Cztery porażki, w tym dwie z rywalami, których do tej pory uważaliśmy za słabszych od Polek - Dominikankami i Bułgarkami, brak awansu do Final 8 Ligi Narodów, ale także utrzymanie w rozgrywkach, o który i tak trzeba było drżeć. To bilans turnieju w Sofii, jednego z najgorszych, jakie polskie siatkarki rozegrały w ostatnich latach.
Na spotkanie z Bułgarią Stefano Lavarini wyszedł nieco innym ustawieniem, niż do tej pory: dał szansę Alicji Grabce na rozegraniu i Monice Fedusio na przyjęciu. Poza nimi w zespole grały jednak te same zawodniczki. A wynik i gra od ostatnich meczów się nie zmieniły. Polki okazały się gorsze od Bułgarek - drużyny, z którą w ostatnich 22 latach przegrały w meczach stawkę tylko raz, która jest niżej od nich w rankingu FIVB i która zdecydowanie nie błyszczała formą podczas Ligi Narodów. W drugim secie dały im się ograć do zaledwie trzynastu punktów, a w całym meczu w czterech setach. Nawet jeśli mocno eksperymentowały, nie zależało już im na końcowym rezultacie, to ten okazał się trudny do zaakceptowania.
Trener Lavarini rozkładał ręce i patrzył na swoje zawodniczki z rozgoryczeniem. Bo Polki nie podbijały łatwych piłek, źle ustawiały się w bloku, nie były skupione na tym, co dzieje się na siatce. Momentami wręcz spały w obronie, gdy piłka wolno leciała w kierunku boiska, a i tak wpadała w nie i dawała punkt Bułgarkom. Często oddawały też łatwo piłki po nieudanym przyjęciu i popełniały błędy przy zbyt wielu atakach. Łącznie dało to rywalkom aż 28 punktów. Zdecydowanie za dużo. Styl pożegnania z tym sezonem Ligi Narodów był zatem słaby.
Porażka z Bułgarią to nieprzyjemna niespodzianka, ale najgorzej wygląda cały turniej w Sofii - cztery mecze bez zwycięstwa i tylko przebłyskami przyzwoitej gry. Boli fakt, że do tej pory układają się tak, że gdyby Polki wygrały dwa ostatnie mecze turnieju to nadal miałyby szansę na awans do ćwierćfinału rozgrywek. W bólach, ale mogłyby wywalczyć udział w kolejnym meczu o stawkę. A w obecnej sytuacji następny taki zagrają 23 września. Z Chorwacją na otwarcie mistrzostw świata.
Oczywiście, główny cel, czyli pozostanie w Lidze Narodów na kolejny sezon, został osiągnięty. Ale same zawodniczki mówiły, że celują wyżej, że chcą grać i wygrywać z najlepszymi. Tymczasem właśnie przedłużyły swoją serię porażek w meczach o stawkę do sześciu. Takiej nie miały od lat, nawet podczas całej kadencji Jacka Nawrockiego - jemu przydarzyły się dwie składające się z czterech spotkań.
- Byłem bardzo zdziwiony lamentem po meczu z Chinkami. Odniosłem wrażenie, że zrobiła się żałoba, a my przegraliśmy z silnym przeciwnikiem, o wiele wyżej notowanym od nas. Kim my mogliśmy ogrywać innych? Nie mamy takiej zawodniczki, z całym szacunkiem do tych, które grały w Lidze Narodów. Do Asi Wołosz, która nie ma warunków do tego, żeby grać lepiej, tak, jak w klubie. I do Magdaleny Stysiak. Uważam ją za bardzo utalentowaną siatkarkę, ale nadal dążącą do roli, w której ciągnie zespół do wielkich sukcesów. Bo według mnie nadal jest od tego jeszcze daleko - mówi Sport.pl były trener polskiej kadry, Jerzy Matlak.
- Liga Narodów brutalnie zweryfikowała potencjał polskiej kadry, zwłaszcza pod względem siatkarek z Tauron Ligi. Dla wielu to odkrycie: okazuje się, że do pewnego poziomu nie dorastamy. Że ta kadra nie wygląda inaczej niż w ostatnich latach, choć przecież mamy już wymarzonego trenera spoza kraju. Ale skład w zasadzie się nie zmienił, do tego mamy nawet kłopoty kadrowe. Dlatego chciałbym, żeby wobec tego zespołu zmieniły się oczekiwania. Ta kadra nie pokazała jeszcze nic takiego, żeby myśleć o sukcesach. Może trzeba myśleć inaczej. Wiem, że chciałoby się, żeby przyszły wielkie chwile, ale realia teraz nie pomagają w tak dużym optymizmie - twierdzi Matlak.
Gdy pytamy, co może się zmienić przed domowymi mistrzostwami świata na przełomie września i października, to wskazuje, że według niego niewiele. - Lavarini dostał trochę materiału, właśnie zorientował się, jak wygląda zespół i jaką ma sytuację. Ale on nie jest cudotwórcą. Pewnie postawi sobie pewien cel na mistrzostwa i będzie chciał, żeby ten zespół pewien poziom przeskoczył. Nie wygląda jednak jakby miał wiele podstaw do takiego myślenia. Na razie problemy przeważają nad możliwościami - ocenia Jerzy Matlak.
Nikogo po Lidze Narodów nie warto jednak skreślać - ani Lavariniego, ani zawodniczek. Dla Polek dzięki dobremu startowi rozgrywki mogły być jednak czymś więcej niż tylko eksperymentem i badaniem gruntu z nowym trenerem. Ale to się nie udało. Szkoda, brak awansu do Final 8 generuje problemy i nie pomaga zespołowi, który mógł się przez wejście do ćwierćfinału mógł się napędzić. Ale niczego też jeszcze nie odbiera. Prawdziwym sprawdzianem mają być mistrzostwa świata i to tam przekonamy się, na co stać tę kadrę. Na nieco mniej niż trzy miesiące do tej imprezy Lavarini i jego zawodniczki mają przed sobą jednak dużo pracy. Oby nie zbyt dużo.