Dla wielu kibiców symbolem nieudanego występu polskich siatkarzy w ubiegłorocznych igrzyskach w Tokio były łzy Bartosza Kurka po ostatniej akcji meczu z Francuzami. Mistrzowie świata wskazywani byli w ścisłym gronie faworytów turnieju olimpijskiego, ale po raz kolejny zadziałała "klątwa ćwierćfinału". We wrześniu rywalizowali jeszcze w mistrzostwach Europy i wywalczony w nich brąz okazał się pożegnaniem nie tylko trenera Vitala Heynena, ale i kilku kadrowiczów. Jednym z nielicznych przedstawicieli "starej gwardii", którzy pojawili się na zgrupowaniu o Nikoli Grbica, jest właśnie 33-letni atakujący.
- Paru chłopaków może nie podjęło jeszcze tej decyzji tuż po tych mistrzostwach Europy, ale wówczas zakiełkowała w nich. Od tego doszli do postanowienia, że czas zakończyć reprezentacyjną karierę. Ja w ten sposób o tym nie myślałem. Chciałem wówczas spędzić ostatnie chwile z tymi ludźmi, pocieszyć się tym medalem, mimo że nie był taki, o jakim marzyliśmy - wspomina w rozmowie z grupą dziennikarzy doświadczony zawodnik.
Nie chce odpowiadać, czy namawiał któregoś z kolegów, by zmienił decyzję o pożegnaniu z drużyną narodową. Nie kryje też, że wspomnienia z Tokio wciąż siedzą w głowie, ale zapewnia, że każdy z graczy wyciągnął własne wnioski z tej bolesnej nauki.
Grbic w niedawnej rozmowie ze Sport.pl zaznaczył, że Kurek przygotował listę przygotował listę pytań, zanim podjął decyzję o przyjęciu powołania. Siatkarz nie zamierza zdradzać, czego dotyczyły. Wyjaśnia za to, co zdecydowało, że postanowił przyjechać na zgrupowanie. Przyznaje, że nie bez znaczenia był aspekt zdrowotny.
- Miałem ten luksus, że mogłem się zastanowić nad tym, czy mam w sobie dalej ten ogień, czy mam nadal chęć, czy czuję jeszcze tę reprezentację. Nie musiałem się zastanawiać nad tym, czy bolą mnie kolano lub plecy, czy kolejny sezon kadrowy to będzie ryzykowanie czymkolwiek. Uznałem, że czuję tę kadrę oraz mam nadal chęć i ten ogień, więc następnego dnia zadeklarowałem trenerowi, że przyjeżdżam i jestem na jego wezwanie - wspomina.
Od razu jednak podkreśla, że skupia się na teraźniejszości i nie wybiega myślami do igrzysk w Paryżu, które odbędą się za dwa lata. - Do tego czasu może się wydarzyć milion różnych rzeczy. Takie planowanie kończy się na tym, że życie odwraca się następnego dnia - zastrzega.
Zamiast Michała Kubiaka, Piotra Nowakowskiego, Dawida Konarskiego czy Damiana Wojtaszka na zgrupowaniu w Spale pojawiło się kilka nowych twarzy. Kurek przyznaje, że pierwszego dnia czuć było aurę nowości i dużych zmian.
- Czy to była rewolucja, czy ewolucja? Zobaczymy na boisku. Przez ostatnie lata prezentowaliśmy jakiś określony poziom i chciałbym, byśmy poniżej pewnego nie schodzili. To też pokaże, czy dokonała się rewolucja i musimy coś budować od zera, czy jednak jako zespół wciąż jesteśmy na tym pewnym poziomie - podsumowuje.
Niedawno głośno było o wypowiedzi byłego kadrowicza Zbigniewa Bartmana, który stwierdził, że cieszy się, iż "Grupa Kubiakowa" została odcięta. Dziennikarze poprosili w piątek Kurka o komentarz do tego.
- Wiedziałem, że pojawi się takie pytanie - rzuca najpierw ze śmiechem atakujący. Po czym zaznacza, że nie odniesie się do tego z dwóch powodów. - Po pierwsze, Michał jest znakomitym siatkarzem, był fantastycznym kapitanem, wygraliśmy razem wiele, przegraliśmy też parę rzeczy. Po drugie, nie lubię wypowiadać opinii na temat czyjejś opinii. Uważam, że to nie ma najmniejszego sensu - kwituje.
To właśnie Kubiaka zastąpił teraz w roli kapitana reprezentacji. Chwali swojego poprzednika za to, jak wywiązywał się z tej roli, ale zaznacza, że są różni i nie będzie się na nim wzorował.
- Nie posiadam jego zalet, mam jakieś inne swoje. Nie zamierzam się jakoś specjalnie zmieniać. Zostanę sobą i powiedziałem kolegom, że najważniejsze, żebyśmy wygrywali i dobrze funkcjonowali jako grupa. Jeśli to nie będzie działało, to nie mam problemu ze zmianą - zapewnia.
Decyzję o jego nominacji podjął Grbic. Kurek przyznaje, że ze względu m.in. na wiek wiedział, że będzie brany pod uwagę przy wyborze. Zapewnia jednak, że nie miał specjalnego "ciśnienia".
- To ogromny honor i zaszczyt, ale jak powiedziałem - chodzi o to, żeby reprezentacja wygrywała i grupa dobrze funkcjonowała. Czy to będzie ze mną w roli kapitana, czy to będzie ktoś inny, to już nie ma najmniejszego znaczenia - zaznacza.
Atakujący na zgrupowanie dotarł w poniedziałek razem z kilkoma innymi siatkarzami. Część zaś z kadrowiczów trenuje w Spale już od ponad dwóch tygodni, a ostatnia grupa dołączy do nich w czwartek. Nowy kapitan jednak na razie przemowy nie wygłosił i takowej nie planuje.
- Młodsi koledzy chyba na razie się trochę krępują. Ale to są profesjonaliści i naprawdę dobrzy gracze. To - z całym szacunkiem - nie jest liga podwórkowa, więc oni wiedzą, po co tu przyjechali i co mają robić. Nikt nie będzie przychodził i mnie pytał, co ma sobie nałożyć do jedzenia, kiedy jest obiad czy jak się zachowywać na treningu. Na razie dogadujemy szczegóły - zasady, które trener chce wprowadzić, a resztę chłopaki dobrze wiedzą. Tak więc nie potrzebują przemów, ale też myślę, że zdają sobie sprawę, że jestem na każde wezwanie, jeżeli będą czegoś potrzebować - podkreśla.
Kurek dotychczas znał Grbica głównie jako legendarnego rozgrywającego, a potem jako trenera reprezentacji Serbii. Nie miał za to dotychczas okazji współpracować z nim na linii szkoleniowiec - zawodnik. Nie widział jednak potrzeby podpytywać wcześniej o wrażenia kolegów z kadry, którzy grali pod okiem słynnego przed laty siatkarza w Grupie Azoty Zaksie Kędzierzyn-Koźle.
- Nie potrzebuję sobie wyrabiać wcześniej opinii, skoro teraz mamy okazję, żeby się poznać. Jak każdy trener przyszedł ze swoim pomysłem, ze swoim systemem gry. Chce to wdrożyć, przechodzimy stopniowo od najprostszych założeń do tych bardziej skomplikowanych. Myślę, że wszystko idzie zgodnie z planem trenera - ocenia siatkarz, który przy okazji potwierdził, że zostanie na kolejny sezon w japońskim klubie Wolfdogs Nagoya.
Docelową imprezą Polaków w tym sezonie będą mistrzostwa świata, które częściowo zorganizowane zostaną w kraju. Kurek zaznacza, że na razie nie sposób przewidzieć, na jaki wynik stać w niej biało-czerwonych.
- Teraz to jest wróżenie z fusów czy kryształowej kuli. Takiej nie posiadam. Na razie to pytanie mija się z celem. Możemy porozmawiać o tym, co będziemy robić na kolejnym treningu i jaki jest plan na najbliższe dni. Mam mieszane uczucia, jeśli chodzi o te mistrzostwa świata. Okoliczności, w jakich otrzymaliśmy ich organizację (turniej odebrano Rosji z powodu inwazji na Ukrainę - red.). To na pewno nie jest to nasz wymarzony scenariusz. Ale teraz tak wygląda sytuacja. Przystąpimy do nich u siebie i mam nadzieję, że drużyna, która w nich wystąpi, zaprezentuje się równie dobrze jak ta z 2014 roku - podkreśla.
Polacy walczyć będą o trzeci tytuł z rzędu. Nagrodę dla najbardziej wartościowego zawodnika (MVP) edycji z 2018 roku otrzymał właśnie 33-letni atakujący. Przyznaje on, że biało-czerwoni będą wśród faworytów, ale przestrzega, że w takich dużych turniejach nieraz dochodzi do niespodzianek.
- Oczywiście, że wracam do wspomnień sprzed czterech lat. To były fantastyczne chwile. Ale wracam do tego tylko po to, żeby sobie przypomnieć, że stać nas na to, żeby rządzić w światowej siatkówce. Mimo że to była krótka chwila, ale stać nas na to i tak o tym myślę - dodaje.