Nikola Grbić musi się czuć szczęściarzem. Dopiero co wrócił z Otttawy, gdzie jego zawodnicy mieli gromadzić doświadczenie i ogrywać się z Ligą Narodów, a wygrali nawet z mistrzami olimpijskimi z Francji. Teraz pojechał do Sofii ze składem, który wielu nazywa podstawowym i zobaczył, jak jego siatkarze momentami nie dawali Brazylii żadnych szans. A najlepszy w tym wszystkim jest fakt, że to wcale nie była prezentacja pełnego potencjału tej kadry. Bo może grać jeszcze dużo lepiej.
Mateusz Bieniek, Jakub Kochanowski, Bartosz Kurek, Marcin Janusz, Kamil Semeniuk, Aleksander Śliwka i Paweł Zatorski. Trzeba przyznać, Nikola Grbić w środę przeciwko Brazylii wyszedł na galowo.
I były momenty niemal bezbłędnej gry najsilniejszego obecnie składu Polaków. Pierwsze pięć punktów meczu? Dwa asy Bieńka, dwa punkty po atakach Kurka, jeden punktowy blok. W trzecim secie powtórka z rozrywki. Znów dwa asy Bieńka, a do Kurka dołączył świetny Semeniuk. Ale powiedzmy wprost: to, co Polacy zaprezentowali przeciwko Brazylii, wcale nie było perfekcyjną grą.
Bo pojawiały się niedokładności u Marcina Janusza, a do tego nieporozumienia, czy nerwy i błędy w obronie. Ale to niczego zawodnikom Nikoli Grbicia nie odbierało. Nawet jeśli mieli minimalnie gorszy moment - jak rozluźnienie i strata kilku punktów w czwartym secie. A i tak skończyli mecz w czterech setach. Nie ma też co oczekiwać, że od pierwszego spotkania nie będzie nawet najmniejszych problemów. Kilka rzeczy do poprawy Grbić pewnie ma już odnotowanych, ale chyba sam nie spodziewał się takiej siły rażenia swojego zespołu od początku rywalizacji w Sofii.
Polacy po wielu akcjach mogli się porozumiewawczo uśmiechać i cieszyć tworzeniem przewagi, jakiej nad Brazylią nie mieli praktycznie nigdy. Dwie partie wygrane do 16? To się nie zdarzało. Zazwyczaj były bardzo zacięte mecze, sety grane na przewagi. A tu chwilami można było odczuć, że na boisku rywali nie było. Albo jakby znikał.
W stosunku do turnieju w Ottawie największą zmianę można było zauważyć w zagrywce. W tym elemencie Polacy Brazylijczyków przez większość meczu rozgniatali. Nie do zatrzymania był przede wszystkim Mateusz Bieniek, który punktował dzięki serwisom aż siedem razy. Bartosz Kurek tylko patrzył na niego i kręcił głową z niedowierzaniem. Swoje dołożyli jeszcze Kamil Semeniuk (cztery punkty) i Aleksander Śliwka (dwa punkty). Odpowiedź Brazylii? Tylko jeden, jedyny as Joandry'ego Leala. Przepaść.
Można się zachwycać, można przejmować się gorszymi momentami w grze, ale można też po prostu stwierdzić, że jeśli ten zespół dopiero rozpoczyna pracę i będzie się jeszcze rozwijał, to trudno sobie wyobrazić, gdzie może zajść i jak bardzo momentami dominować nad rywalami.
Kadra Nikoli Grbicia zdała jeden z najważniejszych sprawdzianów podczas tegorocznej Ligi Narodów. Zagrała z rywalem z czołówki w sposób, który może imponować. Kolejnym takim meczem jeszcze w Sofii będzie ten przeciwko USA. Ale najpierw Polacy mają do rozegrania spotkania z Kanadą i Australią. W nich Grbić może sobie pozwolić na więcej zmian, eksperymentów i sprawdzania niektórych wariantów.
Na to z Brazylią poświęcił mniej miejsca, chciał dać się wyszaleć tym, którzy do tej pory odpoczywali po ligowym sezonie. Wrócili głodni świetnej gry. Na to liczyliśmy i dostaliśmy pokaz siły, tylko czasem przerywany małymi niedociągnięciami. Jeśli te nie będą się gromadzić, a Polacy pomimo tego, że dla wielu z nich był to pierwszy mecz po przerwie, będą grać tak pewnie, jak w środę, to nie ma się o co martwić. Zmartwienia trzeba zostawić rywalom.