Vital Heynen wrócił do Polski i od razu skradł show. Polki zastygły w końcówce

Jakub Balcerski
Powrót "Siwego Bajeranta", czyli Vitala Heynena, testy Stefano Lavariniego, który poszukuje dla kadry nowych opcji w ataku oraz liderek i na koniec jego debiutancka porażka jako trenera polskich siatkarek. Spostrzeżenia z przegranego w pięciu setach meczu z Niemkami otwierającego nową erę dla reprezentacji Polski zebrał Jakub Balcerski.

Wtorek w Arenie Gliwice był dniem debiutów - Stefano Lavariniego w reprezentacji Polski i Vitala Heynena u Niemek. Po pierwszych dwóch setach wydawało się, że lepiej pierwszy z dwóch sparingów pomiędzy tymi drużynami będzie wspominał Lavarini - jego zespół prowadził 2:0. Ostatecznie Niemki odwróciły jednak losy spotkania i mogły się cieszyć wygraną 3:2 (19:25, 20:25, 27:25, 25:19, 16:14). Show poza boiskiem skradł, jak zawsze, Belg.

Zobacz wideo ZAKSA po przerwie odzyskała tytuł mistrza Polski. "Tajemnicą jest to, że ta drużyna ma świetną atmosferę"

Heynen wrócił do Polski w nowej roli. I zmienił się tylko kolor jego koszulki

Godzina i dwadzieścia minut do rozpoczęcia meczu, a Vital Heynen już siedzi na ławce rezerwowych przy boisku. To dzień jego powrotu do Polski, choć w nowej roli i kibice mogą być nieprzyzwyczajeni do widoku byłego trenera w innej koszulce niż biało-czerwona. Ale to jedyna zmiana. Bo Belg zachowywał się bardzo po swojemu.

Choć określenie "Siwy Bajerant" na stałe przylgnęło do Paulo Sousy, to Heynen spokojnie mógłby je przejąć. I to niekoniecznie w negatywnym znaczeniu. Tak dobrze znany polskim kibicom trener po prostu nadal przed meczem chodzi po całej hali, wita się ze wszystkimi, rozmawia z dziennikarzami dłużej niż z zawodniczkami i wydaje się nieprzejęty swoją drużyną. W trakcie meczu spokojnie obserwuje każdą akcję i odwraca się do ławki, żeby spojrzeć na ułożony na jednym z krzeseł tablet prezentujący opóźniony podgląd na wymiany na boisku. W jednym był jednak niepodobny do siebie: ani razu nie pokłócił się z sędziami. To jednak tylko sparing, więc chyba nie miał ochoty wywierać na nich presji.

Polki zastygły. Pięć piłek meczowych i żadnej wykorzystanej

Pomimo niekorzystnego wyniku Heynen po pierwszych dwóch setach, nie złościł się na swoje zawodniczki, a te w końcu się rozegrały. Grały do końca, pokazywały sporo determinacji i ostatecznie wygrały pięciosetowy sparingowy maraton.

Za to Polki w końcówce tie-breaka wręcz zastygły na boisku i ze stanu 14:9 zrobiło się 14:16. Nie skończyły żadnej z pięciu piłek meczowych i popsuły sobie nieco nastroje, schodząc z boiska w roli przegranych. Nie pozostawiły po sobie najlepszego wrażenia.

Lavarini testuje: poszukiwania rozwiązania na atak i liderek kadry

Trenera Stefano Lavariniego wynik nie musi jednak interesować. W czasie meczu wymyślił sobie inne główne zadanie: testował. Na początku sezonu Włoch musi się zmierzyć z dwoma sporymi problemami. Oba mają tę samą przyczynę: w składzie Polek na Lidze Narodów zabraknie dwóch dotychczasowych liderek kadry grających na ataku, Magdaleny Stysiak i Malwiny Smarzek. To sprawia, że na prawym skrzydle spośród powołanych zawodniczek nominalnie grają tylko Karolina Drużkowska i Weronika Sobiczewska. Trener Polek ma teraz zatem czas, żeby swoje opcje na pierwszą część sezonu rozszerzyć, szukając przyjmujących, które mogą zagrać także w ataku. Ale to nie jedyna rola potrzebna polskiej kadrze od zaraz. Lavarini poszukuje także liderki: zawodniczki, która będzie ciągnąć zespół w trudnych chwilach i stanie się jego twarzą.

Do pierwszej szóstki na mecz Lavarini wybrał Weronikę Szlagowską, Katarzynę Wenerską, Kamilę Witkowską, Agnieszkę Kąkolewską, Olivię Różański, Zuzannę Górecką i Marię Stenzel. Ostatecznie pozwolił zagrać czternastu siatkarkom, bo poza nimi na boisko wchodziły też Martyna Czyrniańska, Weronika Sobiczewska, Monika Fedusio, Justyna Łukasik, Anna Stencel, Klaudia Alagierska i Alicja Grabka. Zabrakło tylko Aleksandry Gryki, Magdaleny Jurczyk i Martyny Łukasik.

Liderki wśród nich jeszcze nie widać, ale o ile ona wykreuje się pewnie sama, wraz z kolejnymi tygodniami i rozegranymi meczami, tak zastępstwo na ataku Lavarini musi wykreować sam. I w Gliwicach na pewno bardzo zależało mu na sprawdzeniu, jak na prawym skrzydle zagra Olivia Różański, ale także, jak wypadnie skuteczność ataków u Weroniki Szlagowskiej.

Przez trzy sety do momentu zejścia z boiska Szlagowska bardzo dobrze przyjmowała - na 58 procent skuteczności, ale w ataku skończyła pięć z osiemnastu dogranych do niej piłek. Pod tym względem dużo lepiej wyglądała Różański - siedemnaście punktów przy 45 otrzymanych piłkach w ataku. W późniejszej analizie spotkania ważna będzie także to, jak grą zarządzały Katarzyna Wenerska i Alicja Grabka. Obie rozgrywające są kandydatkami do roli drugiej zawodniczki na tej pozycji, za Joanną Wołosz, która do reprezentacji dołączy po chwili odpoczynku ze względu na grę w finale Ligi Mistrzyń, który jej Imoco Volley Conegliano przegrało z Vakifbankiem Stambuł. W Gliwicach nieco lepiej wyglądała gra Wenerskiej, ale swoje momenty i dobre akcje miała i Grabka.

Niemki zeszły z boiska, a Polki stały w szoku. Test nowych zasad

A sam mecz? Pomimo gry przez aż pięć setów, to było raczej spotkanie z tych do analizy, wypatrywania miejsca na poprawę i sprawdzaniu poszczególnych zawodniczek. Mało jakości, bo siatkarki z obu stron zmęczone długim ligowym sezonem, a w swoich kadrach jeszcze niezgrane z resztą drużyny.

Nudę na początku spotkania przerwał długi gwizdek sędziego przy wyniku 12:11 w pierwszej partii. Niemki od razu zeszły do linii bocznej, a Polki stały zdziwione na boisku i zastanawiały się, co się dzieje. Okazało się, że podczas spotkania testowane są nowe przepisy FIVB, które mają być standardem w świecie siatkówki i zaczną obowiązywać już podczas Ligi Narodów.

Niemki schodziły na przerwę techniczną, która od teraz będzie się pojawiała po zdobyciu przez jeden z zespołów dwunastego punktu. Pozostałe nowinki to jeden czas na żądanie dla trenera w jednym secie i brak zmian stron po każdym z setów - pozostałość gry w czasie epidemii koronawirusa.

Atmosfera w Gliwicach dobra w kadrze, gorsza na trybunach

Atmosfera w polskiej drużynie z daleka przez całe spotkanie wyglądała na dobrą. Zawodniczki były skupione na grze, uśmiechnięte i cieszyły się po swoich dobrych zagraniach. Szkoda, że nie towarzyszyło im zbyt wielu kibiców. Mecz nie stworzył wyjątkowego klimatu, choć oczywiście nie miał też wielkiej rangi. W Arenie Gliwice pojawiło się jednak maksymalnie kilka tysięcy osób, a hala potrafi przecież pomieścić nawet ponad 13 tysięcy widzów.

Może gdyby ceny biletów były nieco niższe, a nie równe lub wyższe od tych przygotowanych na mistrzostwa świata (29-49 złotych) współorganizowane w tym roku przez Polskę, to fanów byłoby nieco więcej. Nie pomagały jednak także ani pora i dzień rozgrywania spotkania, ani pogoda - w Gliwicach od kilku godzin padało. Hala nie przypominała zatem zapełnionej. Może inaczej będzie w przypadku środowego sparingu w Nysie - tam do hali wejdzie tylko 2,5 tysiąca osób, więc i atmosfera powinna być lepsza. Początek meczu zaplanowano na godzinę 18:30.

Więcej o: