, polityka dzieli"

Agnieszka Niedziałek
- Nie obawialiśmy się gwizdów. Nie patrzymy na politykę. Sport łączy ludzi, a ona dzieli - mówi Sport.pl Srecko Lisinac, odnosząc się do wygranego meczu mistrzostw świata z Ukraińcami. Serbscy siatkarze w poprzedniej edycji mundialu zajęli pechowe, czwarte miejsce. Wtedy we znaki dała się im duża liczba spotkań, teraz dość głośno jest o przywileju rozstawienia współgospodarzy. A ekipa z Bałkanów chce wygrać z wszystkimi, z systemem rozgrywanego w Polsce i Słowenii turnieju również.

Będą gwizdy i spięcia z podtekstem politycznym czy nie? - zastanawiano się przed meczem Serbia - Ukraina, którym obie drużyny rozpoczęły udział w mistrzostwach świata siatkarzy. Na trybunach katowickiego Spodka w sobotni wieczór zasiadło ok. 2000 widzów. Wśród nich dominowali ci z żółto-niebieskimi flagami, ale pojawili się też fani ekipy z Bałkanów. I osoby z obu grup nie miały problemu z tym, by siedzieć tuż obok siebie, dopingować swoją drużynę i cieszyć się dobrym widowiskiem. Po nim zdecydowanie bardziej zadowolona była mniejszość obecnych kibiców, bo drużyna Igora Kolakovicia wygrała 3:0.

Zobacz wideo Oceniamy po Polska - Bułgaria. Wspaniały początek Polaków

Serbscy siatkarze mówią sportowi "tak", a polityce "nie"

Udział ukraińskich sportowców w imprezach dużej rangi - ze względu na toczącą się od pół roku wojnę - ma dodatkowe znaczenie. Występ tamtejszych siatkarzy w rozgrywanym w Polsce i Słowenii mundialu ma zaś wręcz - jak zaznaczył w rozmowie ze Sport.pl trener tej reprezentacji Ugis Krastins - symboliczny wymiar. Związany jest z tym, jak zespół znalazł się w obsadzie. Zastąpił bowiem właśnie - na podstawie rankingu FIVB - wykluczoną Rosją. Tą za wspomniany atak zbrojny ukarano podwójnie, ponieważ pierwotnie miała być także gospodarzem turnieju. 

"Sbornej" nie ma więc w turnieju, ale jest za to reprezentacja Serbii. Kraj ten - jako jeden z bardzo nielicznych w Europie - nie wprowadził sankcji wobec Rosji w związku z wojną. Tamtejszy minister spraw wewnętrznych Aleksandar Vulin kilka dni temu zapowiedział zaś w nawiązaniu do tego tematu, że Serbia "nie będzie angażować się w antyrosyjską histerię". A niedawno o umiłowaniu do Rosji po raz kolejny dała znać sponsorowany przez Gazprom Crvena zvezda, czyli piłkarski mistrz Serbii >>

Pewne napięcie związane z tym aspektem wyczuwalne było przed sobotnim pojedynkiem w MŚ u Urosa Kovacevicia. - Jakie będą pytania? Sprawy wojny nie komentuję - zastrzegł na wstępie jeden z liderów serbskiej drużyny, gdy w piątek Sport.pl pytało go o możliwość rozmowy. Dzień później, w drugiej połowie pierwszego bardzo zaciętego seta (zakończył się wynikiem 28:26), pod siatką nieco zaiskrzyło, głównie za sprawą właśnie przyjmującego z Bałkanów i ukraińskiego atakującego Wasyla Tupczija. Temu pierwszemu zdarzają się czasem takie sytuacje na boisku, więc trudno ocenić, czy polityczny aspekt miał tu jakiekolwiek znaczenie. Srecko Lisinac twierdzi, że nie.

- Nie obawialiśmy się gwizdów. Gramy w siatkówkę i nie patrzymy na politykę. Sport łączy ludzi, a ona ich dzieli. Czy spodziewaliśmy się, że będzie iskrzyć w tym spotkaniu? Nie. Ale zawsze fajnie grać w takiej atmosferze, kiedy widać, że każdy chce wygrać - podkreśla środkowy mający za sobą pięć lat gry w polskich klubach.

Lisinac o MŚ 2018: zabrakło nam sił, by zakończyć ten turniej jak trzeba

On i jego koledzy otwarli spotkanie zdobyciem trzech punktów z rzędu, a nieco później prowadzili 8:3. Potem jednak rywale otrząsnęli się i pierwsza partia stała się bardzo zacięta. Ukraińcy w końcówce mieli swoje szanse, ale nie wykorzystali trzech piłek setowych. Ostatecznie górą w tej odsłonie oraz w dwóch kolejnych byli będący faworytami mistrzowie Europy z 2019 roku. Przeciwnicy mieli przewagę w bloku, ale też oddali im w trzysetowym meczu za sprawą własnych błędów aż 33 punkty.

- Ukraińcy bardzo dobrze serwowali. Nie było łatwo przyjmować ich zagrywkę i zdobywać po niej punkty z pierwszego ataku. Dobrze też radzą sobie w ofensywie. Nie jest łatwo grać przeciwko takim zespołom. Ale ostatecznie, dzięki większej koncentracji i większemu doświadczeniu w meczach imprezy tej rangi, rozstrzygnęliśmy go na swoją korzyść - podsumowuje 30-letni Serb.

Ma on nadzieję, że do końca tych MŚ jego drużyna będzie rozstrzygała na swoją korzyść takie zacięte fragmenty gry. A czy jej forma osiągnęła już docelowy poziom?

- Liczę, że będzie rosła. Robiliśmy bowiem w sobotę błędy. Np. przy atakach z wysokiej piłki. Ale też jak po drugiej stronie jest taki wysoki blok, to nie jest łatwo skończyć punktem taką akcję - tłumaczy.

W poprzedniej edycji MŚ zespół z Bałkanów znalazł się tuż za podium. Wówczas, by wywalczyć medal, trzeba było rozegrać aż 13 meczów. Teraz jedynie siedem.

- Obecny system jest lepszy niż wcześniejszy. Wówczas było bardzo dużo grania i na końcu można przez to zapłacić wysoką cenę. W 2018 roku spisywaliśmy się bardzo dobrze przez całe mistrzostwa, a na końcu nie zdobyliśmy medalu, bo zabrakło nam sił, by zakończyć ten turniej jak trzeba - wspomina Lisinac.

Nie jest zaś zwolennikiem - tak jak wiele innych osób - zasady, która sprawia, że Polska i Słowenia po awansie do 1/8 finału są pewne rozstawienia z dwoma najwyższymi numerami przy ustalaniu drabinki w fazie pucharowej. Niezależnie od wyników uzyskanych w fazie grupowej.

- Grają u siebie i jeszcze mają większe szanse na wygranie tego turnieju. To nie jest do końca dobre. Ale takie rzeczy nie zależą od nas, więc będziemy wygrywać z wszystkimi, niezależnie od formuły...I z systemem też wygramy - deklaruje były zawodnik PGE Skry Bełchatów.

Więcej o:
Copyright © Agora SA