Po pięciosetowym, dramatycznym pojedynku z Iranem liczy się przede wszystkim wynik, czyli zwycięstwo i awans do półfinału Ligi Narodów - trzeciego z rzędu. Jeśli dyskutować jednak o stylu gry polskiej kadry, to poza świetnym tie-breakiem wygranym do 7, chwilami było niepokojąco słabo.
To mecz, po którym uśmiech Nikoli Grbicia, ze względu na styl gry jego drużyny będzie się kłócił ze zmarszczonym czołem. Serb ma prawo nie być w pełni zadowolonym z tego, jak zaprezentowali się jego zawodnicy.
Polskich siatkarzy po meczu ćwierćfinałowym Ligi Narodów z Iranem oceniamy w skali szkolnej (1-6):
Nieobecny przez dwa sety, głównie przez fatalnego przez brak dobrego zgrania z grającym fatalnie Marcinem Januszem. Sam też nie był jednak tak skuteczny, jak do tego przyzwyczaił. Nie poprowadził Polaków do odrobienia strat w trudnych chwilach, choć nieporadność w ataku w trzecim secie zniknęła. Potem zszedł z boiska. Gdy wrócił w tie-breaku, potrafił wspomóc swoich kolegów - choćby dobrym blokiem.
Jeden z niewielu, którzy potrafili przycisnąć Irańczyków na zagrywce. Nie miał wielu okazji do ataku, brakowało go w obronie, nie błysnął blokiem aż do tie-breaka, ale grą w końcówce meczu zrewanżował się za trudną pierwszą część spotkania.
Wszystko, co w jego przypadku działo się przed piątym setem, po nim stało się nieważne. W tie-breaku pokazał swoją najlepszą siatkówkę, wszedł na poziom, który znaliśmy z wygranego przez jego ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle tegorocznego finału Ligi Mistrzów z Trentino w Lublanie. Jego cztery znakomite ataki i trzy punktowe bloki w kluczowym momencie spotkania sprawiły, że Polacy mogli w dramatycznych okolicznościach wygrać ćwierćfinał z Iranem. A Semeniuk został bohaterem. Niestety, jedynym tak wyraźnym po polskiej stronie.
Słaby mecz libero Polaków. Potężne problemy w przyjęciu, mała aktywność w obronie, przez co drużynie trudno było się pozbierać przez większość spotkania. Zatorski od lat jest tak pewnym punktem kadry, że jego słabsza dyspozycja natychmiastowo odbija się na poziomie gry całej drużyny.
Fatalny mecz Janusza. Miał być mózgiem polskiej drużyny, a stał się niemalże sabotażystą. Niedokładne wystawy, nierówna, a przede wszystkim chwilami bardzo wolna i przewidywalna gra sprawiały, że rywale łatwo radzili sobie z czytaniem piłek polskiego rozgrywającego. Podsumowaniem jego gry przez cztery sety była trzecia partia, w której w ataku rozgrywał praktycznie tylko do Bartosza Kurka i Kamila Semeniuka, a przynajmniej tylko oni punktowali po dostarczonych do nich piłkach. W tie-breaku jego gra wyglądała już zupełnie inaczej i dobrze współpracował choćby ze znakomitym Semeniukiem. Za ten mecz Grbić powinien mu jednak pokazać żółtą kartkę.
Potrafił być użyteczny dla drużyny, ale w ataku z pięciu piłek skończył zaledwie jedną. Chwilami za bardzo brakowało go w bloku, nie nakładał też jednak wielkiej presji zagrywką. Nie rozumiał się najlepiej z Marcinem Januszem.
Wszedł na boisko w trzecim secie i potrafił odmienić grę Polaków dzięki pomocy zwłaszcza w zagrywce i w bloku. Wprowadził dobrą energię do zespołu, a tego kadra potrzebowała w końcówce spotkania.
Przez pierwsze sety skuteczny w ataku i kluczowy w przyjęciu. Później był aktywny w obronie, ale nie podbijał zbyt wielu piłek uderzanych przez Irańczyków. Nie zachwycił także zagrywką. Wciąż nie daje kadrze tyle, co w przeszłości, ale w kilku momentach był jej niemalże najsilniejszym punktem.
Jego podwójne zmiany i wejście podczas trzeciego seta nie dały pozytywnego efektu. A to właśnie takie okazje ma otrzymywać od Nikoli Grbicia i się w nich sprawdzać. Duży minus.
Swoim wejściem nie poprawił gry Polaków - nie był dokładniejszy i grający płynniej od Janusza. Nie pomógł także w obronie.
Grał zbyt krótko.
Grał zbyt krótko.
Grał zbyt krótko. Wchodził tylko na zagrywkę, ale odnotujmy, że znakomicie serwował na zmianie w piątym secie, wyraźnie pomagając zespołowi Grbicia.