W piątek w katowickim Spodku polscy siatkarze nie dali żadnych szans Bułgarom. Po efektownym zwycięstwie 3:0 (25:12, 25:20, 25:20) w pierwszej kolejce mistrzostw świata zachwycaliśmy się szczególnie Kamilem Semeniukiem. I podkreślaliśmy, że na bardzo wysokim poziomie zagrali wszyscy podopieczni Nikoli Grbicia. Jednym z bohaterów meczu na pewno był Marcin Janusz. Debiutant w turnieju tej rangi w 2022 roku został podstawowym rozgrywającym naszej kadry. I z tej roli wywiązuje się bardzo dobrze. Przeciw Bułgarom Janusz świetnie kierował polską ofensywą. I znakomicie wytrzymał najgłośniejszy - jak mówi - mecz w swoim życiu.
- Najważniejsze, że to jest dla mnie pierwszy wielki turniej rozgrywany w Polsce. Pierwszy raz było tak, że wyszedłem na boisko i poczułem tę niesamowitą atmosferę. Już na rozgrzewce czułem, że to nie jest zwykły mecz, tylko że zaczyna się coś, co wierzę, że zapamiętamy do końca życia.
- Na pewno każdy zawodnik ma inaczej, a ja się staram wyłączać. Próbuję się skupić tylko na tym, że gram w siatkówkę. W takich warunkach w głowie jest cały czas myśl i ona co jakiś czas staje się wyraźniejsza, że to ten mecz to coś wielkiego, że dookoła się bardzo dużo dzieje. Gram i czuję, że kibice nas niosą. Ale wiem, że muszę się wyłączać, bo z dużych meczów w klubie już się nauczyłem, że to mi najlepiej służy. Najlepiej gram, kiedy skupiam się tylko na tym, co mam do zrobienia, kiedy zostaje tylko gra siatkówkę i nic więcej.
- Tak, to był najgłośniejszy mecz, w jakim grałem. Zdecydowanie najbardziej niesamowity!
- Oby! Niech to trwa jak najdłużej. Zdecydowanie więcej kibiców się interesuje reprezentacją niż siatkówką klubową. Tu wszystko jest na większą skalę. Ale ja mam do zrobienia to samo, co w Lidze Mistrzów, to samo co w PlusLidze, to samo co zawsze. Mam zagrać najlepszą siatkówkę.
- Na pewno nie. Wtedy myślałem, że zrobię wszystko, żeby być w takim miejscu, ale byłem zupełnie gdzie indziej, daleko od mistrzostw. Teraz widzę, jak szybko wszystko się w sporcie dzieje. Kilka lat temu mogłem tylko oglądać MŚ w telewizji, a teraz właśnie zacząłem mistrzostwa, teraz jestem w tej wspaniałej drużynie. Bardzo się z tego cieszę. I najważniejsze, żeby teraz jak najwięcej wygrać, żeby nie zadowolić się tym, co już jest. Teraz tylko na tym będę się skupiał.
- Robię to w momencie, w którym zaczyna się mecz. Na rozgrzewce wzrok ucieka na trybuny, na zabawy kibiców, na to, jak oni wszystkim żyją. Ale w takcie meczu już sobie na to nie pozwalam. Wtedy jest pełne skupienie.
- Ha, ha, muszę przyznać, że tak się nie da! W takich sytuacjach chłonę atmosferę, staram się wtedy czerpać to, co najlepsze. Między takimi akcjami umiem się pocieszyć, potrafię pozwolić się unieść kibicom. Ale szybko wracam do analizowania sytuacji. Muszę cały czas widzieć, kogo mamy przy siatce i kto jest po drugiej stronie na bloku - na kogo tam uważać i jaką opcję spróbować wykorzystać. Mam ciągle do rozważenia mnóstwo opcji.
- Tak, o to chodzi. Za dużo mam rzeczy na głowie, żebym się mógł dłużej rozejrzeć po trybunach i pocieszyć tym, co się dzieje. Ale czuję to, to jest podkład, który niesie. I pozwala się jeszcze lepiej skupić na prowadzeniu gry. A teraz już trzeba się skupić na następnych meczach. Po zwycięstwie nad Bułgarią jest pięknie, ale oczywiście to dopiero początek i nie ma co popadać w hurraoptymizm.
- Tak, Nikola wprowadza dużo spokoju, to nie jest to trener reagujący bardzo emocjonalnie. Do tego w naszej kadrze jest kilku debiutantów w takim turnieju, ale jest też wielu zawodników, którzy już grali mecze pod wielką presją i dobrze z tych meczów wychodzili. My wszyscy wiemy, że bardzo dobrze zaczęliśmy mistrzostwa, ale też, że możemy grać jeszcze zdecydowanie lepiej. Mamy bardzo duży potencjał.