Świderski o zmianie kapitana kadry: Naturalny wybór. Ale to była sprawa Grbicia

Jakub Balcerski
- Nie chcę mówić o nowej erze, o tym, co było. Mamy tu i teraz - mówi Sport.pl prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej, Sebastian Świderski przed startem jego pierwszego sezonu reprezentacyjnego w nowej roli. I sam jest ciekaw tego, jak będzie reagował na mecze polskich siatkarek i siatkarzy z nieznanej dotąd perspektywy.

Trochę wspomnień i nostalgii na gali Polskiej Ligi Siatkówki jako wstęp do intensywnego sezonu reprezentacyjnego - tak dla Sebastiana Świderskiego, prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej, wyglądał poniedziałkowy wieczór. Spędzony w gronie przyjaciół z siatkarskiego środowiska, ale ostatni z tych luźniejszych i spokojnych. Bo za chwilę przyjdą nerwy związane z pierwszymi meczami o stawkę odmienionych reprezentacji Polski siatkarek i siatkarzy.

Zobacz wideo Rewolucja czy ewolucja u polskich siatkarzy? Kurek: Zobaczymy na boisku. Kadra to nie przedszkole

Jakub Balcerski: Ta gala to dla pana powrót do świętowania w stylu ostatnich dni i zwycięstw ZAKSY, czy bardziej chwila oddechu przed rozpoczęciem sezonu reprezentacyjnego?

Sebastian Świderski, prezes PZPS: Przede wszystkim to podsumowanie tych dwudziestu lat polskiej ligi. Pandemia trochę pokrzyżowała szyki, ale cieszę się, że władzom udało się przekonać tych 600 gości, żeby przyjść i poświętować trochę ten jubileusz. Patrząc na to, co się tutaj działo, mnie rośnie serce. Widzę, jak polska siatkówka się rozwija, coraz więcej przyjaciół angażuje się w nią i dzięki temu możemy walczyć już nie tylko o najważniejsze cele w Europie, ale także na świecie. Sami sobie takie stawiamy. 

Gheorghe Cretu Cretu dokonał niemożliwego z ZAKSĄ i odejdzie. Zastąpi Grbicia?

Na ekranach podczas gali dużo wspomnień z tych ponad dwóch dekad. Przy którymś zaszkliły się oczy?

- Oczywiście, bo to prawdziwy wspomnień czar. I te słowa o klubie, karierze, zdjęcie z Pawłem Papke na słupku sędziowskim podczas świętowania zdobycia mistrzostwa dla Kędzierzyna w 2001 roku. A do tego świetna historia Andrzeja Gołaszewskiego, który rok później jako prezes rywala naszego klubu, AZS-u Częstochowa, kazał nam ten słupek zdemontować, żebyśmy nie mogli ponownie go przejąć. 

Prezes za to przeprosił, wybaczył mu pan?

- Najpierw się dostało burę, to teraz są przeprosiny (śmiech). Nawet chciałem odwrócić sytuację i powiedzieć, że gdybym wiedział, gdzie będę za dwadzieścia lat, to bym na ten słupek nie wchodził. A tak na poważnie, to tylko śmieszna historia, choć lubię takie wspominać, bo ona świetnie oddaje tamte czasy i nastroje. Dopiero teraz człowiek o wielu sytuacjach dowiaduje się, jak wyglądały zza kulis. Fajnie, bo układam sobie to, jak to się rozwinęło, a przy okazji uświadamiam, gdzie jestem teraz. Wielki szacun dla ludzi siatkówki, którzy potrafili doprowadzić i ligę, i reprezentację do poziomu, który ja uważam za światowy i taki, którego można nam zazdrościć. 

Na scenie padły też ważne i ciekawe słowa o ZAKS-ie. Że zdobyła potrójną koronę, a przecież finansowo nawet w Polsce nie jest liderem. 

- Bo tu nie pieniądze grają. Gra atmosfera, szatnia i przede wszystkim ludzie: zawodnicy, sztab i władze klubu. To cała składowa na ten końcowy sukces. Pieniądze są ważne, choć jak widać nie najważniejsze. Pomagają to wszystko osiągać, chociaż patrząc na inne zespoły, choćby z Włoch, to w ostatnich miesiącach widzimy, że kartka papieru z nazwiskami nie zawsze wiele znaczy. Budowaliśmy tę drużynę przez wiele lat i teraz to się spłaca. W tak technicznym sporcie, jak siatkówka, zgranie zespołu procentuje nie po roku, czy po dwóch, a właśnie po kilku sezonach. Teraz możemy świętować, że z ZAKSĄ nam się udało. 

Bartosz Bednorz "Po prostu musiałem zamilknąć". Bartosz Bednorz wrócił z Rosji i przerwał milczenie

Teraz gotowość na sukcesy w sezonie reprezentacyjnym?

- To będzie mój pierwszy sezon, gdzie będę siedział po nocach i oglądał mecze polskich reprezentacji jako prezes związku. Szczerze mówiąc, nie wiem, jak to będę przeżywał. Co innego oglądać jako działacz siatkówkę klubową, a co innego śledzić reprezentację całego kraju. Sam jestem ciekawy tego doświadczenia, choć trzeba będzie szybko się z nim oswoić, bo jeszcze trochę mi, mam nadzieję, potowarzyszy. Jeszcze bardziej wierzę, że z jedną i drugą kadrą będę mógł świętować sukcesy.

Zaczynają panie ze Stefano Lavarinim. Do kadry już dołączyła Joanna Wołosz, którą nietrudno wskazać jako liderkę tej grupy. Widzi pan kolejne?

- Je wytworzy sobie raczej grupa. To zweryfikuje nam trochę boisko, choć mam nadzieję, że pozytywnie. Od dawna było wiadomo, że przede wszystkim Asia będzie tej grupie przewodzić, z czego bardzo się cieszę. Zespół tworzy się od nowa i przed nim wielkie wyzwanie. Cele są jasne: najpierw mistrzostwa świata i później awans na igrzyska olimpijskie. 

Nikola Grbić takiego lidera musiał wskazać: na nowego kapitana kadry wybrał Bartosza Kurka. To dobra decyzja?

- Bartek udowadniał już wielokrotnie, że ma charakter, choćby zostając najlepszym zawodnikiem mistrzostw świata cztery lata temu. To taki naturalny wybór do tej roli, bo jest bardzo doświadczony, grał w wielu krajach, nie tylko w jednym klubie, więc podstawy do podjęcia takiej decyzji były jasne. Ale to była sprawa Nikoli Grbicia. I on i Stefano Lavarini dostali w tych kwestiach zupełną autonomię. Nikt nie pomagał, nie wskazywał, nie wymagał od nich jakichś wyborów. To ich wola, zgadzamy się z nią. My tylko obserwujemy to wszystko z boku i będziemy ich mocno wspierać w tym, co robią. Kapitanów też. 

Kurek tłumaczy przyjęcie powołania. Pytaniu o Kurek tłumaczy przyjęcie powołania. Pytaniu o "Grupę Kubiakową" zdołał się wywinąć

To nowa era dla jednej i drugiej reprezentacji? Oddzielamy to, co było i wchodzimy w obu przypadkach w nowy etap. Są przecież duże, widoczne zmiany.

- Nie chcę mówić o nowej erze, o tym, co było. Mamy tu i teraz. Chcemy walczyć o to, co tuż przed nami, ale pamiętając o tym celu, którym, jak będę przypominał, są igrzyska w Paryżu.

Więcej o: