Nikola Grbić tłumaczy sytuację Fabiana Drzyzgi. "Najtrudniejsza rozmowa"

Agnieszka Niedziałek
- Najtrudniejsza była rozmowa z Fabianem Drzyzgą. Kilka dni później chciał, bym ponownie mu wyjaśnił swoją decyzję. Zrobiłem to. Nie widzę go w roli rezerwowego. Zrozumiał to i zaakceptował - mówi Sport.pl trener Nikola Grbić. Bartosz Kurek na rozmowę z nim przygotował listę pytań zanim zgodził się przyjechać na zgrupowanie reprezentacji Polski, a wszyscy siatkarze ego muszą zostawić w domu.

Przed Nikolą Grbiciem intensywne dziewięć dni. Poza przygotowaniem siatkarskiej reprezentacji Polski do sezonu, który zwieńczą mistrzostwa świata, chce w najbliższym czasie jak najlepiej poznać swoją nową drużynę i sztab szkoleniowy oraz wspólnie wypracować system działania. Serb, który dołączył do grupy kadrowiczów na zgrupowaniu w Spale w poniedziałkowy wieczór, wymarzonej sytuacji nie ma. Od dwóch tygodni wiadomo, że w tym roku w biało-czerwonych barwach z powodu kontuzji ścięgna Achillesa nie zagra środkowy Norbert Huber. Pod znakiem zapytania stoi także dyspozycyjność przyjmującego Wilfredo Leona, o którego sytuacji zdrowotnej nowy trener mistrzów świata opowiadał Sport.pl już w poniedziałek. Przed słynnym przed laty rozgrywającym w najbliższych czasie jeszcze wiele rozmów z zawodnikami, ale kilka długich i nie zawsze łatwych ma już za sobą. 

Zobacz wideo W Polsce szykuje się siatkarskie święto. Premier ogłosił, że nasz kraj przejmie organizację mistrzostw świata zamiast Rosji

Agnieszka Niedziałek: Czekamy wciąż na decyzję Wilfredo Leona, ale pewne jest, że w Lidze Narodów nie zaprezentuje się Norbert Huber. Ktoś pojawi się w składzie w jego miejsce?

Nikola Grbić: Próbowaliśmy zastąpić go natychmiast, ale niestety nie było to możliwe (upłynął wyznaczony przez FIVB termin - Sport.pl). Uważam, że te przepisy trzeba zmienić. Bo sytuacja jest taka, że mamy w składzie prawdopodobnie dwóch zawodników, z których nie mogę skorzystać, a przecież jeszcze nie zaczęliśmy grać. Rozumiem, że nie wolno dokonywać wymiany w trakcie rozgrywek i że w takiej sytuacji nie dostalibyśmy pozwolenia. Ale sytuacja z Norbertem Huberem wydarzyła się prawie dwa miesiące przed pierwszym meczem i wiem, że zawodnik wypada z gry co najmniej na pół roku.

A w kontekście dalszej pracy w tym sezonie i mistrzostw świata kim chce pan go zastąpić?

Mamy powiedzmy sześciu zawodników na takim poziomie. Pierwszy, który przychodzi mi do głowy i pierwszy, którym chciałem zastąpić Norberta w LN, jest Krzysztof Rejno. On był chętny, by dołączyć, ale niestety było to niemożliwe ze wspomnianego wcześniej powodu. Oczywiście, biorę go pod uwagę pod kątem przygotowań do mistrzostw.

Przez ostatnie kilka miesięcy odbył pan zapewne wiele rozmów - z zawodnikami, którzy później zostali powołani, ale i tymi, których z różnych powodów nie ma teraz w kadrze. Która z nich była najtrudniejsza?

Z Fabianem Drzyzgą. Rozmawialiśmy przez telefon dwa razy. Wytłumaczyłem mu moją decyzję. Jako jedyny nie zgodził się z nią. Jego sytuacja była zawiła, szczególna. Ostatecznie przyjął moje wyjaśnienie. To nie jest jednak zamknięty temat. Powiedziałem mu: "To nie tak, że już na pewno nigdy do ciebie nie zadzwonię. Zostawiam tę kwestię otwartą. Tak chcę to zrobić. Jeśli to dla ciebie ok, to świetnie". Fabian to zaakceptował. Z takimi ustaleniami się pożegnaliśmy. Nie ma tu nic więcej, żadnego drugiego dna.

Na podstawie jego późniejszych wypowiedzi można było jednak odnieść wrażenie, że nadal jest bardzo rozczarowany i nie rozumie, dlaczego nie ma dla niego miejsca w składzie.

Kilka dni po naszej rozmowie chciał, bym mu ponownie to wyjaśnił. Zrobiłem to, w ten sam sposób. Powiedziałem, co chcę zrobić, dlaczego i jak chcę to zrobić. Całkowicie rozumiem, że zawodnik czasem może nie zgadzać się z moimi metodami zarządzania zespołem, podejściem do treningów, meczów i wszystkiego. To jest ok. Fabian powiedział, że bardzo chciałby być w kadrze i to świetnie. Jest zmotywowany, by w niej być. Powiedział też, że jeśli zadzwonię ponownie, to nie będzie miał urazy o obecną sytuację. To super. Jestem w stanie jak najbardziej go zrozumieć, bo chciał być częścią drużyny narodowej i reprezentować kraj. Mogę więc zrozumieć, że nie jest zadowolony z mojej decyzji, ale jak mówiłem wcześniej - zrozumiał ją i zaakceptował. Zobaczymy, co przyniesie nam przyszłość w tym temacie.

W drużynie widział pan za to Piotra Nowakowskiego, ale ten postanowił zakończyć karierę.

Piotr potrzebował tygodnia, by to przemyśleć. Zdecydował pożegnać się z kadrą. To wszystko.

Ktoś jeszcze ostatecznie powiedział panu "nie'"?

To nie tak, że dzwoniłem i pytałem tylko "Chcesz przyjechać?". Wyjaśniałem, jak chcę zorganizować różne rzeczy. Np. kiedy rozmawiałem z Bartoszem Kurkiem, to miał listę pytań, które chciał mi zadać w związku z tym. On również chciał trochę czasu, by porozmawiać z rodziną i przeanalizować wszystko. Rozumiem to. Po dwóch godzinach odezwał się, dając pozytywną odpowiedź. Nie ma jednego scenariusza w przypadku wszystkich. Dla mnie istotne było, by wyjaśnić zawodnikom, co i jak chcę zrobić. Wszyscy to zrozumieli. Przynajmniej przez telefon. Jak z każdym rozmawiałem, to czułem, że są gotowi stworzyć dobry zespół pełen wsparcia. 

Ma pan już plan co do składu drużyny na każdy z turniejów Ligi Narodów? Pierwszy z nich już za dwa tygodnie.

Prawdopodobnie zaczniemy z zawodnikami, którzy są na zgrupowaniu od dwóch tygodni. Ale musimy jeszcze sprawdzić pewne rzeczy. Paweł Zatorski ma pewne problemy zdrowotne, więc zobaczymy. Tak samo trzeba sprawdzić kwestię łokcia Bartosza Bednorza, by zdecydować, kto ostatecznie poleci do Kanady. Ale głównie będą to ci, którzy już są w Spale.

Kiedy do kadry dołączy ostatnia grupa powołanych zawodników?

Dzień przed wylotem na pierwszy turniej LN do Kanady, 2 czerwca. Będą trenować na miejscu, a potem będziemy już wszyscy razem.

Na poniedziałkowej konferencji prasowej mówił pan, że nie zamierza narzucać autorytarnie swojej wizji drużynie i członkom sztabu, tylko wypracować ją wspólnie. Zapowiada się więc chyba sporo rozmów w najbliższych dniach i tygodniach.

Tak. Będą to zarówno indywidualne rozmowy, jak i w grupie. Będzie tego sporo. Ale nie zawsze będzie to miało taką oficjalną formułę, że siadamy w biurze i dyskutujemy. Można to robić przy kawie czy podczas treningu. Jest wiele momentów, kiedy można wymienić poglądy dotyczące mniej lub bardziej istotnych kwestii. Ale z pewnością zaczniemy od poznania się lepiej.

Co jest na ten moment pana największym zmartwieniem? Wspomniane kłopoty zdrowotne kilku siatkarzy?

Zdecydowanie. Mam nadzieję, że teraz już wszyscy będą zdrowi i nie dojdą nam kolejne takie problemy. Już mamy ich za dużo. Ale to normalne przy grze na tym poziomie i treningach, że każdy ma czasem jakieś dolegliwości. Liczę tylko na to, że nie uniemożliwią nam one ciężkiej pracy i później gry.

Z trybun obserwował pan w niedzielę w Lublanie drugi z rzędu triumf Grupy Azoty Zaksy Kędzierzyn-Koźle w Lidze Mistrzów. Co pan czuł jako trener, który wygrał z tym klubem poprzednią edycję?

Ogromną dumę z moich chłopców i moich członków sztabu. Mówię "moich", bo uważam ich za moich przyjaciół, świetnych współpracowników. Bardzo się cieszyłem, bo wiem, jak wiele z siebie dali, jak bardzo tego chcieli i pracowali oraz jak dobrzy są. Byłem więc bardzo zadowolony, że raz jeszcze zapisali się w historii.

To panu zależało, by ZAKSA pozyskała przed ostatnim sezonem Marcina Janusza i tak się stało, ale w klubie się panowie już nie zdążyli spotkać. On sam unika deklaracji dotyczących tego, że będzie teraz  najprawdopodobniej pierwszym rozgrywającym w reprezentacji. A pan?

Taki jest mój plan. Chciałem dać mu szansę bycia numerem jeden. Dlatego powiedziałem Fabianowi "Nie widzę cię jako rezerwowego. Gościa, który stoi i czeka". Poza tym to wpływałoby też na Marcina. Miałby wciąż w głowie "Gram, ale tam obok boiska jest Fabian". Nie chcę jednak, by takie postawienie na Janusza nakładało na niego dużą presję. To nie jest sytuacja w stylu "Musisz mi się teraz odpłacić za to zaufanie". Absolutnie nie.

Ma pan już wizję podstawowego składu reprezentacji Polski?

Do tego jeszcze bardzo daleka droga. Jeszcze wiele meczów, ważnych spotkań, treningów. Trudno będzie grać dwa mecze w takim samym składzie. Każdy z zawodników musi być gotowy, by wejść nagle na jedną zagrywkę, blok czy podwójną zmianę. To jest ważne - każdy musi mieć takie podejście, a nie myśleć "ja gram, a nie on". Muszą zostawić ego w domu, przyjść i próbować dać od siebie to, co mają najlepsze. Dla drużyny.

Przyznał pan jednak, że na rozegraniu można się spodziewać się, iż numerem jeden będzie Janusz. Na żadnej z pozostałych pozycji nie ma takiego faworyta?

Powiedzmy, że tam wszystko jest bardziej szare, a nie białe lub czarne. Bo przykładowo na przyjęciu mamy Bartosza Bednorza, Kamila Semeniuka, Aleksandra Śliwkę, Tomasza Fornala i Wilfredo Leona, kiedy wróci. Mamy tak wielu dobrych zawodników, że jeśli jeden nie będzie grał dobrze, to z pewnością będzie ktoś inny, kto może wejść za niego i poprawi jakość gry. Ważne, by siatkarze to zrozumieli i zaakceptowali. Tu nie ma miejsca na ego. Ważne, by zwyciężyła drużyna, a nie jednostka. Bo jak wygra zespół, to jako jednostka dostaniesz nagrodę. Ale jak grasz świetnie, ale twój zespół przegrywa, to ty też także.

Odczuł pan już mocno wzmożone zainteresowanie swoją osobą odkąd został wybrany trenerem siatkarskiej reprezentacji Polski?

Uznaję to za część tej pracy. Oczywiście, będę się starał chronić zawodników przed tym zainteresowaniem na tyle, na ile to będzie możliwe. Inni muszą zaś zrozumieć, że potrzebujemy się skupić na pracy na boisku, na dobrej grze i przygotowaniach. Im więcej rozpraszaczy, tym mniejsza szansa na to, by grać najlepiej jak potrafimy. Rozumiem wagę bycia dostępnym, aktywności marketingowych i medialnych oraz sesji fotograficznych. Ale jesteśmy tu, by grać w siatkówkę i musimy się przygotować, by być najlepszymi, jakimi potrafimy być na boisku. Jeśli cały czas będziemy rozpraszani przez milion innych spraw niż siatkówka, to nie będziemy w stanie dobrze się przygotować. Dlatego czasem nie jest dobrze grać u siebie, bo masz wtedy miliony kibiców, ludzi chcących zrobić sobie wspólne zdjęcie. A jak grasz w Australii, to jest mało dziennikarzy, niewiele fanów i można się znacznie lepiej skupić. Dlatego tak ważne jest, by wszyscy rozumieli tę sytuację.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.