Nikola Grbić zaczyna skreślać zawodników. Mówi wprost. "Parę bolesnych wyborów"

Jakub Balcerski
- Dla mnie najważniejsze to mówić o tym, jak gramy w siatkówkę. To kluczowe, a rozmowy o celach na razie nie pomogą. Możemy o nich mówić jakkolwiek i kiedykolwiek chcemy, ale nie przeskoczymy tego, że musimy mieć, jak je osiągnąć - mówi w rozmowie ze Sport.pl trener polskich siatkarzy, Nikola Grbić.

Polska pokonała Australię 3:0, jest wiceliderem tabeli Ligi Narodów, ale trener Nikola Grbić już na tym etapie wszystko i tak musi podporządkowywać na rzecz rozpoczynających się za dwa miesiące mistrzostw świata. W rozmowie ze Sport.pl mówi o trudnych decyzjach, atmosferze w kadrze, ale ucina temat zwolnienia z Perugii.

Zobacz wideo Grbić nie obiecuje zwycięstwa nawet w meczu towarzyskim. „A co dopiero mówić o Lidze Narodów czy mistrzostwach świata"

Jakub Balcerski: Jak dużo wniosków można wyciągnąć po meczu wygranym 3:0, w którym nie dało się rywalowi wyjść z 20 punktów w żadnym secie?

Nikola Grbić: Kiedy wygrywasz taki mecz, nie jest łatwo wyciągnąć wiele wniosków. Oczywiście, ważne było, że na boisku pojawiło się kilku zawodników, którzy nie grali do tej pory w ogóle albo nie tak dużo. Starałem się im także zapewnić odpowiedni rytm, bo dla niektórych to mógł być już trzeci dzień bez gry, w przypadku Bienia, czy Olka. Zawsze chcesz, żeby zespół na boisku dawał jak najwięcej jakości, ale musisz też pilnować, żeby wszyscy czuli boisko. Tylko w ten sposób będą gotowi, żeby grać na najwyższym poziomie. Ale chciałem też, żeby każdy z zawodników dostał szansę i tak rozłożyłem plan gry dla wszystkich.

Zdradził pan w rozmowie z TVP Sport, że przeciwko Amerykanom na pewno wystąpią Marcin Janusz i Bartosz Kurek. Takie mecze to chyba przede wszystkim ten odwieczny dylemat w Lidze Narodów: dać szansę tym, którzy potrzebują gry z trudnym rywalem, albo postawić na najsilniejszy skład. Łączy pan obie te opcje, czy raczej wybierze którąś z nich?

Danie szansy tym, którzy zazwyczaj nie dostają jej przeciwko silnym rywalom, byłoby czymś idealnym. Niestety, nie mam ze sobą 28 zawodników i gramy po cztery mecze w jednym turnieju Ligi Narodów. Dla żadnego z nich sytuacja nie będzie zatem perfekcyjna. Zagrają Marcin i Kuraś. Dlaczego? Bo potrzebują gry przeciwko takim rywalom jak USA najbardziej: zmierzenia się z trudnymi sytuacjami, wspólnej gry w takich chwilach. I wiem, wiem, każdy pewnie podszedłby do tej sprawy na swój sposób, wymyślił swoje idealne rozwiązanie. Ale my próbujemy rozwiązań, które uważamy za najrozsądniejsze, najbardziej przydatne.

Ten sezon to jeden wielki proces decyzyjny przed mistrzostwami świata. Pytania o skład i to, kogo pan odrzuca, odrzucił, a może odrzuci wkrótce będą pewnie tymi najczęściej słyszanymi w kolejnych tygodniach. Zostały dwa miesiące, niewiele meczów, nieco więcej treningów. Jak ważna w tym wszystkim jest Liga Narodów, może już skłoniła pana do pewnych wniosków?

Jest cholernie ważna. I będzie cholernie trudno podejmować te decyzje. Podkreślę to, co zostało wspomniane w pytaniu: nie mamy wielu meczów i okazji, żeby wszystko sprawdzać, treningów też wcale nie jest tyle, ile by się przydało, ale musimy z tym żyć i sobie radzić. To trudne dla każdego, w tym dla mnie, ale w takiej sytuacji jest każdy inny zespół. Czy mam już coś w głowie pod kątem mistrzostw świata? Nie, bo jeszcze nikogo nie wybrałem, ale już po turnieju Ligi Narodów w Ottawie musiałem czterech zawodników odesłać do domów. I tak: używamy tych meczów, żeby sprawdzać, kto będzie nam potrzebny w konkretnych sytuacjach pod kątem mistrzostw świata.

Są zawodnicy, którzy grają w Sofii, są ci, którzy zostali w Polsce, ale także Bartosz Bednorz, który wróci na turniej w Gdańsku, czy Wilfredo Leon, rehabilitujący się po operacji. Głowa nie wybucha, kiedy trzeba brać pod uwagę wszystkie te opcje?

No tak, nie jest łatwo. Mam w głowie, jak to powinno być w idealnym świecie i mam to, jak możemy wykorzystać cały nasz potencjał i wszystkie możliwości w naszej rzeczywistości. Musimy się zaadaptować, bo wykonanie wszystkiego perfekcyjnie jest nie do zrobienia, niemożliwe i to akceptujemy. Mówię zawodnikom: "To będzie parę bolesnych wyborów". Tak było z czwórką z Ottawy. Byli pracowici, chcieli osiągnąć w tym sezonie sukces z tą kadrą i każdy z nich zasługiwał, żeby dalej w niej być. Ale czasem muszę wybrać. Choć tak powiedziałem im i to przekazuje dziennikarzom i kibicom: "Nikomu nie mówię, że to jego koniec w tej kadrze i że już nigdy nie zagra w reprezentacji". Rozważam każdego z nich, mam w głowie różne warianty i jestem pewny, że w którymś momencie tu wrócą, ale już nie na mistrzostwa świata.

Gdyby miał pan porównać swoje oczekiwania przed objęciem polskiej kadry i odczucia z teraz, już po kilku tygodniach pracy, to wyobrażał pan sobie, że trudniej będzie się ją prowadziło?

Praca z tym sztabem i zawodnikami to przede wszystkim wiele radości. Każdy ciężko pracuje, próbuje wycisnąć z siebie coś poza własnymi limitami, strefą komfortu. W szatni czuć dobrą atmosferę. Dlatego uważam, że moja praca jest trudna: bo czasem muszę wybierać pomiędzy ludźmi, którzy i tak dają z siebie wszystko. Ale na razie nie mam też wielu problemów, więc jest trochę łatwiej niż pewnie można było się spodziewać. W końcu cały czas realizuję swój plan: na pierwszy turniej zabrałem ośmiu zawodników, którzy nie mieli żadnego doświadczenia z kadrą, a wyniki były bardzo dobre. Widziałem, jak wszyscy się starają. Teraz mamy dwa mecze z trudnymi przeciwnikami i to kolejne doświadczenie dla zespołu. Drużyna zdecydowanie nie utrudnia mi pracy, a otwartość zawodników wręcz mi ją ułatwia.

Wspomniał pan atmosferę, motywem przewodnim turnieju w Bułgarii stała się gra "Stumble Guys", w którą gra kadra. Karol Kłos powiedział w rozmowie z TVP Sport, że to chyba pierwsza sytuacja, kiedy wszyscy zainstalowali tę samą aplikację i nikt się nie wyłamuje, grają wszyscy. To chyba najlepiej podsumowuje, jak obecnie się rozumieją.

Tak, zdecydowanie. Ale tak funkcjonuje reprezentacja. Zupełnie inaczej niż klub. Tam nie ma tylu pieniędzy. Płacą najlepszym sześciu, czy siedmiu zawodnikom naprawdę dobrze, a reszta trochę na tym cierpi. I masz tego szóstkowego zawodnika. Dużo gra, dostaje za to pieniądze, trener na niego stawia i poświęca mu dużo czasu. Osiem miesięcy gry, osiem miesięcy treningu i osiem miesięcy wyrabiania sobie nawyków. A potem przyjeżdżasz na zgrupowanie reprezentacji i wszystko się zmienia. Bo tu nawyki są inne. W takiej drużynie, jak Polska, jest więcej dobrych zawodników, jakość zespołu wzrasta, grasz więcej, trenujesz mniej, zmieniasz rozgrywającego, styl zespołu nie jest ciągle taki sam. Musisz się dostosowywać, w tym leży cała trudność. Poprosiłem ich, żeby byli otwarci, także na zmiany pozycji, bo czasem musimy eksperymentować. To cały czas siatkówka, ale inna, zmieniająca się. I cieszę się, że podejmują się tych wyzwań. Mam nadzieję, że ten kierunek się utrzyma.

Idealny przykład to Kamil Semeniuk, którego ustawił pan w meczu z Kanadą bliżej rozgrywającego. Kibice śmiali się, że tak się pan przywiązał do Perugii, że nawet w obecnej sytuacji, przygotowuje pan Kamila do tego, co spotka go w nowym klubie.

Tak, gram na korzyść Perugii, zwłaszcza po tym, jak mnie zwolnili (śmiech). Łapię żart, ale muszę powiedzieć, że w rzeczywistości to żadne działanie na korzyść mojego byłego klubu. "Semen" jest moim zawodnikiem i oczywiście, będzie grał blisko rozgrywającego głównie w przyszłym roku, ale wciąż mam nadzieję, że Leon nie wróci tylko do Perugii. Że będziemy mogli to wykorzystać w reprezentacji. Ale nawet jeśli nie wróci, to głównie korzyść dla Kamila, a nie coś, co robię pod Perugię. Zresztą uczuliłem też zawodników ZAKSY: "Spędziliśmy w klubie świetny czas, dobrze się znamy, tworzyliśmy tam pewien system, ale ten tutaj jest inny". Moja wiedza na ich temat jest większa niż w przypadku pozostałych graczy, bo pracowałem z nimi dwa lata. Ale to tyle. Nie ma przywileju dla kogokolwiek, im też mogę zmieniać pozycje, czy wymagać otwartości na zadania, które przed nimi postawię.

Jak zareagował pan na to zwolnienie? Był pan wtedy z reprezentacją, więc to zabolało, czy spodziewał się pan i starał o tym nie myśleć?

W Perugii zawsze myślałem tylko o Perugii. Taką miałem zasadę. Skupiałem się na tym zespole, starałem się mieć w głowie tylko to, co ważne dla klubu. Teraz jestem z Polską i myślę tylko o tym, co ważne dla reprezentacji. Nie ignoruję własnych myśli, ale nie pozwolę, żeby cokolwiek mnie rozpraszało, czy sprawiło, że będę musiał przestać skupiać się tylko na tym, co ważne dla polskiej kadry.

Zatem jakby pan odpowiedział Gino Sirciemu...

Na razie bym nie odpowiedział. Wiem, jakie miało paść zaraz pytanie, ale obiecałem sobie, że nie będę się teraz z nikim przepychał, ani myślał o tym, co było tam. Na razie jestem z reprezentacją. Do tematu Perugii wrócę, ale pewnie trochę później.

Rozmawiacie już w szatni o celach, o tym, do czego dążycie w tym sezonie? Czy to temat, który zostawiacie na później, bo teraz liczy się praca?

Dla mnie najważniejsze to mówić o tym, jak gramy w siatkówkę. Skupiamy się na tym, jak do tego dojść, jak najefektywniej trenować, jak przekładać to na mecze. To kluczowe, a rozmowy o celach na razie nie pomogą. Możemy o nich mówić jakkolwiek i kiedykolwiek chcemy, ale nie przeskoczymy tego, że musimy mieć, jak je osiągnąć. Kiedy dojdziesz do odpowiedniego poziomu i wtedy możemy się na tym skupić. Inna sprawa, że ci goście chyba nie muszą się tak motywować. Nie trzeba im mówić, co jest celem, o co walczą. Ja wiem, wy wiecie, oni wiedzą. I zrobią wszystko, żeby to osiągnąć.

Więcej o:
Copyright © Agora SA