Serce boli. Mistrzynie Europy były do ogrania. Coraz trudniejsza sytuacja Polek w Lidze Narodów

Serce boli, bo polskie siatkarki mogły ograć mistrzynie Europy. Mecz z Włoszkami stał się niewykorzystaną szansą. Szkoda, bo tylu błędów ten wielki rywal nie popełnił w żadnym meczu w tym sezonie, ale za grę trudno Polki krytykować. Chwilami ta była najlepsza w tym sezonie. Jednak sytuacja kadry w walce o awans do najlepszej "ósemki" Ligi Narodów stała się bardzo skomplikowana.

Już dawno gra Polek tak nie cieszyła, nie była chwilami tak płynna i nie trzeba było tego tłumaczyć słabszym rywalem po drugiej stronie siatki. Teraz stały tam mistrzynie Europy. Po świetnym pierwszym secie zaczęły się jednak problemy i Włoszki się wyraźnie zemściły. Ostatecznie wyszła z tego porażka 1:3 (27:25, 20:25, 26:28, 18:25).

Czyli najtrudniejszy scenariusz w odbiorze: bo z jednej strony można się cieszyć, że momenty dobrej gry były, a z drugiej strony smucić, bo przyniosły niewiele, za mało w kontekście końcowego rezultatu. 

Zobacz wideo Grbić nie obiecuje zwycięstwa nawet w meczu towarzyskim. „A co dopiero mówić o Lidze Narodów czy mistrzostwach świata"

Trener mistrzyń Europy nie poznawał swoich zawodniczek. Polki nie dały się złamać

Polki zaczęły z Olivią Różański, Joanną Wołosz, Agnieszką Kąkolewską, Anną Stencel, Martyną Czyrniańską, Weroniką Szlagowską, a także Marią Stenzel. I weszły w ten mecz naprawdę świetnie. Nie popełniały prawie żadnych błędów, grały szybką i skuteczną siatkówkę. Popisywały się skutecznością przyjęcia i mocną, odrzucającą rywalki od siatki zagrywką. Choć grały przeciwko wicemistrzyniom świata i mistrzyniom Europy, to w ogóle nie miały do nich respektu.

W pierwszym secie nawet gdy straciły siedmiopunktową przewagę ze stanu 23:16, to potrafiły wygrać 27:25. Nie dawały się złamać, zbić z tropu. A Włoszki popełniały błąd za błędem. Stanęło na dwunastu oddanych Polkom punktach. Ich trener, Davide Mazzanti robił wielkie oczy, przewracał nimi, robił dziwne miny, stał zagubiony i zdziwiony, drapał się po głowie i na koniec zrezygnowany kręcił już tylko głową. Nie poznawał swoich zawodniczek. 

Gdyby tak, jak ten set wyglądało całe spotkanie, można byłoby mówić wręcz o meczu założycielskim. Bo takie Polki chcielibyśmy oglądać zawsze. Niestety, później swoich szans zawodniczki Stefano Lavariniego już nie wykorzystały.

Egonu show. Włoszki odjechały, a Polkom pozostał żal

W pierwszym secie Polki korzystały na tym, że zaskoczyły Włoszki. Rywalki dopiero w końcówce partii przypomniały sobie o punktowych blokach. Jedna z najlepszych siatkarek świata, Paola Egonu, późno zaczęła grać na swoim poziomie. Ale w drugim secie rywalki miały już przygotowane odpowiedzi na grę Polek. Tę partię przegraną do 20 trudno byłoby wyciągnąć najlepszym zespołom. Trzeciego seta można już bardzo żałować. Tam Polki do końca liczyły się w grze, obroniły trzy piłki setowe i nie dawały Włoszkom poczuć się pewnie w wyrównanej końcówce. Tylko to wszystko na nic, bo i tak lepsze były doświadczone w takiej walce przeciwniczki. Ostatnia partia meczu stanowiła już tylko show Paoli Egonu. Dzięki swojej atakującej, która mecz skończyła z dorobkiem aż 29 punktów, Włoszki Polkom odjechały i wygrały całe spotkanie.

Drużynie Stefano Lavariniego pozostał żal. Bo tak trudny, wielki rywal popełniał ogrom błędów i był do ogrania. Włoszki oddały Polkom aż 32 punkty - więcej niż jeden pełny set, o siedem punktów więcej, niż w najgorszym pod tym względem do tej pory meczu z Dominikaną.

A polskiej kadrze paru elementów zabrakło: konsekwencji w ataku, który przez wszystkie cztery sety pozostawał na poziomie nieco ponad 30 procent, dokładności rozegrań Joanny Wołosz i w pewnych momentach opanowania. Mecz był do wygrania, wyglądał na co najmniej starcie, które można byłoby przeciągnąć do tie-breaka. Polki grały nierówno: chwile, gdy ich gra była najlepsza w tym sezonie, przeplatały z tymi, o których lepiej zapomnieć. Trudno je za nawiązanie walki z Włoszkami krytykować, bo styl z pierwszego czy trzeciego seta może dawać nadzieje na kolejne tygodnie, ale boli, że nie wykorzystały tak świetnej okazji do podbudowania się psychicznie ważną wygraną, ale także zdobycia bezcennych punktów do tabeli Ligi Narodów. 

O ćwierćfinał Ligi Narodów będzie trudno. Zła sytuacja Polek przed ostatnimi meczami

W niej sytuacja Polek jest bardzo trudna. Wciąż walczą o awans do Final 8 Ligi Narodów. Pozostały im trzy mecze turnieju w Sofii - z Chinkami, Dominikankami i Bułgarkami. Do ćwierćfinału turnieju awansuje osiem najlepszych zespołów, a Polki tuż przed meczem z Włoszkami spadły na dziesiąte miejsce tabeli rozgrywek po porażce Turcji z Kanadą. 

Polki mają cztery zwycięstwa i jedenaście punktów. Do awansu w tym momencie wystarczałoby pięć wygranych i piętnaście punktów. Muszą zatem wygrać dwa, jeśli nie wszystkie trzy pozostałe mecze i liczyć, że rywalki w walce o "ósemkę" - Dominikanki, Kanadyjki, Tajki, Turczynki, czy Chinki - potkną się, a wyniki ich meczów będą sprzyjające zespołowi Lavariniego. Z Bułgarkami i Dominkankami Polki powinny rywalizować co najmniej na tym samym poziomie, ale mecz z Chinkami, który rozegrają już w czwartek, 30 czerwca, to już o wiele trudniejsze zadanie. Wejście do ćwierćfinału oddaliło się już wyraźnie i choć nadal jest możliwe, to coraz mniej realne.

Czemu gra w turnieju Ankarze byłaby dla nich tak ważna? Bo okazji do mierzenia się z najlepszymi przed mistrzostwami świata zaplanowanymi na przełom września i października będzie niewiele. Nie przewidziano żadnych rozgrywek pomiędzy obiema imprezami, więc kadry będą jedynie trenować i rozgrywać mecze towarzyskie. Każda okazja do gry jest zatem kluczowa do budowania formy. I szkoda, że pomimo przebłysków przeciwko Włoszkom, ten mecz tak niewiele dał Polkom w kontekście możliwości gry w Turcji.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.