Ogromny potencjał reprezentacji Polski. Janusz nie ma żadnych wątpliwości

- Rozgrywający potrzebuje trochę swobody. Nikola Grbić dobrze to czuje. Miałem wcześniej w karierze sytuację, gdzie było trochę takie ręczne sterowanie i nigdy to nie wychodziło dobrze - mówi Sport.pl Marcin Janusz. Siatkarz, który ma prowadzić grę reprezentacji Polski, zaznacza, że budowa drużyny i zgrywanie dopiero się rozpoczęło, ale jest pełen optymizmu. - Już mamy dużo jakości. Nawet jeśli jeszcze nie do końca rozumiemy się na boisku bez słów, to potencjał jest ogromny - zapewnia.

Marcin Janusz miał pierwotnie współpracować z Nikolą Grbiciem już w minionym sezonie klubowym w Grupie Azoty Zaksie i to właśnie słynny Serb zabiegał wówczas o pozyskanie go przez ekipę z Kędzierzyna-Koźla. W niej ostatecznie się nie spotkali, bo poprzedniego lata trener przeniósł się jednak do Sir Safety Perugii. Nadrabiają to teraz w reprezentacji Polski. Szkoleniowiec na wstępie jasno zaznaczył, że to właśnie 27-latka widzi w roli pierwszego rozgrywającego. Siatkarz, który zebrał wiele pochwał za ostatni sezon w Zaksie, jak na razie tego lata poprowadził biało-czerwonych w dwóch meczach Ligi Narodów w Sofii. W środę pokonali oni Brazylijczyków 3:1, a dzień później Kanadyjczyków 3:0. W Bułgarii czekają ich jeszcze dwa spotkania - w sobotę z Australijczykami, a w niedzielę z Amerykanami.

Zobacz wideo Grbić nie obiecuje zwycięstwa nawet w meczu towarzyskim. „A co dopiero mówić o Lidze Narodów czy mistrzostwach świata"

Agnieszka Niedziałek: Wieczorna siłownia, kilka godzin po czwartkowym meczu z Kanadyjczykami, to konsekwencja gładkiego zwycięstwa w tym spotkaniu?

Marcin Janusz: O to trzeba byłoby pytać trenerów. My dostaliśmy po prostu informację po meczu, że taki jest plan. To nie były jednak jakieś bardzo ciężkie zajęcia, bardziej taka aktywacja. Z tego co słyszeliśmy, to była to jedyna okazja, bo później nie będzie już kiedy tego zrobić.

Po spotkaniu z Brazylią podkreślał pan wartość tak zaciętych i stojących na wysokim poziomie meczów na wczesnym etapie budowania drużyny. Co ona zyskuje, gdy wygrywa w trzech setach bez większej historii, tak jak to miało miejsce z Kanadą? Większą pewność siebie?

- Oczywiście, w tym drugim przypadku stresu było zdecydowanie mniej, trochę mniejsza presja ze strony przeciwnika, spotkanie pod kontrolą. Trochę inaczej się gra takie mecze, ale nadal są to oficjalne występy, w których reprezentuje się Polskę i też mają swoje znaczenie. Bo w kadrze jest naprawdę dużo zmian. Inna drużyna poleciała do Ottawy, inna jest teraz tutaj w Sofii, co mecz też zmieniamy skład. Potrzebujemy każdego powtórzenia i każdego spotkania, które tutaj mamy, bo jesteśmy nowym zespołem. Może z boku wyglądało to na łatwy mecz, z którego niewiele dobrego może wynikać, ale nam każda minuta spędzona razem na boisku w takich oficjalnych występach na pewno dużo daje.

Trener Nikola Grbić podaje drużynie wcześniej, kto znajdzie się w wyjściowej szóstce na poszczególne mecze w danym turnieju Ligi Narodów?

- My, zawodnicy, nie znamy z wyprzedzeniem składu. Przynajmniej tak było podczas dwóch dotychczasowych spotkań. Dowiadujemy się o tym przed meczem w szatni.

Kilku kadrowiczów, którzy pojawili się na zgrupowaniu w pierwszej kolejności, przyznawali, że Serb roztacza wokół siebie pewną aurę. Pan też ją dostrzegł?

- Sądzę, że dla wszystkich nas, szczególnie dla całej naszej czwórki na tej pozycji, to niesamowita okazja, by porozmawiać i przejąć jak najwięcej od tak świetnego w przeszłości rozgrywającego. Miałem z nim na razie wciąż dość krótko kontakt i ciężko mi jeszcze coś więcej i jednoznacznie powiedzieć, ale na pewno czuć od niego spokój. Wszyscy zdają sobie sprawę, ile on w życiu wygrał - i jako siatkarz, i już jako trener - więc ma duży szacunek wśród zawodników. Nie tylko wśród tych młodszych, ale i tych bardziej doświadczonych, którzy współpracowali już z wieloma szkoleniowcami. Można dostrzec tę aurę. To na pewno pomaga, bo wszyscy się trzymają tego, co mówi i skupiają nad tym, by ciężko pracować.

Jest teraz okazja skonfrontować wcześniejsze wyobrażenie o tym szkoleniowcu z rzeczywistością. Zaskoczył czymś pana?

- Wydawał mi się może trochę mniej rozmowny zanim spędziłem z nim nieco więcej czasu. Obserwując go podczas meczów, odnosi się wrażenie, że to spokojny człowiek, który nie mówi dużo. A jest zupełnie inaczej. Gdy siedzimy na kolacji i pojawiają się jakieś opowieści, to z reguły on przejmuje inicjatywę. W każdy kolejny sezon przynosi różne historie, o których się zwykle potem zapomina, a on je pamięta i bardzo dobrze je opowiada. Szczegółów nie zdradzę, o to trzeba spytać Nikolę. Poza tym jest taki, jak się spodziewałem.

Grbić deklarował, że będzie dawał swobodę rozgrywającym i zamiast dokładnych instrukcji co do prowadzenia gry otrzymają od niego tylko informacje, a sami mają zrobić z nich najlepszy ich zdaniem użytek.

- Myślę, że Nikola najlepiej wie, co działa w przypadku rozgrywających i mogę się z tym zgodzić w stu procentach. Miałem wcześniej w karierze sytuację, gdzie było trochę takie ręczne sterowanie i nigdy to nie wychodziło dobrze. Rozegranie to pozycja, gdzie zawodnik – mimo że jest trochę zamknięty w ramach taktyki - potrzebuje jednak też nieco swobody. Bo nie ma dwóch takich samych piłek, nie ma dwóch takich samych sytuacji. Na wszystko trzeba być w miarę przygotowanym. Zakładanie sobie przed akcją konkretnych zagrań mija się z celem, bo nie jesteśmy w stanie przewidzieć przed zagrywką i przyjęciem, jak będzie wyglądała sytuacja. Potrzeba więc trochę takiej wolnej ręki. Oczywiście, to musi być poprzedzone pewnym zarysem taktycznym. Nikola dobrze to czuje z racji dawnych występów na rozegraniu i ma do tego bardzo dobre podejście.

Może pan powiedzieć nieco więcej o tym ręcznym sterowaniu?

- Trochę inaczej się patrzy na młodych rozgrywających, którzy dopiero wchodzą do ligi i nie mają zbyt dużego doświadczenia. Ja też byłem wówczas na zupełnie innym poziomie przygotowania taktycznego niż obecnie. To była więc całkiem inna sytuacja i nie ma co tego porównywać. Ja akurat trafiałem na swojej drodze na dobrych trenerów i miałem pod tym względem duże szczęście. Od każdego czegoś się nauczyłem, ale też nie ma ideałów, więc pewne błędy – czy to po mojej stronie, czy po stronie szkoleniowców - wcześniej się gdzieś tam zdarzały. Ale nie ma co tego rozpamiętywać.

Nie jest pan debiutantem w kadrze, ale jednocześnie z powodu ubiegłorocznej kontuzji wraca do niej po przerwie. Dało to jakoś o sobie znać, gdy pojawił się pan na zgrupowaniu?

- Miałem takie poczucie, że dużo czasu minęło od mojego ostatniego oficjalnego meczu w reprezentacji. Poza tym w drużynie zaszło wiele zmian, jest nowy trener. W sumie jest bardzo dużo nowych rzeczy, do których trzeba się przyzwyczaić i przywyknąć. Dobrze, że zaczęliśmy występ w Sofii od wielkiego zwycięstwa przeciwko Brazylii. Mimo że zaczynamy dopiero budować tą drużynę, to już mamy dużo jakości. Nawet jeśli jeszcze nie do końca rozumiemy się na boisku tak bez słów jakbyśmy grali razem od dłuższego czasu, to potencjał jest ogromny. Nic tylko pracować i się zgrywać, a za tym przyjdą świetne wyniki.

W składzie w Sofii ma pan kilku kolegów z Grupy Azoty Zaksy Kędzierzyn-Koźle, z którymi może grać z zamkniętymi oczami, a reszty trzeba się dopiero "nauczyć".

- Oczywiście, tak jak widać po tych dwóch meczach. Do tego też trzeba się przyzwyczaić. Miałem kontakt przez ostatnie lata na treningach w kadrze z większością chłopaków, ale granie w meczach to zupełnie co innego. Dlatego ten czas w Lidze Narodów jest dla nas tak ważny. Żeby go spędzić wspólnie - przepracować razem te słabsze i te lepsze momenty na boisku, a to na pewno zaprocentuje. Ogromnym atutem jest to, że jest kilku chłopaków, z którymi w ostatnim sezonie grałem w Zaksie. W trudnych momentach wiem, czego się mogę po nich spodziewać, a oni wiedzą, czego się spodziewać po mnie. Z resztą chłopaków pracujemy nad tym i po to są te mecze właśnie. Oczywiście, po pierwsze żeby wygrywać jak najwięcej, bo chcemy awansować do turnieju finałowego LN i tam osiągnąć jak najwięcej. Ale też potrzebujemy tego czasu, żeby się zgrywać. Nawet jak coś raz czy dwa nie wyjdzie, to nie przejmować się tylko dalej pracować, by uzyskać najlepszą grę na najważniejszą część sezonu.

Wspomniane już zgranie z kolegami klubowymi było widać choćby w szeroko komentowanej potem w mediach społecznościowych akcji z meczu z Kanadą, gdy przerzucił pan piłkę przez całe boisko do Łukasza Kaczmarka.

- W Zaksie nieraz tak już graliśmy. To jest właśnie to, o czym mówiłem – wiem, czego się mogę po Łukaszu spodziewać i wiem, że jest bardzo plastycznym atakującym, który z taką piłką z przerzutu – nawet jak ona nie doleci do antenki - świetnie sobie poradzi. Był nawet w stanie zaatakować po prostej. Wychodzi tu te wiele meczów, które rozegraliśmy razem. I tego szukamy dalej z resztą chłopaków. Każdy rozgrywający musi poznać resztę zespołu – co może zagrać, co kto lubi, przy jakich zagraniach czuje się pewnie i w jakim momencie seta. To są takie małe rzeczy, których może nie widać, bo czasem się wydaje, że jeden zawodnik lubi trochę wyższą piłkę, drugi trochę niżej i szybciej i to teoretycznie byłoby proste, ale takie nie jest. W siatkówce każda akcja jest zupełnie inna i to zgranie jest niesamowicie potrzebne, żeby po prostu wiedzieć, czego się spodziewać po każdym.

Na pewno niełatwo to określić, ale bazując choćby na sezonie 2019, ile mniej więcej może potrwać uzyskanie zgrania na poziomie, który uzna pan za dobry?

- Nie da się tego tak określić. Ważne, żeby z każdym meczem robić postęp i czuć się pewniej. Nie wiem też, ile ja jeszcze dostaną szans na grę w LN i później, a od tego też to zależy. Jakichś ram czasowych nie ma więc co sobie zakładać. Trzeba starać się po prostu wykorzystać na maksa każdy moment meczu i wspólnego treningu.

Trener Grbić jasno podkreślił na początku sezonu, że widzi w panu pierwszego rozgrywającego, więc tych szans na grę raczej nie powinno zabraknąć.

- Podchodzę do tego tak, że nie mam nie wiadomo jakich oczekiwań. Po prostu kiedy dostaję szansę, to wychodzę i staram się grać jak najlepiej. A kogo Nikola wybierze na najważniejszą część sezonu, to już będzie jego decyzja. Będąc na boisku, staram się czerpać z tego jak najwięcej i tyle też dawać reprezentacji.

Przechodząc do spraw pozaboiskowych – jak ważna dla kadrowiczów jest gra Stumble Guys?

- Od kiedy przyjeżdżam od kilku lat na kadrę, to zawsze wybierana jest taka jedna gra, w której może brać udział większe grono. Podczas LN w obecnym formacie fazy interkontynentalnej czasu między treningami jest czasami dość dużo i trzeba się czymś zająć. Zawsze szukamy, żeby to było coś, co możemy robić wspólne. Czasami pada na grę dla dzieci (śmiech). Na pewno to pomaga w budowaniu atmosferę. Fajnie spędzamy razem czas.

Kto w największym stopniu odpowiada za dbanie o tę atmosferę i jest dobrych duchem ekipy? Bartosz Kurek, który od tego roku jest kapitanem?

- Każdy po trochu. Mamy bardzo otwartą drużynę, która przede wszystkim lubi spędzać czas ze sobą, czy to na boisku, czy poza. Oczywiście, Bartek jest w tym wszystkim liderem i zawsze wychodzi z tymi najważniejszymi inicjatywami. Ale to też by nie przynosiło efektu, gdyby drużyna była na takie rzeczy zamknięta. A tak nie jest. Każdy ma różnorakie pomysły, które spotykają się z pozytywnymi reakcjami. Dobrze, że budujemy nie tylko poziom siatkarski na boisku, ale i atmosferę poza nim, bo to też jest bardzo ważne.

Podobno kapitan zadbał też o uzupełnienie niedoborów papieru toaletowego w Sofii.

- Razem z Tomkiem Fornalem poszli do sklepu i to załatwili. Czasami takie małe rzeczy pokazują, jak dobrze Bartek odnajduje się w roli kapitana. Jak przejmuje się tym, żeby każdy w zespole czuł się komfortowo i mógł się po prostu skupić na graniu w siatkówkę. Na pewno jest to dla niego trochę więcej obowiązków, ale myślę, że także ogromny honor i wyróżnienie. Na razie sprawdza się bardzo dobrze w tej roli.

Kłopoty organizacyjne w Bułgarii na tym się nie skończyły – podobno brakło także ręczników.

- Jest dużo drużyn w jednym hotelu i ciężko było oczekiwać, że wszystko będzie idealnie. Czasami pojawiają się pewne problemy. Brak sprzątania w pokojach, duża liczba drużyn na treningu w hali w tym samym czasie. Ale to są tak naprawdę takie małe rzeczy. Myślę, że na pewno mogłoby być zdecydowanie gorzej.

Grbić podobno kładzie nacisk, by podczas treningów i meczów zawodnicy z różnych klubów stali obok siebie i poznawali się dzięki temu. Czy przeniósł to także na kwestię zestawienia w pokojach?

- Pod tym względem mieliśmy wolną rękę. Ja mieszkam z Kamilem Semeniukiem. Nikola nie ingerował tu, ale też widzi, że funkcjonujemy wszyscy razem i potrafimy się dogadać między sobą na boisku i poza nim. Nie ma więc potrzeby żadnych dodatkowych działań, bo to wszystko wychodzi naturalnie.

Odnośnie Semeniuka, to jest pewna analogia dotycząca panów losów klubowych. Obaj zmienialiście klub z myślą, by pracować tam z Grbiciem, ale w międzyczasie w obu przypadkach doszło do zmiany na stanowisku szkoleniowca.

- Tak, to podobna sytuacja. Kamil mówił w wywiadach, że liczył na pracę z Nikolą w Sir Safety Perugii, ja też rozmawiałem z Zaksą, kiedy był on tam jeszcze trenerem. Trochę się pozmieniało, ale ostatecznie u mnie wyszło bardzo dobrze. Tego też życzę Kamilowi. Ma na tyle jakości siatkarskiej i umiejętności, że kto by nie był szkoleniowcem, to sobie poradzi.

Więcej o: