Tej zmiany nic nie zapowiadało. Gdy Lebedew zostawał trenerem Słoweńców, wydawało się, że federacja zaakceptowała jego szeroki plan na funkcjonowanie reprezentacji, tymczasem działacze nie dali mu przepracować nawet pół roku w nowym zespole.
Lebedew został zatrudniony w Słowenii w połowie lutego tego roku. Pierwszą wielką imprezą, na której grała jego kadra, była Liga Narodów, w której drużyna nie awansowała do turnieju Final 8 w Bolonii, a zajęła jedenaste miejsce. Niektórzy byli rozczarowani, ale Australijczyk z polskim obywatelstwem zapewniał, że dyspozycję swoich zawodników buduje na mistrzostwa świata.
Drużyna zawarła porozumienie, w którym Lebedew pozwolił pewnym zawodnikom na odpoczynek w poszczególnych turniejach Ligi Narodów. Pierwszy od wielu lat odpoczynek, bo do tej chwili nie było na to okazji. Mieli wrócić do zdrowia po kontuzjach, przyszykować rozwój formy i zacząć tworzyć dobrze funkcjonujący zespół. To wszystko zostało jednak zaskakująco przerwane decyzją o zwolnieniu szkoleniowca.
- To szokujące, ale być może potrzebne - słyszymy od jednego ze słoweńskich dziennikarzy. Słoweński związek tłumaczy swoją decyzję krótko. "Twierdzimy, że pewne zmiany były potrzebne do wypełnienia celów związanych z mistrzostwami świata. Jednogłośnie podjęliśmy decyzję, żeby zmienić trenera kadry, któremu dziękujemy za wykonaną pracę" - czytamy w oświadczeniu na stronie federacji.
Za Lebedewa przychodzi jednak spore nazwisko. Nowym trenerem Słoweńców został Gheorghe Cretu. To rumuński trener, który w zeszłym sezonie ligowym doprowadził do potrójnej korony Grupę Azoty ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle: zdobył z nimi mistrzostwo Polski, krajowy puchar, a do tego obronił zdobytą rok wcześniej przez drużynę trenowaną jeszcze przez Nikolę Grbicia Ligę Mistrzów.
Teraz podejmuje się czwartego wyzwania w siatkówce reprezentacyjnej. Zaczynał od bycia asystentem w kadrze Austrii w 1999 roku, potem był trenerem Rumunii od 2007 do 2008 roku, a aż przez pięć lat, do 2019 roku, prowadził też reprezentację Estonii. To z nią dwukrotnie - w 2016 i 2018 roku - wygrał Ligę Europejską. Nigdy nie prowadził jednak zespołu tak dużego jak Słowenia w obliczu takiego wyzwania, jakim będą domowe mistrzostwa świata.
Ciekawi też fakt, ile w nowym zespole będzie zarabiał Cretu. Słoweńcy nigdy nie oferowali trenerom najwyższych kontraktów, a szkoleniowiec jest znany z proponowania wręcz zaporowych sum w swoich umowach w ostatnich miesiącach. To dlatego nie został trenerem włoskiej Sir Safety Perugii, a prezes klubu Gino Sirci, wybrał tańszego Andreę Anastasiego.
Lebedew nigdy nie był trenerską gwiazdą wielkiego formatu w siatkówce, a bardziej cenionym specjalistą. Współpraca z nim wiązała się z szerokim planem na budowę kadry, w której trzeba było poukładać współpracę pomiędzy doświadczonymi i młodszymi zawodnikami.
Cretu po tegorocznym sukcesie z ZAKSĄ to już nieco większe nazwisko, choć nadal trener, który musi wiele udowadniać swoją pracą. Co do warsztatu - nikt nie ma do niego wielkich zastrzeżeń, ale do objęcia ZAKSY jego charakter nie współgrał z tym, ile osiągnął. Słoweńcy sięgają jednak po człowieka, który może wiele odmienić. Nawet jeśli decyzja o pozbyciu się Lebedewa była podyktowana słabą formą siatkarzy, a do najważniejszej imprezy sezonu zostały dwa tygodnie. Dla Cretu zadanie osiągnięcia sukcesu ze Słoweńcami na mundialu to prawdopodobnie największe wyzwanie w karierze. Ale i życiowa szansa.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!