Grbić pokłócił się z sędzią, a jego siatkarze pokazali, że potrafią być twardzi

Łukasz Jachimiak
Trzy razy odrobili straty, wcale niemałe, i wygrali 3:1 (21:25, 25:23, 26:24, 25:22) z Amerykanami. Polscy siatkarze rozegrali kolejny bardzo dobry mecz w Lidze Narodów. Takie zwycięstwa budują morale. A my mamy po czym się odbudowywać.

Po bardzo dobrym turnieju w Ottawie (trzy zwycięstwa i jedna porażka) reprezentacja Polski rozegrała świetny turniej w Sofii. W Bułgarii kadra prowadzona przez Nikolę Grbicia wygrała wszystkie mecze - 3:1 z Brazylią, 3:0 z Kanadą, 3:0 z Australią i 3:1 z USA.

Zobacz wideo Grbić nie obiecuje zwycięstwa nawet w meczu towarzyskim. „A co dopiero mówić o Lidze Narodów czy mistrzostwach świata"

Awans był pewny. Taki styl chyba nie

Po rozegraniu 8 z 12 meczów pierwszej fazy Ligi Narodów Polska jest już pewna gry w turnieju finałowym z udziałem 8 najlepszych zespołów z grona wszystkich 16 uczestników. Ale powiedzmy sobie szczerze - gry we włoskich finałach Ligi Narodów byliśmy pewni już przed startem rozgrywek. Po prostu mamy taki potencjał, że jakim składem byśmy nie grali, i tak zdobylibyśmy tyle punktów, żeby być w górnej połowie tabeli.

Natomiast bardzo cieszy, że nasi siatkarze zdobywają coś więcej niż punkty. W ośmiu meczach w roli trenera Polski Grbić wystawił osiem różnych składów. Dawał szanse debiutantom, pozwalał się zgrywać tym, na których zapewne będzie chciał bazować za dwa miesiące na mistrzostwach świata, dokonywał zmian w trakcie spotkań, zaskakiwał nawet takimi wariantami jak korzystanie z obu libero (Pawła Zatorskiego do obrony i Jakuba Popiwczaka do przyjęcia zagrywki) w meczu z USA. Widzimy, że praktycznie wszystko, co robi serbski trener, przekłada się na dobry wynik polskich siatkarzy. i pomaga naszej drużynie budować pewność.

Bez kiwek i bez litości. Umiemy być twardzi

Kilka dni temu zaczęliśmy mecz z Brazylią od prowadzenia 5:0. I później nie daliśmy jej większych szans. W niedzielę z USA zaczęliśmy od 5:1. I za chwilę stanęliśmy. Z 9:4 dla Polski po kilku minutach zrobiło się 9:10. Nie radziliśmy sobie z zagrywkami Russella a sami serwowaliśmy słabo. W ataku Aleksander Śliwka zbyt często kiwał w stylu, z którego jest świetnie znany, na co w tym twardym meczu po prostu nie mogło być miejsca.

I nie było. Po jednej z nieudanych kiwek Śliwki Grbić zmienił go na Bartosza Kwolka. Śliwka trochę odpoczął, popatrzył, jak bez litości bije Bartosz Kurek, i po powrocie grał już lepiej. Kurek był naszym liderem. W całym meczu skończył aż 21 z 28 piłek. To statystyki jak z końcówki MŚ 2018, gdy prowadził nas do złota i zdobył tytuł MVP turnieju.

Teraz Kurek prowadził nas do odrabiania strat. Przy 0:1 w setach w drugim przegrywaliśmy 14:17. Raport meczowy powie, że ten wynik pojawił się po błędzie Kurka w ataku. Ale tak naprawdę to był błąd sędziego, który nie wychwycił, że jeden z siatkarzy USA dotknął piłki w obronie. W ramach wideoweryfikacji nie można było tego sprawdzić, oglądaliśmy więc czy po zbiciu Kurka piłki dotknął któryś z blokujących Amerykanów. Kurek i szczególnie Grbić mocno się denerwowali, ale najważniejsze, że finalnie wszyscy po naszej stronie siatki zachowali spokój. Po niesprawiedliwej decyzji wzmocniliśmy i zagrywkę (as Śliwki), i atak (Kurek oraz Semeniuk), i zmianami pomógł trener (za mylącego się na zagrywce Kochanowskiego wszedł Kwolek i zaserwował asa na 24:22). W efekcie złapaliśmy rywala. I - jak pokazał czas - już nie puściliśmy.

Tak, oni znów przegrali olimpijski ćwiećfinał. Ale nie rozdrapujmy już ran

Do końca tego meczu było tak, że im lepiej, im mocniej grali Amerykanie, z tym większą siłą odpowiadaliśmy. 1:1 w setach i 10:15 w kolejnym było świetną okazją, żeby kapitalnie poserwował Mateusz Bieniek. Wyprowadził nas na 15:15, a gdy w końcówce Amerykanie wyszli na 24:23 i mieli piłkę setową, to znakomicie na zagrywce spisał się Kurek i z nim w tym miejscu skończyliśmy partię.

W ostatnim secie znów goniliśmy. Z 1:5. Amerykanie walczyli tak, że goniąc piłkę po jednym z polskich ataków Defalco omal nie staranował kilku kobiet siedzących w pierwszym rzędzie. Ale my mieliśmy i jakość, i przede wszystkim pewność. Imponującą.

Są w naszej kadrze zawodnicy (jak kapitan Kurek), w których na pewno wciąż żywa jest pamięć o ćwierćfinałowej porażce na igrzyskach w Tokio. Od kolejnej straconej szansy na olimpijski medal minęło dopiero 10 miesięcy. Ale z nowym trenerem trzeba na nowo pracować na jeszcze jedną szansę. Po drodze mamy mistrzostwa świata w Polsce. A igrzyska w Paryżu już za dwa lata. Mamy takie siatkarskie pokolenie - czy nawet dwa pokolenia, z których można zmiksować najlepszą kadrę - że grzechem byłoby rozdrapywanie ran. Trzeba wzmacniać głowy i iść po swoje. Bo olimpijski laur naprawdę się nam należy.

Więcej o:
Copyright © Agora SA