3:0, w setach do 17, 19 i 14 - mecz Polski z Australią wyglądał na łatwe zadanie dla zawodników Nikoli Grbicia. I poza drobnymi niedociągnięciami trudno przyczepiać się do gry drużyny, gdy ta znów wygrywa bez straty choćby jednej partii i dominuje na boisku, kontroluje spotkanie. Trzeba się tym cieszyć.
Serb w niektórych sytuacjach faktycznie stał obok zawodników i uśmiechał się, widząc grę swoich siatkarzy. Ale po meczu nie mógł być w pełni zadowolony z tego, co działo się na boisku. I to nie było zależne od niego.
Bo Grbić chciał użyć tej okazji do sprawdzenia niektórych zawodników, dać im więcej czasu i nałożyć na nich inne, o wiele ważniejsze niż dotychczas zadania. Dlatego na boisku pojawił się Łukasz Kaczmarek w ataku, na rozegraniu wyszedł Grzegorz Łomacz, a na przyjęciu Aleksander Śliwka, który wciąż nie miał wielu okazji do gry. Po drugiej stronie siatki pojawił się jednak problem, który nie dał się im realnie zmierzyć z wyzwaniami stawianymi przez Grbicia.
Liga Narodów to rozgrywki ułożone w taki sposób, że każda reprezentacja ma własne cele i nie zawsze liczy się do niej rywalizacja do ostatniej piłki o zwycięstwo. Dlatego dla rywali Polaków trudna może być sytuacja, gdy ci zabierają na turniej w Ottawie "rezerwowy skład" i bardziej od wyników liczy się dla nich dawanie szans młodym zawodnikom. Ostatecznie i tak sprawiają rywalom problemy, więc ci dostają do przeskoczenia spore wyzwanie. Ale co do zasady Polacy też wykorzystują rozgrywki do swoich celów, innych niż te najbardziej oczywiste.
Teraz problem mają jednak właśnie zawodnicy Nikoli Grbicia: w Sofii zarówno Kanadyjczycy, jak i Australijczycy zagrali przeciwko nim bez swoich kluczowych zawodników, w dość eksperymentalnych ustawieniach. Skupiają się na innych meczach, takich, w których mierzą się z bezpośrednimi rywalami w walce o pozostanie w Lidze Narodów. A polska kadra w meczach z teoretycznie słabszym rywalem skupia się na testowaniu zawodników, stawianiu na nich w większym stopniu, żeby mogli się sprawdzić w takiej roli - gdy nie są zmiennikami, gdy na chwilę stają się pierwszoplanowymi postaciami. Ale jak dobrze to sprawdzić i wyciągać wnioski, gdy rywal nie wychodzi z 20 punktów w secie? Wychodzi na to, że rywale nie mają interesu w tym, żeby walczyć o zwycięstwo z Polską.
- Komentowałem tę sprawę już przed meczem z Australią. Bo poziom siatkówki ogólnie zaczyna spadać. Jeszcze niedawno wśród teoretycznie słabszych rywali w Lidze Narodów, czy wcześniej Lidze Światowej, miały po pięciu-sześciu zawodników grających w zagranicznych klubach. Jeśli chciałeś ich pokonać, musiałeś się namęczyć i stawiać na najlepszy skład. Teraz w rozgrywkach masz dwanaście spotkań i grasz z wieloma rywalami. Ich cele, co jasne, są różne. I dochodzi do konfliktu interesów - wyjaśnia Nikola Grbić w rozmowie ze Sport.pl.
- To nie jest błąd Kanady, ani Australii, to sprawa całego systemu. W meczach przeciwko nam nie grali zawodnikami, którzy zazwyczaj stanowią o ich sile. Dlaczego? Bo oszczędzali ich na kluczowe mecze, z rywalami, którzy są ich bezpośrednimi rywalami w walce o pozostanie w elicie Ligi Narodów. Australijczycy dzień przed meczem z nami grali bardzo trudne i ważne spotkanie z Bułgarami. To było ostatnie spotkanie dnia, a w dodatku kolejnego dnia grają z Serbami, więc było jasne, że na nas wyjdą zupełnie innym, prawdopodobnie gorszym składem. I tak się stało. Kanada wcześniej zrobiła tak samo. Mają ważniejsze cele niż jeden mecz z nami, czy inną z czołowych drużyn, bo walczą o pozostanie w rozgrywkach na kolejny sezon. Zupełnie to rozumiem, ale to jednocześnie problematyczne dla nas. Bo chciałbym sprawdzać swoich zawodników, dawać im szanse w nieco bardziej wymagających sytuacjach, choćby z takimi rywalami. Bo niestety, do mistrzostw świata czasu jest niewiele i z silniejszymi rywalami często muszę dać zagrać tym bardziej doświadczonym. Oni też potrzebują zgrania i czasu na boisku - zaznacza Grbić.
Podobny problem jak Grbić w zeszłym sezonie miał Vital Heynen. Belg też zdecydowanie wygrywał mecze z Kanadyjczykami, czy Australijczykami, wyraźnie mieszając wówczas składem. I sam nie był później przekonany, czy mecze Ligi Narodów zapewniły mu i jego zawodnikom odpowiedni poziom przygotowań do igrzysk olimpijskich. Podawał to jako jedną z przyczyn rzadszego korzystania ze zmienników w ważnych meczach reprezentacji.
Taka sytuacja może sprawić, że zawodnicy, którym trener chce dać szansę, w rzeczywistości nie będą mogli wyraźnie sprawdzić się w nowej roli, bo przeciwko sobie mają rywala, z którym porażka należałaby do zjawisk paranormalnych. To zagrożenie, na które musi uważać Grbić, ale Serb jest już tego świadomy. - Powiedziałem swoim zawodnikom przed meczem: "Ktokolwiek wyjdzie na boisko, daje z siebie, ile tylko może, chcę widzieć pełne zaangażowanie. Mamy myśleć o naszej stronie siatki i być najlepszą wersją siebie". Byliśmy skupieni na systemie, własnych przygotowanych schematach i założeniach. To je mieliśmy wykonywać. Nie musimy brać pod uwagę rywali, ich jakości i wyniku. Jeśli patrzysz na rezultat, to widzisz 3:0 i zero problemu. Ja widzę trochę więcej i analizuję naszą grę dogłębniej, w tym przypadku zwłaszcza przy łatwych piłkach, których często nie wykorzystywaliśmy. Ale to nie jest łatwa sprawa dla trenera i tak skonstruowany turniej nie ułatwia mi zarządzania składem - podsumowuje Nikola Grbić.
Ostatni mecz turnieju w Sofii dla Grbicia i reprezentacji Polski będzie już jednak wyzwaniem, sprawdzianem, ale tym razem dla najlepszych zawodników, którzy też potrzebują gry. A staną przed sporym wyzwaniem. Polacy zagrają z trzecią drużyną tabeli Ligi Narodów - Amerykanami, którzy podobnie, jak polska kadra, przegrali do tej pory tylko jedno spotkanie. Początek meczu o 15:30. Relacja na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.